
Wczoraj wieczorem wprowadziła się do mnie koteczka. Jej pani - znajoma mojej znajomej - dwa tygodnie temu zmarła, po starszej pani została starsza, bo już dwunastoletnia (podobno) koteczka, no i właśnie wczoraj trafiła do mnie. Z zamiarem pozostanie


Tylko że się martwię. Koteczka od wczoraj nie chce wyjść z koszyka, w którym ją przywieziono. Zdaję sobie sprawę, że jest ciągle jeszcze zdezorientowana, zaskoczona, wystraszona i w ogóle, więc nie chciałam nic na siłę forsować, więc tylko otworzyłam koszyk, postawiłam jej obok miseczki z karmą i wodą i kuwetę i chciałam zaczekać, aż się sama troszkę uspokoi i wyjdzie. Wczoraj już nie wyszła, tylko zawinęła się w kłębek w tym koszyku i zasnęła. W nocy też nie wyszła. I dzisiaj dalej nie chce wyjść, nawet na jedzenie i wodę. Pogłaskać się dała, ale przy próbie wyjęcia fuka i prycha. No i nie wiem - zostawić ją jeszcze w spokoju, czy wyciągać na siłę? Martwię się, że nic nie je i nie pije

Będę bardzo wdzięczna za wszelkie rady "aklimatyzacyjne", tym bardziej, że jak dotąd wszystkie koty (nawet zupełnie obce) mnie zawsze lubiły i nie miały oporów...
Podkreślam, wiem, że Kicia jest jeszcze zszokowana i zdezorientowana i na pewno bardzo bardzo tęskni za swoją starą panią, ale martwię się jednak, bo wygląda jak na dnie depresji.