Psotusiowy pamiętnik

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw maja 15, 2008 9:59

Wszystko wczoraj doczytałam :wink:
ale jak się chciałam wpisać ,to Forum odcieło :(
Ciąg dalszy bardzo wskazany :wink:
Byle szybko :wink:
Obrazek

Danusia

 
Posty: 119538
Od: Pon kwi 02, 2007 11:56
Lokalizacja: Opole

Post » Czw maja 15, 2008 16:57

Cioćku Kociamo, my czekamy :D
Melanija.

annette88

 
Posty: 14574
Od: Nie lis 25, 2007 20:52
Lokalizacja: Wodzisław Śląski

Post » Czw maja 15, 2008 21:44

My też ...
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27193
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Pt maja 16, 2008 6:20

WYCHOWUJEMY NASZE DZIECI

Psotek
Widziałem przecież, że Pigunia cierpi, a sama nie chce czy nie umie poprosić Pańci o pomoc. No i zrobiłem Pańci pobudkę. Naprawdę nie obchodziło mnie w tym momencie zmęczenie Pańci ani to, że musiała następnego dnia normalnie iść do pracy. No to ją zbudziłem i razem pomogliśmy Piguni w porodzie.
Moja dzielna żona urodziła dwóch synów i córkę. Widziałem, że przy tym trochę cierpiała, w końcu jednak wszystko przebiegło szczęśliwie. Jednak Pigunia była tak zmęczona, że wskoczyła pod poduszkę Pańci i się zdrzemnęła. Tymczasem my z Pańcią ułożyliśmy maleństwa w wygodnym legowisku.
Pańcia już wcześniej je przygotowała w środku wersalki. Był tam kocyk i poduszki (a właściwie jaśki), na których ułożyliśmy maluchy i je nakryliśmy. Potem Pańcia wzięła Pigunię i położyła ją obok dzieci. A maluchy ułożyła tak, żeby od razu mogły przytulić się do Piguni i ją ssać - - i w ten sposób się ogrzać i najeść.
To było zupełnie niesamowite. Te maleństwa były zupełnie bezradne i zdane na naszą pomoc i opiekę. Pigunia mimo zmęczenia od razu je umyła i nakarmiła. Ja też jej pomagałem w myciu i dogrzewaniu, bo to przecież były także i moje dzieci, nie tylko Pigułki.
Pigułka
Maleństwa wyglądały trochę jak powiększone zabawki – szczurki Poza tym nic nie widziały. Jednak płucka miały silne i używały ich nie tylko do oddychania. Obserwowałam je uważnie, żeby zawsze wiedzieć, czego im potrzeba – jedzenia, przytulenia czy może jeszcze czegoś innego.Przy okazji sama nauczyłam się wydobywać głos z buzi. Okazało się, że tak naprawdę nie jest to aż takie trudne, jak mi się do tej pory wydawało. Tylko skąd te malutkie dzieci to umieją? Przecież nie ode mnie, skoro to ja się tego uczyłam właśnie od nich! Od Psotka też nie mogły, bo za krótko się przecież znali. Ale Psot mi przypomniał, że my tak samo się zachowywaliśmy tuż po urodzeniu, tylko że tego nie pamiętaliśmy, bo byliśmy za malutcy, ale jemu powiedziała o tym Mama i on to zapamiętał.
Psotek
No, fakt, żeśmy byli oboje z Pigunią maleńcy, tak jak teraz nasze dzieci, kiedy wydawaliśmy takie dźwięki jak one teraz. Tylko że ja cały czas używałem moich strun głosowych, a Pigunia tego nie robiła, aż w końcu zapomniała, do czego one służą. No a nasze dzieci wiedziały to instynktownie. I Pigunia dzięki nim przypomniała sobie, jak trzeba się zachowywać, żeby nas inni usłyszeli.
W pierwszych dniach maleństwa po prostu leżały w łóżeczku i na zmianę ssały Pigunię lub spały, a Pigunia je karmiła, grzała i myła ich małe ciałka, żeby były zawsze czyste. Była tym pochłonięta niemal całkowicie. Wychodziła z wersalki tylko po to, żeby coś zjeść lub skorzystać z toalety.
Na szczęście wersalka była prawie cały czas otwarta, więc mogłem do niej swobodnie wchodzić i wychodzić. No więc często układałem się koło mojej rodzinki i wszyscy spaliśmy razem lub ja zajmowałem się dziećmi, a Pigunia szła na spacerek lub coś zjeść.
