No to mam dzieci i "jadowitego" Gacusia.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro kwi 23, 2008 17:25 No to mam dzieci i "jadowitego" Gacusia.

Jest po prostu "cudownie". Mam chyba kryzys w kocich sprawach (i nie tylko w kocich, ale o tym nie tutaj).

Kotka złapana do sterylki, wcale nie wyglądająca na zaawansowaną ciążę, okociła się u mnie w domu. Wróciwszy z pracy trafiłam na poród. Jedno kocię już wymyte, drugie w błonie z pępowiną i łożyskiem obok, kotka w drugim końcu klatki nie okazywała zainteresowania dziećmi. Pomyślałam, że je odrzuciła, kociątka były dość chłodne. Postanowiłam ingerować – odcięłam pępowinę, wytarłam do sucha, ogrzałam na termoforku i nakarmiłam Bogeną. Kociaki przestały płakać. W międzyczasie okazało się, że kotka urodziła trzecie kocię. Tym zajęła się już troskliwie. Wtedy przyłożyłam jej pozostałe. „Załapała”, karmi i kocha wszystkie. Mają już ponad tydzień.

Siostra tej kotki prawdopodbnie urodziła w piwnicy. Moje 8 dniowe, wielogodzinne, nocne polowania nie przyniosły rezultatu. Do klatki pchały się inne, pokastrowane koty. Jeden domowy, wielki kour łapał się 5 razy i nie zamierzał wychodzić dopóki nie wyżarł całej przynęty. Złapał się jeż, do klatki zbliżała się też kuna. Namierzana kocica wchodziła tylko do połowy. Postanowiłam pomóc sobie, przywiązując do zapadki cienki sznureczek i pociągnąć jak będzie wystarczająco głęboko. Niestety nerwy mi puściły, pociągnęłam za wcześnie. Kotka dostała drzwiczkami w kuper i umknęła na dobre.
Fiasko na wszystkich frontach.

No i sprawa Gacusia. To kot „bankowy”, z dawnego miejsca pracy, gdzie karmię. Pokazał się tam na jesieni. Od początku wydawał mi się nie dziki, tylko bojaźliwy. Charakterystyczne, że zawsze do mnie cos mówił. Wiem, że to oznaka chęci nawiązania kontaktu z człowiekiem, przekazania czegoś.
Po pewnym czasie okazało się, że rzeczywiście Gacek musiał być kotem domowym. Nabrał zaufania, pozwolił się dotykać a nawet wziąć na ręce. Ostatnio Gacuś zniknął na 2 tygodnie. W końcu pojawił się z łysą głową w stupach, kulawy, smutny i chudy. Pojechałam po niego z klatką. W domu Gacuś wydawał się być szczęśliwym. Tulił się, lizał mi ręce. Pozwolił robić sobie zastrzyki.
Byłoby super, ale już po 3 dnaich okazało się, że to nie Gacuś ma dwie osobowości. To istny Dr Jekyl i Mr. Hyde. W najmniej oczekiwanych momentach on mnie atakuje. W różnych sytuacjach – w trakcie pieszczot czy gdy tylko stoję obok niego, albo znienacka wyskakuje spod mebla. I nie jest to znane nam i charakterystyczne dla kotów chwytanie zębami czy drapnięcie, sygnalizujące zachęte do zabawy czy przeciwnie znak, że już dość. On atakuje by ukąsić. Bardzo dotkliwie i skutecznie.
Rękę mam jak sito, głębokie dziury, na długość kłów. Pierwsze ugryzieni skończyło się zakażeniem, ręka mi spuchła, rana ropiała. To wygląda jak akcja jadowitego węża. Atak bez wcześniejszych sygnałów czy zmiany nastroju. Pieszczoty, mruczanki i nagle wyskok do mojej ręki czy nogi z prędkością swiatła i ucieczka. Ciekawe, że po takiej napaści siedzi ukryty co najmniej pól godziny.
A potem znowu jest kochanym, niedopieszczonym, słodkim kocurkiem.

Ja się go boję! Gacek chodzi luzem w nocy i jak nie ma mnie w domu. (Z kotami jest ok.) Jak kręcę się po mieszkaniu zamykam go w klatce. Jest już wykastrowany (tydzień temu). Czekam, na ew. efekty. Będę rozmawiać z kocią behawiorystką. Może on był bity, a może to jakieś skrzywienie psychiczne, z powodu którego ktoś pozbył się go z domu. Adopcyjny to on nie jest, wrócić też nie może, bo już będzie kaleki. Do tego podejrzewam mocznicę lub cukrzycę. Nadmiernie pije wodę. Czekamy na wypłatę by zrobić badania.

