Dzisiejszy wpis sponsoruje literka Ś jak śmieciojad. W przeciwieństwie do Neski, która byle czego do pyska nie weźmie, Ramzes od zawsze zbierał śmieci z dywanu jak odkurzacz. Wiadomo - wszystkiego nie da się usunąć, więc Ramzes został już przydybany na zjadaniu:
- piórek z poduszek;
- przeróżnych sznureczków;
- folii;
- papierków.
Za którymś tam razem przyłapany na tym niecnym procederze, skumał, że przemocą odbieramy mu drogocenną zdobycz i od tamtej pory natychmiast zwiewa pod stół, łypiąc z bokowca i pospiesznie dziamiąc resztki "jedzonka".
Od jakiegoś czasu ma nowe super-hobby: dostaje się do szafki pod zlewem w celu przekopania kubła ze śmieciami (nie głodzę go, przysięgam!). Staramy się z mamą pamiętać zawsze o regularnym wynoszeniu śmieci, ale przecież nie będziemy tego robić kilka razy na dzień! Kiedyś w ogóle zapomniałyśmy o tym na wieczór i zbudził mnie odgłos gwałtownego zwracania treści pokarmowej. Ramzes pozbył się m.in. kilku listków hoi (trzymam ją wysoko poza zasięgiem kotów; widocznie kilka liści opadło, a ja je przeoczyłam) i... sporych kawałków celofanowej torebki po kocim jedzeniu, którą wyrzuciłam nieopatrznie do śmieci!
Z innych spektakularnych akcji - w okolicach Wielkanocy Ramzes zeżarł pozostawione w rondelku jajko na twardo wraz ze skorupką. Nie bardzo wiem jak mu się to udało, bo stało się to podczas naszej nieobecności, ale brak jajka, tudzież walające się wokół pozostałości jednoznacznie wskazywały na przyczynę. Zresztą same skorupki też kiedyś wcinał ze smakiem.
A z rzeczy nieśmieciowych, za to nie za bardzo kocich, Ramzes uwielbia:
- pomidory (aż piszczy z niecierpliwości, jak je widzi);
- majonez;
- chleb;
- chrupki bekonowe;
- biszkopciki.
Przy tym wszystkim nie notuję żadnych problemów gastrycznych w przeciwieństie do non-stop rzygającej Neski. Mam swoją teorię.
Mój śmieciojad wydala to wszystko po prostu drugim końcem, bo kupy robi wielkie jak średni pies.