Pańcia mówiła, że jestem bardzo odpowiedzialnym ojcem, bo myłem i ogrzewałem dzieci razem z Pigunią. Dla mnie jednak to było naturalne, że tak trzeba postępować.
Nasze dzieci z początku nic nie widziały. Więc Pigunia sama je układała obok siebie i pomagała im sięgnąć pyszczkami tam, gdzie trzeba, żeby się mogły najeść.
Jeden z naszych synków – Białasek – już od urodzenia był spokojniejszy od reszty rodzeństwa. I do ssania układał się zawsze trochę z boku. Bardzo mnie on wzruszał, bo był najbardziej bezradny z całej trójki. I to jego najczęściej wylizywałem, żeby mu dodać trochę odwagi i chęci do życia.
Pigułka
Kiedy minęły trzy dni od urodzenia, wszystko już było świetnie ułożone. I każde z nas wiedziało, co i kiedy robić. Więc Pańcia wybrała się na wycieczkę. Byłam pewna, że w czasie jej nieobecności świetnie sobie poradzimy ze wszystkim. Ale Pańcia postanowiła dać klucze do mieszkania mamie Kamili, żeby one obie do nas zaglądały, kiedy jej nie będzie. No i rzeczywiście były u nas chyba ze trzy razy. I nawet mama Kamili dała nam świeże jedzonko z puszki, którą Pańcia wcześniej przygotowała. A sama Kamila sprzątnęła naszą toaletę. Fajnie mieć takich sąsiadów!
Psotek
Kamila z mamą długo przyglądała się Piguni i naszym dzieciom. I powiedziała, że to są najpiękniejsze dzieci, jakie w życiu widziała. Ale nie brała ich na ręce, bo wiedziała, że my na to nie mamy ochoty, a Pańcia by się złościła, gdyby się nam coś stało. No więc tylko patrzyła i się napatrzeć nie mogła.
W końcu wróciła Pańcia i Kamila z mamą poszły do siebie. Pańcia tylko umyła łapki i natychmiast zrobiła nam wszystkim kolację. Kiedy już się wszyscy najedliśmy, Pigunia poszła z powrotem do dzieci, żeby je też umyć i nakarmić, a Pańcia wskoczyła do wanny.
Sam nie wiedziałem, której z nich mam towarzyszyć, bo przecież każda z nich była dla mnie ważna i każda robiła coś ważnego. No więc na początek pobiegłem z Pigunią, żeby jej pomóc w myciu maleństw i układaniu ich do karmienia. One były przecież zupełnie bezradne, nawet jeszcze nie widziały i nie chodziły.
Z drugiej strony wydawało mi się, że od momentu urodzenia trochę już urosły. I chyba tak rzeczywiście było, bo wszyscy troje ciągle tylko jedli lub spali przytuleni do nas. A w czasie jedzenia mruczeli. To chyba się czuli bezpieczni...
Jak to dobrze, że maleństwa miały nas oboje i na dokładkę Pańcię! Dzięki temu Pigunia nie miała takich zmartwień jak nasza Mama, kiedy urodziła nas!
Wreszcie nastąpił wielki dzień. Naszym dzieciom zaczęły się otwierać oczy. Jako pierwszy przeżył to nasz synek Łobuziak. Byliśmy przy nim oboje i wylizywaliśmy mu powieki, żeby wiedział, że nic złego mu się nie dzieje. I Pańcia też przy tym była, żeby w razie potrzeby pomóc nam swoimi paluszkami. Mały w końcu otworzył oczy i się rozejrzał z ciekawością. A pierwsze jego spojrzenie powędrowało do nas – rodziców, no i do Pańci. Jakie to dziwne swoją drogą, że on miał niebieskie oczy. Po kim mógł je mieć? Przecież nie po nas, bo my oboje mamy zielone... Po Pańci też nie, bo ona ma przecież brązowe... Może to jakiś wybryk natury? Ale jak otworzyły się oczka Rozrabiarki i Białaska, to już kompletnie się załamałem. Oni też mieli NIEBIESKIE oczy!
Pańcia powiedziała, że to nic strasznego, bo wszystkie koty tuż po urodzeniu tak mają. A później kolor oczu się zmienia na „dorosły”. Podobno z nami też tak było. Nawet jak się przeprowadzaliśmy do Pańci, to jeszcze mieliśmy niebieskie oczka. I dopiero później ich kolor zmienił się na inny, dorosły. I tylko niektóre koty do końca życia mają niebieskie oczy. Ale naszym dzieciom to nie groziło, bo przecież były rasy europejskiej, a ta wada występuje tylko u kotów perskich i innych takich udziwnionych. No ale np. persy są w ogóle dziwne, bo mają strasznie długą sierść. Wiem o tym, bo Pańcia mi pokazała zdjęcia takich kotów
