annskr pisze:Wysiadła z pociągu smukła elegancka dama z równie eleganckim bagażem - kontenerek + klatka

.
Po drodze do domu dopytywała się, czy może od razu łapać. Łapała do ciemnej nocy, złapała dwa, bardzo bolała, że tylko dwa

.
.
Aniu, wyszło tak, jakbym przyjechała z WWy prosto na łapankę, rozstawiać klatkę i

Ale faktycznie, przywiozłam ze sobą zamówioną klatkę -łapkę (która na stałe wzbogaci łódzkie zasoby i, mam nadzieję, będzie Wam dobrze służyć, a chwilowo jest u mnie i odbywa chrzest bojowy...) transporterek również wiozłam ze sobą, gdyż z uwagi na dziwne okoliczności przyrody ogołociłam mamę z transporterków..
A do łapanki niemalże w 'biegu' zmobilizowała mnie annskr
Tak naprawdę, to łapanka była ciąg dalszym kastracji dochodzących stołowiczów mojej mamy. Jesienią kastrowaliśmy dwa czarne dzikunki (chłopcy)
Przypomnę 'tło akcji'
Stołowiczów mojej mamy jest ... uwaga (!) co najmniej siedmioro... Grono powiększa się. A zaczęło się niewinnie, w ubiegłym roku, od dokarmiania dwóch czarnych kocurków...
Samych czarnuszków jest pięcioro. Na nocleg czasem nie przychodzą wszystkie. Bywa, że są dwa, lub trzy. Dlatego tak trudno je policzyć.
Często bywa też bury kocur, pełnojajeczny. Można powiedzieć, że 'bywa', gdyż wczoraj np. nie pojawił się. Mam w stosunku do niego 'poważne zamiary kastracyjne', ale wczoraj akurat wyruszył na wyprawę na okoliczne podwórka...
Kilka dni temu pojawiło się coś drobnego, marmurkowo-burego. Cudo! Cudo wczoraj ukazało się moim oczom, weszło na ogrodowy taras... Przestraszyło się jednak, gdy otworzyłam drzwi.
One chyba naprawdę sobie mówią - "tu jest żarcie". No bo jak wytłumaczyć sobie ten zwiększający się kotostan?!
Wczorajsza łapanka była o tyle łatwa, iż rozgrywała się pod naszym domem. O tyle zaś trudna, że wśrod dziczy były dwa już wykastrowane kocurki. Jeden identyfikowalny, najbardziej oswojony - Drapek, drugi kastrat Kubuś.
Wczoraj rozstawiłam przy naszym okienku klatkę-łapkę. Trzeba było przygotować teren. Mamie udało się zawołać Drapka do domu (jako jedyny pozwoli się czasem poglaskać) i... chyba naprawdę, zdecydował się na udomowienie.
Po kolei łapało się - czarne małe coś z pokrytym bielmem oczkiem. Duże czarne coś (prawdopodobnie Kubuś? - wypuściliśmy go w domowej piwnicy) I średnie czarne coś.
Melduję, że nowa klatka-łapka działa - i to, ach, jak skutecznie. Do boju Siostry Kastratorki!
Niezidentyfikowane czarne dziczki okazały się... kotkami
Obie były ciężarne...
Więc - cieszę się orgomnie, że udało się je złapać.
Poki co, do poniedziałku można będzie zostawić je w lecznicy.
Później trzeba je zabrać - postaram się wykombinować klatkę wystawową. Będą dochodzić do siebie pod okiem mojej mamy, ja niestety ruszam do Wawy...
Ponieważ rekonwalescentki znają się, więc chyba będzie można zamknąć je w jednej klatce?
A póki co, jestem w Łodzi do konca weekendu.
Mam wielkie plany na łapanie kocurów.
annskr prosiła, żeby nie kadzić.... To nie będę.

Ale dziękuję Jej bardzo za niecoenioną pomoc logistyczną. I nie tylko
