Ratunku! Pytanie jak w temacie. Czy dorosły pies dogadałby się z kotami na ich własnym terenie?? Jak sądzicie??? Od paru dni kręci się pod blokami bardzo biedny pies, którym bardzo zainteresował się mój mąż. Nie wiemy, czy psiak ma właścicieli. Póki co mąż wynosi mu wodę, dziś poczęstował go kocią puszką. Nie wiemy, co dalej. Gdyby okazało się, że pies jest bezdomny, to czy istnieje cień szansy, że dogadałby się z kotami?? Jak sądzicie?
No wlaśnie wrócił mąż. Piesio nie chce pić, nie jest też głodny. Wszystko wskazuje na to, że jednak ma właściciela, który go wypuszcza na cały dzień Gdyby to był kot, to bym go ukradła. Psa ukraść trudniej, bo przecież trzeba z nim potem wychodzić na spacery. Ale będziemy obserwować sytuację. Gdy okaże się, że psisko głodne, czy spragnione, rozwiesimy ogłoszenia i zabierzemy go do siebie...
Gdyby się zdarzyło że jednak nie ma pana to na pewno się dogadają.
U mnie Kiteczka przyszła do dosłego psa i było ok.Później do dorosłej Kitki przybyła mała Belka i też ok a Tajcia i Belka to poprostu miłość.
No zobaczymy, jak to będzie. Widziałam tego pieska. To sunia. Śliczna, płowa, długowłosa, wielkości jamnika. I znów nie wiem - czy ma właścicieli, którzy nazbyt dobrze ją karmią, czy może jest ciężarna. Dała się wygłaskać, potarmościć, jest bardzo łagodna i lgnie do człowieka. Wyjeżdżaliśmy na zakupy, gdy się napatoczyła. Kupiliśmy jej puszeczkę i - jak na złość - nie pokazała się całe popołudnie i wieczór. Jestem niemal pewna, że jednak ma domek, ale będziemy obserwować sytuację.
Ludzie często puszczają bez opieki...ja bym zgarneła i napisała ogłoszenia..jak ktos przylezie oblukać,objechać...i jak człowiek do sensu to psa oddać .Jak nie to odkupić.Inaczej albo wróci gdzie mu żle,albo zginął i ktoś szuka,albo marny jego los na ulicy.....jak sunia to lepiej..dla integracji(ale nie ma reguły)U mnie 3 koty i pies i szafa gra -komoda tańczy..wylizywanie,wspólne spanie ,zero agresji.....
Dokładnie taki mamy plan, Serniku. Tylko, że od wczoraj suni nie widać. Boję się gwizdnąć psa, a potem wychodzić sobie z nim na spacer i paradować po podwórku, jakby nigdy nic, dlatego wywiesilibyśmy te ogłoszenia. W sumie stwierdziliśmy wczoraj, że najidealniej byłoby wziąć urlop wychowawczy na trzy lata. Po trzech latach obiekt znaleziony przechodzi na własność znalazcy. Ja mam naturę sowy, więc i koty i ja błyskawicznie przestawilibyśmy się na tryb nocny. Pies też by musiał. Spacery odbywałyby się w nocy i moja ukradziona własność nie byłaby zagrożona Tylko jeden problem jest... Z powodu psa, jako żywo, nikt mi wychowawczego nie da. Halllo!! Czy jest na sali specjalista od prawa pracy??????
Aniada, zawsze w przypadku znalezienia sie wlasciciela, jesli sie okaze, ze jest upierdliwy, a puszczal psa w samopas mozesz poprosic dowolna organizacje pro-zwierzeca o przejecie go (psa) na mocy ustawy o chronie praw zwierzat (zaniedbanie) i przekazanie tych praw Tobie
a smutna rzeczywistosc jest taka, ze idzie dlugi weekend i piesek pewno sie komus "zgubil"
Pragnę donieść, że Czesio czuje się swietnie. Jesteśmy po wizycie u weta. Płucka pracują jak miech kowalski. Suni od wczoraj nie widać, choć ostatecznie postanowiliśmy ją przygarnąć, o ile nie będę musiała pójść do szpitala. Z moim zdrowiem jest fatalnie, coraz gorzej. Jak na polską służbę zdrowia przystało, sprawę moich dolegliwości wziął w swoje ręce weterynarz i załatwia mi miejsce w szpitalu (Dostałam bowiem skierowanie, ale mnie nie przyjęto). Póki co jestem załamana. Mam dość tego cholernego kraju, tego rządu, któremu oddaję połowę hańbiącej pensji, i który nie jest w stanie zagwarantować mi realizacji podstawowych praw. Dotąd myślałam, że człowiek sam jest kowalem swego losu i od nas tylko zależy, czy w kraju będzie nam dobrze. Myliłam się. Jestem poważnie chora, czuję się coraz gorzej, nie jestem jakimś cholernym moherem, który wysiaduje dziury w krzesłach gabinetów lekarskich. Jestem młodą osobą, która nie chorowała nigdy dotąd, i od własnego państwa nie mogę oczekiwać pomocy. Mój mąż umierał i nie przyjechało do nas pogotowie. Leczyła go przez telefon moja ginekolog. Teraz weterynarz będzie się starał, bym doszła do siebie. Teatr absurdu, paranoja. Przepraszam za OT, ale jestem tak wściekła i rozżalona. Choruję już 5 tygodni. Mam dość. Pracuję w tym momencie ponad siły, za grosze, które oddam służbie zdrowia, mimo iż ta sobie ze mnie kpi.
Ja też klepię biedę,ale tydzień temu wydarłam z budżetu 200zł i pobiegłam do "profdrhab" po dwóch specjalizacjach,bo na zdrowiu niestety nie można i nie da się oszczędzać.System jest chory!Wiadomo,że co miesiąc płacimy niemało na NFZ a w razie czego i tak człek leci prywatnie,bezsens.Byłaś u dobrego specjalisty? Zdrowia życzę!