Pigułka
Nasze dzieci rosły strasznie szybko i ciągle były głodne. Dobrze, że Pańcia stale pilnowała, żebym miała co jeść. Jadłam strasznie dużo, więc i dla naszych głodomorków miałam zawsze wystarczająco dużo mleka. One na zmianę ssały i spały – a przy tym cały czas rosły.
Białasek przy jedzeniu był zawsze bardzo spokojny, aż do przesady. Za to Łobuziak z Rozrabiarką nawet w czasie ssania bili się na żarty przednimi łapkami. Trochę mnie to śmieszyło, bo nie rozumiałam, jakim sposobem oni mogą jednocześnie jeść i się bawić. Jednak udawało im się to widocznie, bo byli coraz więksi i silniejsi.
Psotek
W końcu przyszedł czas na naukę chodzenia i korzystania z toalety. Pierwszy za to zabrał się Łobuziak, a Rozrabiarka go naśladowała z niewielkim tylko opóźnieniem. On mi bardzo przypominał moje własne usmarkane dzieciństwo. Też musiał wszędzie wsadzić swój ciekawy nosek. Szkoda tylko, że nie odziedziczył kolorów po mnie i miał nosek tak samo czarny jak Pigunia i reszta rodzeństwa.
W każdym razie to on biegał za nami i poznawał dom, a potem wszystko pokazywał rodzeństwu. I to on pierwszy z całej trójki zobaczył naszą toaletę i nauczył się z niej korzystać. Wchodził do niej z całą dziecięcą powagą, robił, co mu tam było potrzebne i wychodził.
Pigunia poza tym wytłumaczyła mu, dlaczego, jak i po co ma zakopywać w piasku to, co tam zostawił. Jeśli zrobił to dobrze, to oboje na zmianę lizaliśmy go gdzie popadło. A jeżeli zdarzyła mu się poważniejsza wpadka, to dostawał dwa lekkie klapsy: po jednym od Piguni i od Pańci. A jeśli przychodził do mnie na skargę, to mu dokładałem drugie tyle, a dopiero potem tłumaczyłem, a dopiero potem mu tłumaczyłem, za co mu się dostało, gdzie zrobił błąd i jak ma się poprawić.
Potem już on nam też pomagał w szkoleniu Rozrabiarki. Ona zresztą okazała się pojętną uczennicą – w końcu to przecież moja krew! Tylko Białasek trochę się z tym spóźnił, ale jak już do tego dorósł, to od razu robił to zupełnie dobrze. Tylko że on zawsze trzymał się trochę z boku i rzadko bawił się z rodzeństwem.
Pigułka
Teraz, kiedy dzieci były już trochę większe, mogłam je karmić tylko po jednym naraz. I to ja decydowałam o kolejności. Podbiegałam do jednego, myłam je i wylizywałam, a potem układaliśmy się oboje do jedzenia. A jak już uznałam, że się najadło, to lekko je klepałam, żeby odeszło. A potem powtarzałam ten rytuał z drugim dzieckiem, a później z trzecim.
Psotek
Któregoś razu Łobuziak o mało nie doprowadził mnie do ataku śmiechu. Chodził sobie właśnie po pokoju. A że się trochę przy tym rozczochrał, postanowiłem go wylizać. A ten mały spryciulek już pamiętał, że gdy liże go Pigunia, to zaraz potem jest jedzenie. I zaczął pyszczkiem sięgać do MOJEGO brzucha. Pewnie sobie wyobrażał, że może MNIE ssać! Zerwałem się więc na równe łapy, zrobiłem piękny koci grzbiet i go ofuknąłem. Co też sobie smarkacz wyobraża!
Na to nadbiegła Pigunia, dała mu ze dwa klapsy i odciągnęła go ode mnie. A potem go wylizała i w czasie karmienia wytłumaczyła mu, jaka jest różnica między mamą i tatą. Nie wiem, ile z tego zrozumiał, ale w każdym razie już potem żadne z dzieci nie domagało się ode mnie karmienia. Inne rzeczy – proszę bardzo, ale tego to nikt nie może ode mnie wymagać!
