» Nie kwi 27, 2008 17:30
Poczułem jak do ust napływa mi ślina. Kołacz był świeżutki, z kruszonką i pachniał na calutką kuchnię.
- Proszę...- powtorzyła Ewelina. - Wiem, że tam jesteś...Wiem, bo nigdy nie wycierasz butów i zostawiasz ślady...Jeżeli mi nie pomożesz to do końca życia będziesz musiał patrzeć na tego... - zamilkła w poszukiwaniu trafnego określenia - tego śledzia !
Zapiszczałem ze śmiechu, a Ewelina zawołała z triumfem w głosie :
- A nie mówiłam ?
Na znak zgody zastukalem uroczyście w ścianę i poczekałem, aż dziewczyna opuści kuchnię. Ledwie przed domem zarżaly konie wyskoczyłem oknem jadalni do ogrodu i pobiegłem ile sil w nogach na skróty w stronę lasu.
Bieglem tak szybko, że nie zauwazylem czającego się w trawie lisa.
- Kły i pazury - wyjąkalem wstając i rozcierając stłuczone kolano.
- Liść babki i pajęczyna - mruknął ironicznie lis i przyjaźnie poruszył uaszami. - Pali się czy co ?
- Gorzej - odparłem patrząc na dziurę w spodniach.
Lis przekrzywił głowę.
- Czy przypadkiem nie znasz jakiegoś wilka ? - zapytałem zupelnie niedorzecznie.
Lis aż zakręcil się w kółko z rozbawienia próbując capnąć zębami koniuszek swojej kity.
- Ale wymysliłeś...po co ci wilk ?
W kilku słowach opowiedziałem, co się stało, a lis podrapal się za uchem.
- Znam jednego psa - powiedział po chwili zastanowienia - który wygląda zupełnie jak wilk, ale trzymają go na łańcuchu.
- To trzeba zrobić wszystko, aby puścili go wolno - powiedziałem i usiadlem obok lisa. Myśleliśmy dłuższą chwilę, aż w końcu lis zerwał się na równe nogi i szczeknął :
- Mam !
Przypadł do ziemi abym mógł wskoczyć na jego grzbiet i ruszyl tak szybko, że bylbym spadł w trawę.
Lis mknął między trawami niby ruda błyskawica i zatrzymał się dopiero na skraju wsi.
- Złaź - powiedzial - i chodź za mną.
Przesmyknął się przez dziurę w płocie i znaleźlismy się na podwórku, gdzie przy chylącej się ku ziemi budzie siedzial duży, wilkowaty pies.
- Kły i pazury - powiedzial i oblizał nos.
- Dzisiaj nic nie przynioslem - powiedział przepraszajacym tonem lis - ale niewykluczone, że czeka nas królewska uczta, jeśli...
- Jesli ...? - pies zawiesil glos i nagle spostrzegł mnie kryjącego się za krzakiem rabarbaru. - A to kto taki ?
- Kleofas Wieczysty, skrzat domowy - ukłoniłem się, bowiem Bazyli nauczyl mnie, że należy być uprzejmym dla każdego, nawet, jeżeli byłby to lańcuchowy pies.
- Burek, pies stróżujący, niestety - odrzekł pies.
- Może już nie - zachichotał lis i przysunąwszy się do ucha psa zaczął coś szeptać. Pies słuchał z uwagą kiwając ciężkim łbem .
- Powinno się udać - powiedział. Ruchem głowy wskazał mi krzak rabarbaru i zaczął donośnie szczekać.
- Cicho być ! - rozległo się z domu, ale pies szczekał dalej szarpiąc się przy budzie i dzwoniąc łańcuchem.
Trzasnęły drwi i w progu stanął tęgi mężczyzna o czerwonej, nalanej twarzy. Sięgnął po stojące na ganku widły i ruszył w stronę psa.
- Zaraz cię uciszę ! - wrzasnął gospodarz i w tej samej chwili dostrzegł pełznącego pod płotem lisa.
