Ponieważ po sterylce już wszystko OK to opisze jak to było.
Więc w dniu zabiegu urwałam sie z pracy bo musiałam jechać po kotę do rodziców a potem do ulubionej lecznicy ( Madzia wie o jaka chodzi) super lekarze.
Zaopatrzona w szelki i kontenerek (nauczona przykrym doświadczeniem innych) pojechałam. Wchodzę do domu z bojowym nastawieniem ubrania małej w szeleczki a tam siorka - i mówi ,że nie mogła tak i musiała wrócić do domu bo bała się , że się Mila zestresuje ponieważ dzień wcześniej jak przymierzała jej puszorek to kota ciągnęła brzuchem po ziemi ciężko zdziwiona w co ją ubrano. Założyłyśmy co trzeba, zapakowałyśmy w transporter i w drogę. Kicia dała wyraz swemu niezadowoleniu głośnym kilkukrotnym miałknięciem, a później już tylko się trzęsła. Po wszystkim przywiozłam ją do domu i trochę obmyłam bo się posiusiała, później schowała się w kanapie i tam przespała do rana. Następny dzień spędziła też głównie na spaniu.
A potem zachowywała się jakby nic się nie stało. tylko moja siostra prosiła ją żeby tak nie szalała bojąc się o jej szwy.
Ps mała rozsupłała jeden węzełek ale nic sobie nie uszkodziła na szczęście