Pigułka
W pewnym momencie zauważyłam, że apetyty naszych dzieci strasznie wzrosły i już nie mogłam im nastarczyć pokarmu. No więc zaczęła kupować specjalne puszki z jedzonkiem dla kocich dzieci. Przypomniałam sobie, że my też dostawaliśmy takie właśnie jedzonko, kiedy byliśmy u Oli, a potem także w pierwszych tygodniach mieszkania z Pańcią. W jednych miseczkach było jedzonko dla mnie i Psotka, a w innych – dla dzieci.
Pierwszy odkrył to oczywiście Łobuziak. Wypróbowywał codziennie jedzonko ze wszystkich miseczek, a na końcu dosiadał się do miseczek dla dorosłych. Nie pomagały prośby, groźby ani perswazje – on był równie zdecydowany jak jego tata. Aż śmiesznie było patrzeć, jak mały z powagą siada przy miseczce i wsuwa to, co było przeznaczone dla dorosłych. Ja potem zjadałam to, co zostało w miseczce dla dzieci. Jednak nie narzekałam na to, bo dziecięce jedzonko było naprawdę pyszne, a przy tym lekko strawne. A Łobuziak miał wtedy poczucie, że jest prawie dorosłym kotem. I bardzo był z tego dumny.
Psotek
Pewnego dnia do Pańci przyszły dwie dziwne panie. Zwykle, gdy przychodzili do Pańci goście, to dzwonili domofonem, przedstawiali się i Pańcia ich od razu wpuszczała. Tym razem rozmowa przez domofon trwała dłużej. I w końcu Pańcia powiedziała, żeby weszły na górę. Potem Pańcia nam wyjaśniła, że to są panie z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i że one myślą – cha, cha, cha – że my gdzieś Pańci zginęliśmy. A przynajmniej tak Pańci powiedziały.
Strasznie się tym zeźliłem, bo niby po co mielibyśmy Pańci uciekać i ginąć? Przecież było nam tu zupełnie dobrze! No i schowałem się za wersalkę, bo przecież nie mogłem się zniżyć do rozmowy z debilkami. Jak one śmiały podejrzewać MNIE o ucieczkę i zostawienie maleństw bez opieki? I jakim prawem posądzały Pańcię, że się nami nie zajmuje jak należy??? No ale Pańcia powiedziała, że wpuściła je właśnie po to, żeby same się przekonały o głupocie swojego pomysłu.
Tym niemniej byłem na nie wściekły i nie zamierzałem im się pokazywać. Ale Łobuziak wpadł na inny pomysł. Zaproponował, żebyśmy właśnie wyszli na ich spotkanie i zrobili z tego paradę i demonstrację. Kiedy się nad tym zastanowiłem, uznałem, że mały może mieć rację. No więc kiedy te baby weszły, wzięliśmy go z Pigunią między siebie, żeby go osłaniać – i dumnie wymaszerowaliśmy z naszej kryjówki.
Rzeczywiście te kobiety miały strasznie głupie miny, jak nas zobaczyły. I już nie miały żadnych pytań. Wyszły najszybciej, jak im wypadało. I myślały, że ja nie wiem, że to była zwykła ucieczka.
Pańcia potem mówiła, że jedna z tych pań mieszka niedaleko od nas i jest w sumie sympatyczna. Potem za każdym spotkaniem rozmawiała z Pańcią całkiem przyjaźnie. I mówiła, że nie pamięta, kto i co jej o nas powiedział, ale jak dostała informację, to ją musiała sprawdzić. Ona mogła sobie mówić, że nie pamięta, skąd się o nas dowiedziała. Ale ja wiedziałem swoje: tylko Kamili mama mogła jej o nas powiedzieć.
Sama Kamila była sympatyczna, ale jej mama zawsze musiała wiedzieć o sąsiadach wszystko albo nawet i więcej. Podobno wiedziała nawet, kiedy Pańcia się myje i ile wody zużywa. I gdyby Pańcia nie miała wodomierzy, to mogłaby spisywać zużycie wody według opinii sąsiadki. Ale Pańcia wolała wierzyć wodomierzom niż sąsiadce, bo one pokazywały to, co naprawdę się działo, a nie to, co się wyśniło sąsiadce. Ciekawe tylko, czy ta sąsiadka wiedziała równie dobrze, co się działo w dzienniczku Kamili... Raczej wątpię, bo gdyby wiedziała, to by wydziwiała na Kamilę. A tego nie robiła.

