Pan Marek zadzwonił (jest ochroniarzem, przedłużyli mu służbę, stąd opóźniony telefon), mało tego: pan już był z synem u Basi, mało tego: Mruczek siedział u nich na kolanach i nie chciał zejść, mało tego: chłopak powiedział, że nie odda go nigdy w świecie nikomu
Pan przymierzał się aby wziąć go dzisiaj do siebie, bo ma kilka dni wolnego aby zobaczyć jak będą reagowały na niego pozostałe zwierzaki. bardzo go chciał wziąć ale widząc, ze Mruczek porusza się jeszcze dość pomału przełożył to na później, bo obawia się, że jego dziki kociuch może atakować i Mruczek nie zdąży się schować. Siedzieli u Basi godzinę, pokazywali zdjęcia nieżyjącego kota Bobka, którego Mruczuś jest wiernym klonem . Na koniec ustalili, że za jakiś czas wezmą mnie do siebie na kawę, Mruczka do kontenerka i będziemy obserwować co się będzie działo. Jeżeli będzie ok, to Mruczek zostanie od razu, jeżeli będą scysje to Mruczek dołączy do rodziny po wyciągnięciu gwoździ.
To chyba dobre wieści, co?
