Wczoraj byliśmy u weta. To znaczy troje dużych i dwa kociaste

Oczywiście jechały każde w swojej torbie. W aucie była kupa śmiechu, bo rozmawiały ze sobą. Na każde "miau" Bajeczki odpowiadał w tym samym tonie Feluś

Nie żadne tam wrzaski ze strachu, tylko naprawdę brzmiało to jak rozmowa. Pani doktor koteczki pooglądała i stwierdziła, że zdrowe jak rydze

co bardzo nas ucieszyło. Bajeczka była bardzo spięta ale grzeczna do momentu kiedy pani doktor zaczęła jej oglądać ząbki

wtedy się wkurzyła i pacnęła łapką. Feluś jak to Feluś, pełny luz. Jak zwykle jak tylko go odpięłam natychmiast wskoczył na biurko i zaczął gadać z panią doktor. Musiał koniecznie się dowiedzieć co też tam tyle pisze

Przy badaniu oczywiście mruczał jak nakręcony, ale to po prostu jego ulubiona pani doktor

Po powrocie uśmiałam się z Bajeczki. Jak tylko ją wypuściłam z torby, natychmiast poleciał do sypialni, wskoczyła na łóżko i tam rozciągnęła się jak długa i włączyła "traktorek". To pewnie miało znaczyć : "nie ma to jak w domu... "

A tak w ogóle to jest nieźle. Kociaste się jakoś dogadują. Na razie trwa zawieszenie broni. Bajeczka już się zorientowała, że Felek już się jej nie boi i coraz rzadziej na niego fuka. Jeszcze tylko nie daje mu zaprosić się do zabawy, ale myślę że to kwestia czasu