Pigułka
W sumie to było mi żal Kamili. Ona była przecież całkiem fajna i grzeczna. A jej mama wydziwiała, że ona nie robi różnych rzeczy. Na przykład jak Kamila ganiała z koleżankami, to jej mama się złościła, że ona się nie uczy ortografii (cokolwiek by to było). A jak Kamila czytała książki i się uczyła, to matka była niezadowolona, że młoda nie bawi się z koleżankami. Czyli cokolwiek Kamila robiła – jej mama była niezadowolona. Dziwna kobieta! Zupełnie nie umiałam jej zrozumieć i nie wiedziałam, o co jej chodzi.
Psotek
W końcu doszedłem do wniosku, że wiem, o co chodzi tej matce Kamili. Ona po prostu lubiła narzekać. I cokolwiek by się zdarzyło – ona lubiła wynajdywać złe strony sytuacji i narzekać na nie. I oczywiście jeśli znalazła jakiś powód do narzekania, to była strasznie zadowolona.
To jakieś dziwne hobby: wynajdywanie przykrych sytuacji i narzekanie na nie. Nasza Pańcia przecież na pewno miała w życiu wiele niemiłych sytuacji, ale zawsze umiała sobie z tymi problemami poradzić. A jeśli nawet jej się wydawało, że sobie nie da rady, to myślała o czymś przyjemnym, co jej się wcześniej zdarzyło i powtarzała, że ze wszystkim sobie poradzi, bo już ileś razy tak było.
Pigułka
Tymczasem nasze dzieci rosły i były coraz bardziej samodzielne. W końcu już umiały wszystko, co im było potrzebne: samodzielnie jadły, myły się, korzystały z kuwety i porozumiewały się nie tylko między sobą i z nami, ale też z Pańcią i innymi ludźmi. Wtedy zapadła decyzja, że się usamodzielnią.
Było mi z tego powodu trochę przykro, bo przecież poza Psotkiem to one właśnie były moją najbliższą rodziną. Ale rozumiałam, że Pańcia nie ma tyle pieniążków, żeby utrzymać nas wszystkich pięcioro. Poza tym dorosłe koty tak samo jak ludzie powinny żyć po swojemu. Przecież my też kiedyś wyprowadziliśmy się od naszej Mamy, choć ani jej, ani nam na początku nie było łatwo. I Pańcia mówiła, że ona też kiedyś wyprowadziła się od swojej mamy. I nie było to dla nich łatwe. Ale ostatecznie tak jest lepiej, żeby dorosłe dzieci mieszkały bez rodziców. Bo jak się nie wyprowadzą, to całe życie będą dziećmi.
Psotek
Jako pierwszy wyprowadził się Łobuziak. Nawet podobali mi się jego nowi opiekunowie, więc się nie buntowałem. Po kilku dniach ci sami ludzie zabrali też Rozrabiarkę. No to fajnie, że oni oboje trafili do tej samej rodziny. Tylko Białasek pojechał gdzieś indziej i w końcu nie byłem przekonany, czy na pewno dobrze trafił.
Po ich wyjeździe zrobiło się trochę pusto, bo zostaliśmy znów tylko w trójeczkę z Pańcią i nie mieliśmy już żadnych ważnych obowiązków.
CDN :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt maja 16, 2008 8:52

