BYLE DO WIOSNY
Pigułka
Ten pierwszy miesiąc w roku nazywał się styczeń. Czyżby dlatego, że się stykał z poprzednim rokiem? Tylko że jakiś ten styczeń był długi. Pańcia znów chodziła do pracy, a my bawiliśmy się lub spaliśmy na fotelu. Na oknach czasem leżał śnieg, ale nie zawsze.
Jak ten śnieg się zsuwał z okien, to czasem widzieliśmy nasze ulubione drzewa. Ale teraz one były biedne, bo nie miały liści. Za to na ich gałązkach leżał śnieg. Tylko że na drzewach ten śnieg wydawał mi się ładniejszy niż na oknach. Może było go po prostu mniej, a może inaczej go słońce oświetlało. Pańcia mówiła, że światło ma ogromne znaczenie dla wszystkiego, co widzimy. I że każda rzecz może nam się wydawać ładna lub brzydka, zależnie od tego, w jakim świetle i pod jakim kątem na nią spojrzymy.
Psotek
Pańcia robiła nam czasem zdjęcia, więc może coś o tym wiedziała, jakie ważne jest oświetlenie. Pewnie nauczyła się tego od swojego aparatu fotograficznego. No ale dla mnie najważniejsze było to, że Pańcia dalej nas rozpieszczała i dbała o nasze potrzeby. Nawet nie wyobrażałem sobie, że można marznąć lub być głodnym. A Pańcia czasem opowiadała nam o zwierzętach, które marzną.
Nie rozumiałem tego, bo przecież my zawsze byliśmy najedzeni, a te całe kaloryfery grzały nasze mieszkanko, że aż miło. To było dla mnie tak oczywiste, że nie rozumiałem, jak mogłoby by c inaczej. A Pańcia powiedziała, że nigdy tego nie zrozumiemy, bo już ona zadba o to, żebyśmy zawsze mieli pełne brzuszki i ciepłe mieszkanie. Szkoda tylko, że musiała pracować tak strasznie długo, żeby dotrzymać tej swojej obietnicy...
Pigułka
Na pewno wolałabym, żeby Pańcia wracała do domu wcześniej. Ale rozumiałam, że musi popracować, żeby kupić nam jedzonko i zabawki. No i sama też musi przecież coś zjeść. Tylko szkoda, że zarabianie pieniążków na to wszystko zajmowało Pańci aż tak dużo czasu każdego dnia.
Psotek
Pewnego piątku Pańcia powiedziała, że przez następne dwa tygodnie będzie wracać do domu, kiedy jeszcze będzie jasno. Podobno dzieci miały od tego dnia coś, co się śmiesznie nazywało „ferie” i nie musiały chodzić do szkoły. A jak nie szły do szkoły, to i z naszą Pańcią uczyć się nie chciały. Z jednej strony to fajnie, bo mogliśmy dłużej być z Pańcią. Ale z drugiej strony to niedobrze, że Pańcia nie mogła zarobić tyle co zwykle. No i nici z nowych zabawek dla nas! Jednak Pańcia miała tyle pomysłów na nowe zabawy, że nie potrzebowaliśmy nowych piłeczek, żeby się nie nudzić.
Pańcia powiedziała, że w czasie ferii codziennie będzie wracać o tej samej godzinie i żebyśmy obserwowali, jak długo po jej powrocie będzie świeciło słońce. No i odkryłem coś ciekawego. Już wcześniej zauważyłem, że Pańcia według zegara wychodziła codziennie dokładnie o tej samej minucie. Ale na początku stycznia robiło się jasno (a właściwie tylko szaro) tuż przed jej wyjściem, a w czasie ferii Pańcia wychodziła, jak już na dworze było zupełnie jasno i latarnie na ulicach mogły zgasnąć. Czyli słońce zaczynało świecić coraz wcześniej.
Teraz się okazało, że to nie wszystko, bo słoneczko codziennie kładło się spać (Pańcia mówiła, że ono zachodziło) o kilka minut później. Całkiem mi się to podobało, bo lubiłem, kiedy na dworze było jasno. Pewnie, że nie bałem się ciemności tak jak niektórzy ludzie. Ja po prostu mam lepsze oczy niż ludzie i umiem wykorzystać każdą najmniejszą ilość światła, żeby się zorientować, co się dzieje i gdzie jestem. Ale jednak wolę, jak jest jasno. Wtedy na świecie jest przecież znacznie przyjemniej.