Niecelnie cisnął widłami, a lis przystanął, warknął i skierował się w stronę kurnika.
- Bierz go, zabij - ryknął mężczyzna i zerwawszy psu obroże popchnął go w kierunku lisa .
- Uduś, ugryź ! - wrzeszczał podczas gdy lis porwaszy mnie w zęby śmignął dziurą w płocie mając na karku rozbawionego psa.
- Sam się ugryź - sapnął pies, kiedy zatrzymaliśmy się na skraju zagajnika.
Lis zachichotał i postawił mnie na ziemi i wyłuszczył swój plan. Pies z aprobatą pomachał ogonem i przećwiczył kilka, jego zdaniem, wilczych grymasów.
- Doskonale - skwitował lis i spojrzał na mnie pytająco. - A teraz - dokąd się kierujemy ?
Odnaleźć Ewelinę było najprostszą rzeczą pod słońcem. Goście bowiem czynili tyle hałasu, że nie sposób było ich nie dosłyszeć. Matka solonego śledzia piszczała za każdym razem, kiedy przez rozłożony na trawie obrus przebiegała mrówka, ojciec głosno sapiąc oganial sie od muszek, a solony sledź przestępował z nogi na nogę, ponieważ białe spodnie nie pozwalaly mu wygodnie usiąść na trawie.
Pies z lisem wymienili spojrzenia, a kiedy kiwnąłem głową pies zawarczał, zaszeleścił w krzakach i wysunął na polanę łeb.
- Wilk ! - zawołał solony śledź.
Pies odwrócił się w moją stronę.
- To ten ? - zapytał szeptem.
- Ten...-odpowiedziałem.
Nastroszywszy na karku zmierzwione futro pies wyszedł spomiędzy zarosli i obnażył żółte zęby.
Solony śledź w mgnieniu oka znalazl się na czubku wątłego modrzewia, zaś reszta jego rodziny rozpierzchła się po krzakach.
- Jaki tam wilk - odezwał się stary Złociejowski rzucając psu kawałek kiełbasy. - Pies, i tyle. Głodny widać.
Pies zamachał ogonem , z apetytem zjadł kiełbasę i przysiadł w trawie z wyrazem oczekiwania na pysku. Matka Eweliny spojrzała na kandydata ostatkiem sił trzymającego się cienkiego pnia.
- Ewelina to wyjątkowa dzieczyna - uśmiechnął się stary. - Chcesz ją oddac takiemu, co się psa boi ? Co pierwszy na drzewo ucieka, a ją na dole zostawia ?
Matka Eweliny zaczerwieniła się i przesłoniła twarz parasolką.
Towarzystwo wróciło do domu milcząc, a kandydat od razu zaszył się w gościnnym pokoju.
Ewelina z dziadkiem pozostali na zewnątrz pracowicie wybierając z psiej sierści rzepy i kleszcze, zaś lis jakby rozplynął się w powietrzu.
- To ładny, dobry pies - orzekl stary spoglądając na slad po obroży. - Ze wsi pewnie. Na łańcuch go szkoda, poszukam gospodarza i wykupię.
- Tak ! Tak ! - zaszczekał donośnie pies, a okno goscinnego pokoju zamknęło się z trzaskiem.
Wieczór był nadzwyczaj przyjemny. Dziadek Zlociejowski uraczył wszystkich winem i długą opowieścią o tym, jak ratował swoją żonę ze wszystkich możliwych niebezpieczeństw. Babka Złociejowska przytakiwała uśmiechając się przy tym promiennie i wyglądała zupelnie jak młoda dziewczyna.
Kiedy wreszcie udalo mi się niepostrzeżenie wskoczyc za piec znalazlem leżąca na ziemi niedużą paczuszkę. Otworzylem ją drżącymi ze zniecierpliwienia rękoma - i oniemiałem na widok pary zgrabnych, aksamitnych spodni ze złotymi chwaścikami przy pasku...Kładąc sie do snu położyłem je w taki sposób, aby zobaczyć je od razu nastepnego ranka i usnąłem kamiennym snem.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!