Nemo przyjechał do mnie w dobrym stanie fizycznym, ale psychicznym - strasznym
dzieci miały wtedy 6 lat i 1,5 roku
mieszkał na początku w łazience, aż się oswoił z naszą obecnością i odgłosami życia w domu
potem, jak go wypuściłam, długo chował się za wersalką, w wersalce albo w szafie
pozwalaliśmy mu na to, nie socjalizowaliśmy na siłę, czasami pozwalał mi się delikatnie pogłaskać, ale TŻ-a i dzieci unikał długo
czekaliśmy cierpliwie aż zacznie przychodzić
był moment, kiedy sądziliśmy że już nie zacznie, że będzie zawsze żył OBOK nas
ale daliśmy mu tyle czasu ile chciał
przy okazji dzieci miały lekcję, że kotek może sobie nie życzyć dotykania i trzeba to uszanować

zresztą Nemo potrafił być asertywny

To ten jednooki czarno-biały rozbójnik z mojego podpisu.
Myślę że gdyby tak do niej podejść - dać czas i poczekać - to ona się otworzy.
Niekoniecznie Was pokocha, ale... pewnie przynajmniej uzna za "swoich".