I CO JA MAM ROBIĆ????
Czy ktoś mnie pocieszy, że miał podobną sytuacje ale problem zniknął w końcu?
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro kwi 23, 2008 18:07

Nie wiem, czy to ma związek z jego poprzednim miejscem pobytu. Moja kocica swoją pierwszą właścicielkę, najłagodniejszą osobę pod słońcem, też tak traktowała. Po jej śmierci trafiła do mnie, bardzo przeżywała, oswajała się z miesiąc, wreszcie się zaaklimatyzowała. Też próbowała gryźć w czasie pieszczot, ale ja wiedząc o tym, albo głaskałam krócej niżby sobie tego życzyła, albo jesli próbowała ugryźć, natychmiast wylatywała z łóżka. Ponieważ bardzo jej na tych wieczornych miziankach zależało, zaczęła uważać, gryzła już tylko symbolicznie, a w końcu w ogóle przestała. Poza tym była to najnormalniejsza kochana kocica.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15257
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Śro kwi 23, 2008 18:23

stawiam wielka puchę dobrej karmy, że po miesiącu od kastracji będzie można o tym zapomnieć. Może chwilowo warto by było zastosować hormony, by obniżyć poziom agresji? U kocura nie powodują skutków ubocznych.

Współczuję bólu, wiem jak kot potrafi "załatwić"
Obrazek Zapraszamy na bloga!

iceangel

 
Posty: 2382
Od: Pt lut 03, 2006 15:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro kwi 23, 2008 18:26

A moze pozbawienie go klejnotow wplyneloby na jego temperament?

kya

 
Posty: 6513
Od: Śro mar 14, 2007 17:09
Lokalizacja: Szczecin

Post » Śro kwi 23, 2008 18:34

Ja dużo nie pomogę, ale chociaż może uda się podtrzymać na duchu. Wydaje mi się, że takie zachowania to wina stresu i chyba niestety braku zaufania do ludzi, który może wynikać z traumatycznych przeżyć z udziałem tych ostatnich :(.
Kotka, którą niedawno znalazłam w piwnicy też mnie dwa razy ugryzła. Zupełnie bez powodu, znienacka np. przy głaskaniu. Żadnych gwałtownych ruchów nie wykonywałam, a ona mnie capnęła. I zaraz uciekła się schować. Nie ma wszystkich zębów, więc oberwało mi się tylko kłem na szczęście. Pierwszy raz się przestraszyłam, bo nie miałam do tej pory do czynienia z takim dzikusem 8). Drugi raz podeszłam do niej od razu i zaczęłam głaskać i mówić uspokajająco. Zaczęła się łasić i jest ok. Czasem ma takie zrywy, ale ja już jestem szybsza :twisted:, a i ona chyba jakby delikatniej próbuje ugryźć.
Twój problem jest poważniejszy, ale myślę, że są ogromne szanse na oswojenie dzikusa.
Potrzeba tylko trochę czasu, cierpliwości i przydałoby się refleks poćwiczyć ;) (dla Twojego bezpieczeństwa :) )

Elaszka

 
Posty: 684
Od: Śro mar 01, 2006 19:23

Post » Śro kwi 23, 2008 18:37

kya pisze:A moze pozbawienie go klejnotow wplyneloby na jego temperament?


Mam nadzieję, że wpłynie. Jak pisałam już wyakastrowany.

Iceangel, masz na myśli Sereneum ( o ile nie przekręciłam nazwy)?
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro kwi 23, 2008 18:42

nie, Serene UM to krople uspokajające i sądzę, że raczej zrobiłyby więcej szkody niż pożytku, bo otumaniony kot mógłby się poczuć zagrożony.

