» Sob maja 10, 2008 17:03
Napisałam opowiadanie i chciałam wysłać, ale po nieciśnięciu "wyślij" forum kazało mi się zalogować, ergo opowiadanie diabli wzięli. Próbuję jeszcze raz, a każdy, komu kiedyś opowiadanie diabli wzięli, z pewnością doceni moją cierpliwość.
Opowiadanie:
Lula znowu obudziła się o świcie i nie mogła już zasnąć. Snuła się po domu, szukając rozrywki, jednak nic poza ogrodem nie przychodziło jej do głowy. Łomotanie drzwiami odpadało, Duzi je zastawili. Wypróbowała więc metodę Kociego Wrzasku o Brzasku, a po jękach i pomrukach dochodzących z łóżka zorientowała się, że dopięła swego i Duzi mogą już co najwyżej udawać- upolowała więc kilka palców, po czym dobrowolnie i nawet dość łagodnie wyrzucili ją do ogrodu. Ha.
Ziemia w Białym Kościele rodziła... nie, nie garnki. Rodziła zapachy. Jednak dziś, poza zwykłymi zapachami gliny, trawy, robali (których Lula nie lubiła) i myszy (które Lula lubiła), wydzielała też jakiś innych zapach. Nowy, duży, futrzasty i intrygujący. Lula poczuła zew przygody.
...Ale najpierw należało sprawdzić, co nowego w misce. Pogalopowała więc do domu, gdzie drzwi na szczęście były otwarte, inaczej- przeczuwała to instynktownie- jej życie, a przynajmniej fizjonomia- zmieniłyby się całkowicie.
Micha była pełna. Lula na zasadzie "nic nie jadłam, nic nie piłam" rzuciła się na żarcie, po czym z godnością odzyskaną dzięki pełnemu żołądkowi udała się do wyjścia.
Duża dopadła ją w ogródku.
-Lula, ty czarna małpo!! Gdzie ty się znowu szlajasz?? Raczysz wrócić do domu przed zmrokiem??
Lula nie uznała za stosowne odpowiadać.
-I to ma być słodki kotek?? Ogon zadrze i polezie! Lekceważysz mnie!
-Pff...- Zlekceważyła Lula i polazła.
W miejscu, z którego wydobywał się Zapach, Lula zaczęła kopać. Kopała i kopała, a kiedy mogło się zacząć wydawać, że do jądra ziemi zostało około dwunastu metrów, Lula wpadła do jaskini.
Jaskinia była wysoko sklepiona, ciepła i sucha. I stało w niej Zwierzę.
Gdyby Lula wiedziała, że a.) mamuty wymarły, b.) mamut nie powinien znajdować się pod ziemią w Białym Kościele, i c.) żywy mamut nie powinien znajdować się pod ziemia nigdzie- zjawisko mogłoby ją zastanowić. Ale Lula była kotkiem nieedukowanym.
- Miau- zagaiła. Mamut nie zareagował.
- Miau- zagaiła nieco głośniej. Mamut łypnął. Lula nie przywykła do takiego traktowania. Podeszła bliżej i wbiła pazury w trąbę.
Ciszę rozdarł dziki ryk. Dużej z rąk wypadły grabie, Dużemu piła, na szczęście wyłączona. Z piwnicy uciekły małe zwierzątka.
-No, to teraz naprawdę narozrabiała- zawyrokowała Duża. Razem rzucili się w kierunku, z którego dobiegały cichnące już odgłosy bitwy.
Spod ziemi wyłaził potwór. Miał wielki, rudy łeb, trąbę, ogromne kły i równie ogromne uszy. Ciałko natomiast miał drobne, szylkretowate i dziwnie znajome...
- L-Lula...?- jęknęła Duża.
- Mmmiuu- było to miauknięcie, niewątpliwe, choć nieco zduszone. Uszasta i trąbiasta głowa rąbnęła o ziemię, prawie zwalając Dużych z nóg, a zza niej wyłonił się kot, dumny i napuszony.
- Czy to jest...- Duża bała się dokończyć. Obeszła dookoła łeb, niewątpliwie odszarpany od większej całości.
- Tu jest jama- zakomunikował Duży.- W środku jest mamut.
- Mamuty wymarły- warknęła Duża, stwierdzając dokonany właśnie fakt. - A poza tym nigdy nie przebywały na terenach Białego Kościoła- dodała, tym razem przecząc oczywistym świadectwom.
- Ale tu jest mamut- nie rezygnował jej mąż.- A przynajmniej jego kadłub. Resztę, zdaje się, sprezentował nam twój kotek.
Oboje zapatrzyli się na słodkie czarne maleństwo o silnym charakterze.
- Dzielna kicia... znalazła mamutka...- odruchowo pochwaliła kota Duża.
Lula zamruczała. Mamut nie skomentował.
A ja będę DT jak dorosnę...