Czarnusia ostatnio ucieka i nie daje się dotknąć. Przemyka pod ścianami i chowa się w różne kąty tak żebym jej nie dosięgnęła. Zaczynam żałować, że ją wypuściłam z klatki ale nie mogłam spokojnie patrzeć jak trze pyszczkiem o pręty tak, że aż ma startą skórę. Wiem, że gojący się szew swędzi ale niech się ociera o coś bardziej przyjaznego niż metalowa klatka. Mam nadzieję, że w końcu się przekona do miziania bo inaczej ciężko będzie znaleźć dom.
Dziś panienka wylądowała z powrotem w klatce. Nie dlatego, że nabroiła, ale postanowiłam otworzyć dziewczynkom taras. Wszystkie trzy pozostałe lokatorki pokoju dają się dotykać i można je wziąć na ręce, więc jakby co to mam szansę je złapać, tylko Czarnusia stawia opór. Nie mam zamiaru ryzykować, poza tym w klatce jej nie muszę ścigać do miziania.
Areszt tymczasowy dobrze mi robi bo wpadam do pokoju i zanim zrobię cokolwiek innego (miski, kuwety, woda) to najpierw wkładam rękę do klatki i przekonuje panienkę, że mizianie jest super