Miałam na myśli podanie kotu w zastrzyku hormonów żeńskich, co skutkuje wycofaniem z organizmu nadmiaru testosteronu. Zabieg taki stosują często hodowcy kotów rasowych, kiedy kocur ma kryć a jest agresywny i znaczy teren. W przypadku samca nie ma problemu ze skutkami ubocznymi podania hormonów. Jeśli chciałabyś bardziej profesjonalne informacje, mogę podać nr telefonu do weterynarza, który polecał mi taką kurację.
Obrazek Zapraszamy na bloga!

iceangel

 
Posty: 2382
Od: Pt lut 03, 2006 15:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro kwi 23, 2008 18:45

Elaszka, tu rekleks nie pomoże. On nie daje znaków (zmiana pozycji uszy czy wąsów). Ma twarz sfinksa cały czas. Jest takim kocim flegmatykiem. Porusza się bardzo powoli.
Ociera się o nogi, i ocierając się kąsa jednocześnie w pewnym momencie. Potrafi zaatakować kilka razy w ciągu godziny.
Ja przecież znam koty, mam z nimi doświadczenie od kilkanastu lat. Nie miałam dotąd problemu, bo jak wiedziałam, że dzikus, to nie ruszać. A on niby mnie kocha ale jak bardzo boleśnie. Jest w jego zachowaniu coś dziwnego, nie wiem jak to opisać ale naprawdę.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro kwi 23, 2008 18:48

iceangel pisze:nie, Serene UM to krople uspokajające i sądzę, że raczej zrobiłyby więcej szkody niż pożytku, bo otumaniony kot mógłby się poczuć zagrożony.

Miałam na myśli podanie kotu w zastrzyku hormonów żeńskich, co skutkuje wycofaniem z organizmu nadmiaru testosteronu. Zabieg taki stosują często hodowcy kotów rasowych, kiedy kocur ma kryć a jest agresywny i znaczy teren. W przypadku samca nie ma problemu ze skutkami ubocznymi podania hormonów. Jeśli chciałabyś bardziej profesjonalne informacje, mogę podać nr telefonu do weterynarza, który polecał mi taką kurację.


Ale to pewnie doktor z Wrocławia. Jeśłi udziela porad telefonicznie, to bardzo proszę.

Znikam z netu do piatku. Dzięki za rady.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro kwi 23, 2008 18:55

posłałam PW
Obrazek Zapraszamy na bloga!

iceangel

 
Posty: 2382
Od: Pt lut 03, 2006 15:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw kwi 24, 2008 12:38

A czy on wygląda jakby się czuł pewnie? Bo może nieśmiertelny Feliway?

Pewnie dlatego stracił dom, ileż to kotów ludzie oddają/wyrzucają/usypiają z powodu takiej agresji. I nie zawsze niestety dało się takiej agresji zaradzić. Moze już szukaj jakiejś stajni...

Uschi

 
Posty: 11026
Od: Śro kwi 12, 2006 16:17
Lokalizacja: Warszawa-Piaski

Post » Czw kwi 24, 2008 12:55

mojemu jadowitemu wycięcie jajek pomogło
nawet jak ukąsi czasami, bo to zdaje się nawyk to już niezbyt dotkliwie

:ok:
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw kwi 24, 2008 13:10

Możemy sobie podać rękę, tylko mój agresor nazywa się Felix. :evil:

Dwie osobowości i najsłodszy pyszczek na świecie. W jednej chwili mizia się i traktorkuje, a w drugiej rzuca się i gryzie. Znam to z własnej autopsji. Mój TŻ też a nawet bardziej, bo jego tak załatwił w rękę, że przez 3 dni nie mógł prowadzić samochodu bo miał rękę spuchnietą i niesprawną. Ja mam tylko regularnie pogryzione uda, bo gnojek skacze i uderza mnie pychem w nogę. Potem mam najczęściej ślicznego, wielkiego, kolorowego siniaczka, a w środku odbite rany 4 kłów kitusia.

I to wszystko znienacka i niewiadomo kiedy. Jak sie zaczyna bawić to jak pies zębami gryzie rękę i tak jakby szarpie, a na słowa nie wolno bezszelnie wpatruje sie w oczy człowiekowi i jeszcze bardziej sie wgryza.

Jest u nas od listopada i sam sie znalazł. Prawdopodobnie ktoś go wyrzucił na wsi gdzie pracuję, a że my mamy swoje dzikunki dokarmiane to przez tydzień z nimi latał - nasze jednak go nie akceptowały i odganiały od jedzenia. Widać było jak bardzo chudł i się robił brudniejszy- bo jest prawie biały. Ale był proludzki i miziasty, do każdego sie przymilał i wręcz nadstawiał łepek do głaskania, a że u nas duzo jest młodzieży to nie było dobre, bo wiadomo co takiej durnej chołocie moze przyjśc do głowy z kotem zrobić. Wreszcie któregoś wieczoru jak wracałam z pracy, a był deszcz i zimno pobiegł za mną do samochodu i wręcz prosił żeby go zabrać. Zabrałam, siedział po drodze mi na kolanach i lizał po rękach.
Mieszka na mieszkaniu które kończymy remontować i codziennie ktoś tam jest przez dłuzszy czas, ale teraz mamy się przeprowadzać z naszymi kocicami i się boję, zarówno o nasze dziewczynki jak i o nas.