Och, łezka mi się w oku zakręciła... Jakie to były piękne, beztroskie czasy. Nic nie wiedzieliśmy o chorobach, kłopotach i smutkach...
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 16, 2008 22:00

Psotusiu, nie wiedziałem, ze byłeś tatą 8O
Ja nie miałem dzieci ... i już nie bedę miał :oops:
Ale jestem wujkiem, bo Agatka miała synków - jeden jest taki wielki, że mógłby mnie obronić przed każdym obcym kotem ...
Gag
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27193
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Sob maja 17, 2008 13:49

Gaciu, rzeczywiście raz mi się udało zostać Tatusiem... Ale wcale nie było to łatwe...
Psot zamyślony

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie maja 18, 2008 20:25

PO WYJEŹDZIE DZIECI

Pigułka
Rzeczywiście było trochę smutno i nudno. Psotek zastanawiał się nawet, czy nie powinniśmy się postarać o następne dzieci. Ja jednak nie miałam na to ochoty. Przede wszystkim źle znosiłam poprzednią ciążę, a poza tym jednak opieka nad maleństwami wymagała od nas sporo energii. I w dodatku potem Pańcia musiałaby szukać dla nich domków. Podobno to nie było wcale łatwe. A przecież nie można ich oddać byle gdzie.
Po dyskusji zapadła decyzja, że dostanę taki hormon, przez który nie będę mogła mieć dzieci. No i przyjechał ten wstrętny niby-lekarz i mi zrobił zastrzyk. Tyle z tego wyszło dobrego, że Psot przestał mnie molestować o dzieci, bo czuł, że i tak to się nam nie uda.
Psotek
W kilka dni po skłuciu Piguni ten okropny człowiek przyjechał znowu. Tym razem dał jej spokój, ale za to wspólnie z Pańcią dopadli MNIE! I zrobił mi zastrzyk, a potem wspólnie wpakowali mnie do transporterka. No i on mnie zabrał z domu! Byłem oburzony, że Pańcia mu na to pozwoliła, ale przez ten zastrzyk nie miałem siły walczyć. Pańcia powiedziała, że jadę z tym człowiekiem tylko na wycieczkę. A jak wrócę, to niby mam im wszystko opowiedzieć.
Jak dojechaliśmy na miejsce, to ten facet zrobił mi jeszcze dwa zastrzyki. Po nich zupełnie urwał mi się film. Wiedziałem tyle, że on coś przy mnie robi – ale nie wiedziałem, co właściwie się dzieje. I zupełnie nie mogłem się ruszyć, nie mówiąc już o pogryzieniu go.
W końcu zostawił mnie na chwilę w spokoju. Chyba dlatego, że akurat do tej jego niby-lecznicy wszedł jakiś chory pies ze swoim opiekunem. Może zresztą to był kot? Byłem tak oszołomiony, że było mi to obojętne. Chciałem już tylko mieć spokój i żeby ten człowiek już mi zniknął sprzed oczu... W końcu jednak on włożył mnie do transporterka, a potem zaniósł do samochodu. I wreszcie odwiózł mnie do domu. No i tam razem z Pańcią położył na podłodze specjalnego pampersa, a na nim – mnie.
Ufff! Wreszcie byłem w domu! Ale nie mogłem wstać! To było straszne – chciałem zmienić miejsce, a nie mogłem się ruszyć. To chyba przez te głupie zastrzyki! W końcu udało mi się – i położyłem się tam, gdzie chciałem. I wreszcie zasnąłem. Spałem dość długo, tylko co jakiś czas szedłem (a właściwie pełzłem( do szmatek, które Pańcia mi ułożyła w kąciku zamiast kuwety. I tylko kątem świadomości zauważałem, że Pańcia czasem po cichutku przechodziła koło mnie i zaglądała, jak się czuję. Obie z Pigunią siedziały cały czas w drugim pokoju, żeby mi nie przeszkadzać. Dopiero pod wieczór doszedłem do siebie na tyle, żeby do nich dołączyć. Byłem jednak jeszcze strasznie słaby, więc Pańcia starała się mnie nosić na rękach, a Pigunia mnie wylizywała, jakbym był niemowlakiem.
Jednak dopiero po kilku dniach, kiedy już czułem się w miarę dobrze, powiedziały mi, co się ze mną stało. Ten bandzior zrobił mi taką operację, żebym już nigdy nie mógł mieć dzieci! Jakim prawem??? Zazdrosny był czy jak??? Ale to przecież nie mój problem, że on miał tylko jedno dziecko, a ja – troje! Przecież to tylko jego problem, ja z tym nie miałem nic wspólnego, więc dlaczego o się na mnie mścił i wyżywał???
Pigułka
To nie była żadna zemsta, tylko próba ratowania mnie przed następnymi ciążami. Szkoda tylko, że aż taka drastyczna, przecież na pewno są jakieś łagodniejsze sposoby zapobiegania ciąży... No ale nie mogłam pomóc Psotkowi, więc go lizałam i pocieszałam. I wspólnie czekaliśmy na Pańci urlop.
PsotekWkrótce potem Pańcia przypomniała nam, że właśnie minęła pierwsza rocznica dnia, kiedy zamieszkaliśmy razem. Oczywiście celebrowaliśmy ją uroczyście, bo przecież to był ważny dzień. I przez ten rok mocno się zżyliśmy.
Po tej rocznicy Pańcia przestała jeździć na lekcje. Tylko czasem jeszcze spotykała się z Olą. Ale to też już nie były normalne lekcje, tylko zwykłe spotkania. Tyle że mówiły po anielsku, a nie po ludzku. To przez to, że Ola gdzieś wyjeżdżała na wakacje i musiała się umieć dogadać także w tym języku. Miała być tłumaczką dla całej rodziny, bo tylko ona znała ten język.
Pigułka
Oli to dobrze, miała już wakacje. Naszej Pańci aż tak dobrze nie było. Nie męczyła już biednych dzieci anielskim, ale i tak musiała chodzić do pracy. Ale widocznie musiało tak być. To niesprawiedliwe, że jedni mają więcej wakacji, a inni mniej! Pańcia też już była strasznie zmęczona i coraz trudniej jej było wstawać do pracy. Ale podobno tak jest, że jak człowiek dorasta, to ma coraz mniej wolnego czasu.
Ale najśmieszniej to jest z tym, że człowiek pracuje przez wiele lat, a potem go wysyłają na urlop (czyli wakacje) do końca życia. To się dzieje, jak człowiek ma 60 lub 65 lat, czyli 11 lub 12 lat kociego życia. I potem ta osoba co miesiąc dostaje ileś tam pieniążków za nic, po prostu żeby nie musiała pracować. I Pańci mama tak miała. Ale na przykład rodzice Oli jeszcze nie. A to dlatego, że oni byli mniej więcej w wieku naszej Pańci
CDN :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pon maja 19, 2008 5:41