Pigułka
Któregoś dnia Pańcia wzięła mnie na balkon, bo strasznie chciałam obejrzeć śnieg z bliska. Był śliczny! No to dotknęłam go łapką. Ojej!!! Jaki on był zimny! No to obie z Pańcią szybciutko uciekłyśmy z balkonu do mieszkania. Ale zastanawiałam się nad jedną rzeczą. Przecież śnieg był biały. I jak leżał na chodniku, to Pańcia musiała iść do domu właśnie po nim. A potem ten śnieg z Pańci butów się roztapiał (rozumiałam już, że było mu za gorąco) – i na podłodze robiło się brzydkie, szare błoto. Feee! I właściwie dlaczego z pięknego śniegu powstaje coś aż tak wstrętnego???
Pańcia nam wytłumaczyła, o co tu chodzi. To nie była wina śniegu. Tylko że jak chodzili po nim ludzie (lub jeździły samochody), to śnieg się ubijał i robił się śliski. I na takim śliskim śniegu ludzie mogliby łatwo się przewracać i łamać sobie łapki. Dlatego inni ludzie na ten śnieg sypali piasek, żeby nie mogło się zrobić aż tak ślisko. I ten piasek też się czepiał Pańci butów razem ze śniegiem. A jak się w domu zmieszał ze stopionym śniegiem, to powstawało błoto.
No to przestałam się złościć, bo błoto można łatwo zmyć z podłogi, trzeba do tego tylko szmatki i odrobiny wody z płynem. A lepiej, żeby się Pańcia nie ślizgała i nie łamała sobie łapek. Przecież Mamrotka mówiła, że to nic miłego, bo najpierw to ta łapka boli i nie można na niej chodzić, a za to trzeba się często spotykać z Panem Doktorem, co wcale nie jest przyjemne. A jak już nawet się zrośnie, to i tak trzeba na tę łapkę uważać bardziej niż przed tym złamaniem. No a poza tym to ona potem zawsze boli, jak na dworze jest wilgotno i może padać deszcz. Mamrotka mówiła, że lepiej uważać.
Pewnie, że są na świecie ciekawsze zabawy niż mycie podłóg, ale już lepiej, żeby je Pańcia myła częściej niż zwykle, jeśli dzięki temu brudowi unikała przykrości związanych ze złamaniami łapek.
Psotek
Pod koniec lutego dni były już znacznie dłuższe niż w urodziny Pana Jezusa. Słoneczko zaglądało do naszego mieszkanka coraz chętniej i na dłużej. No to było nam znacznie weselej i jakby trochę cieplej. Pańcia powiedziała, że wcale mi się nie wydaje z tym ciepłem, bo na dworze naprawdę temperatury były coraz wyższe. Co prawda ciągle jeszcze dla śniegu było wystarczająco zimno, ale coraz mniej brakowało do takiej temperatury, w której on by się stopił.
Czasem było śmiesznie, bo w nocy z nieba spadał nowy śnieg, a w dzień się topił. Pańcia mówiła, że właśnie takiej pogody nie lubi najbardziej ze wszystkich. A to przez to, że w dzień śnieg się topił, bo mu było za ciepło – i zamieniał się w wodę. A potem w nocy ta woda zamarzała. I robił się lód, po którym nie dało się chodzić, bo był strasznie śliski.
Pańcia mówiła, że codziennie trzeba było na ten lód wrzucać świeży piasek, bo ten poprzedni zdążył się wymieszać z wodą, opaść na jej dno i zamarznąć z nią w nocy. A podobno piasek też kosztuje, i to sporo. To czy nie lepiej by było, żeby ktoś od razu sprzątał ten śnieg? To byłoby chyba taniej? A Pańcia mówiła kiedyś, że jest strasznie dużo bezrobotnych ludzi, którzy niby chcieliby pracować. Ale jak im inni proponowali odśnieżanie, to im się nie chciało, bo niby za mało pieniążków by zarobili. No to po prostu byli leniwi. Pańcia mówiła, że zgodziłaby się na tę pracę, gdyby nie miała swojej.
CDN