Rzopisałam sie ale wiesz jak jest i chyba sie rozumiemy pod tym wzgledem.

Ostatnim hitem u nas jest spryskiewacz z wodą, a od mojej wetki dostałam jeszcze namiar na sedatiw (o ile dobrze zapamiętałam) co podobno na koty dobrze uspokajająco wpływa - jeszcze go nie próbowałam ale w najblizszym czasie mam zamiar.
19.11.10 - Tosia (*) - kocie dziecko, któremu los dał tak mało czasu
26.08.11 - Czikita (*) moja pierwsza kocia miłość - przyszła, zabrała moje serce i odeszła tak szybko
14.12.12 - Felciu (*) zawsze będziesz z nami
26.04.14 - Papaja (*) najsłodsza strachliwa królewna, takiej już nie będzie
31.07.17 - Rudolf (*) moja najukochańsza kocia pierdoła

AgaPap

 
Posty: 8937
Od: Pt sie 31, 2007 6:49
Lokalizacja: Katowice i trochę Świdnica

Post » Czw kwi 24, 2008 13:33 Re: No to mam dzieci i "jadowitego" Gacusia.

Prakseda pisze:Do tego podejrzewam mocznicę lub cukrzycę. Nadmiernie pije wodę. Czekamy na wypłatę by zrobić badania.

Tez mi przyszla do glowy mocznica jak napisalas o zakazeniu reki po ugryzieniach. Hrupka jak byla mala kilka razy nas ugryzla i malenkie ranki paparaly sie nam okropnie. Miala juz wtedy mocznice i z paszczy jej lecialo mocznikiem.
Jezeli pilne jest dla Ciebie zrobienie badan juz teraz moge Ci pozyczyc pieniadze. Oddasz po wyplacie ;).

Kiedy Gacus byla wykastrowany?
Obrazek

Pirackie czarne Trio: Brucek (2001-2015), Hrupka (2001-2016), Rysio (2002-2018)
Wiórka (2016-2018)
Neska (2018–2023)
Pirat-PirKa (2017-2025)

Anja

Avatar użytkownika
 
Posty: 25609
Od: Śro lis 06, 2002 9:01
Lokalizacja: Warszawa Dolny MoKOTów

Post » Pt kwi 25, 2008 7:54

Dzięki Wam za odpowiedzi i chęć pomocy.
Iceangel, dzięki za pw. Do doktora zadzwonię.

Uschi, w Feliway'a już nie wierzę. Miałam wtyczkę e kontakcie prze miesiąc w jakiś czas temu i nie działało na kota, o którego chodziło.

Marylo, ja też czekam na efekty kastracji. Jak nie pomoże całkiem, to pewnie złagodzi sprawę.

AgaPap, no to mamy podobnie. Dziwne, że pod wygojoną ranką zostają mi pod skórą takie guzki jak fasolka. Ropy już tam nie ma. Mam nadzieję, że to powoli zniknie.
Sionory też mam na nogach. On często kłami trafia w żyłkę i od razu robi się wylew, a ja w dodatku mam słabe naczynia ze skłonnością do wylewów.
Ja myślę, że on był bity. Zrobiłam takie dośwaidczenie. Jak siedzi w klatce, gadam do niego słodko. On wtedy patrzy na mnie zmrużonymi oczami. A jak eksponuję rękę, przysuwam do klatki , to od razu otwiera szeroko oczy i obserwuje rękę. Mam wrażenie, że zaatakowałby w tym momencie, bo coś zmienia się w jego wyrazie oczu.
Nie wiem, czy jest to prowokacja z mojej strony w jego odczuciu, czy tak robić często, by zapamiętał, że ta ręka nie krzywdzi.
I ciekawe, że moje koty go nie lubią. To znaczy nie to, żeby były agresywne, wrogie, bo nigdy nie są wobec nowego. Ale go unikają. Może dlatego, że jeszcze trochę zalatuje kocurem z jajami. Kastacja była 14 kwietnia.

Anju, dzięki serdeczne za propozycję. Do wypłaty jeszcze 3 dni, wytrzymamy.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 61 gości