:pisanie:

Paulaaa

 
Posty: 8777
Od: Wto lis 06, 2007 21:48
Lokalizacja: Namysłów

Post » Pon maja 19, 2008 8:33

Dzięki, Ciociu Kociamo :) Akurat tego momentu w życiu nie lubię wspominać...
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon maja 19, 2008 12:52

Psotku nie dziwie Ci się :wink:

Paulaaa

 
Posty: 8777
Od: Wto lis 06, 2007 21:48
Lokalizacja: Namysłów

Post » Wto maja 20, 2008 18:10

Ojej, Psotusiu! Bardzo współczuję, ale z drugiej strony Melusia też miała operację, żeby nie mieć dzieci..

annette88

 
Posty: 14574
Od: Nie lis 25, 2007 20:52
Lokalizacja: Wodzisław Śląski

Post » Śro maja 21, 2008 13:36

Inka i Pigunia nie miały operacji, tylko Kuje :(
Ciocia Kociama chyba znowu chora :(
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro maja 21, 2008 14:17

Moja Mecia przez 5 lat dostwała kuje, który źle działały na jej organizm tereaz jest już po operacji :wink:

Paulaaa

 
Posty: 8777
Od: Wto lis 06, 2007 21:48
Lokalizacja: Namysłów

Post » Śro maja 21, 2008 18:24

psotku pozdrawiam ciebie i kuleczke i inke i posylam wam przez mary lux smaczne jedzonko pusia musicie mi powiedziec czy wam to smakowalo bo ja jestem grymasnica i mnie zadko co smakuje, chyba ze to jest surowe miesko ktore moja pani kupuje sobie na obiad , ale wa zycze smaczgo wasza sasiadka ruda pusia.
Pusia

Irena73

 
Posty: 37
Od: Sob sie 11, 2007 11:30
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 78 gości