a wszystko tak pieknie wygladalo... Do szanownych rezydentak: Pinki i Mali dolaczyla czarna jak diabelek (i z takim usposobieniem) Tajga. Przez pierwsze 2 dni siedziala w budce i wychylala nosek tylko, zeby zjesc albo z kuwety skorzystac. Pinki ja kompletnie ignorowala, Mala byla zaciekawiona nowym przybyszem. I tak bylo przez 2 tygodnie - Tajga z Mala powoli sie zaprzyjaznialy, Pinki dostojnie ignorowala ich szczeniackie gonitwy i wybryki

Ewentualnie prychala na Tajge kiedy ta odwazyla sie zbyt blisko podejsc. Wygladalo na to, ze Tajga bedzie miala przyjaciolke - tylko bedzie musiala inteligentnie poruszac sie po mieszkaniu, zeby Pinki w droge nie wejsc... Pinki wykonala jeszcze kilka testow na domownikach wedrujac z jednych kolan na drugie ("kochacie mnie jeszcze?") i wszystko bylo dobrze... Nawet sie na nia nie gniewalam kiedy mnie sprychala czujac zapach Tajgi na moich rekach.
Az tu nagle....
Pewnego wieczora Mala pogonila Tajge po mieszkaniu i z zachowania malenstwa mozna bylo wnosic, ze tym razem nie byla to zabawa

Na drugi dzien to samo: gonitwa, walenie lapami, pazury i zeby w ruchu... Pierze lecialo, wrzask byl okrutny do momentu az wkroczyla Pinki i ....
obronila Tajge przeganiajac Male...
Na dzis Tajga warczy i na Male i na Pinki - obie matrony wyraznie jej nie toleruja, a jak dochodzi do konfrontacji, to maluszek jest autentycznie przerazony i chowa sie w najciemniejsza dziure
A mialo byc tak pieknie

Nie rozumiem moich kotow...