Nie rzucajcie kamieni w ......

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro kwi 02, 2008 14:50

Jana pisze:
Zakocona pisze:Pół biedy, jesli przygarnęło się małe kociątko. Żyjąc w grupie przyzwyczaja się do innych kotów i jest w porządku. Jednak biorąc kolejnego kota do domu-dorosłego lub prawie dorosłego naraża się go na wielki stres. Nie przyzwyczai się do innych kotów, nie zaakceptuje stada, będzie nieszczęśliwy, bo -będąc jedynakiem w poprzednim domu- za mało mu się poświęca uwagi.


Zupełnie się z tym nie zgadzam. Mam zgoła inne doświadczenia - już sporo dorosłych kotów wprowadzałam do swojego stada i obie strony przeżyły to bez szwanku. Tylko raz miałam kotkę, która tak bała się innych kotów, że robiła pod siebie. U mnie była izolowana, oddałam ją na jedynaczkę. Reszta dorosłych kotów (często po dużej traumie) bardzo szybko aklimatyzowała się w moim stadzie i zaprzyjaźniała z resztą kotów.
Co więcej - kotka moich rodziców, od małego przez 6 lat jedynaczka, po wakacjach u mnie zyskała towarzystwo kocie. Pierwsze dni wśród kotów były dla niej straszne, ale po dwóch miesiącach, kiedy wróciła do siebie, nie mogła się zaaklimatyzować z powrotem i rodzice szybko wzięli kocurka.

Duże kocie stado nie jest złe. Koty potrafią się między sobą dogadać, przynajmniej większość.


Jana, pewnie mamy różne doświadczenia
ja też mam duże stado które jest ze sobą od zawsze, bo mam rodzinę
udało mi się do niego wprowadzić 2 małe koty, bez specjalnych problemów (jedna dorosła kotka przestała się myć, zrobiły jej się dredy gdy przyniosłam Fredzia)
ale nie udało mi się wprowadzić kotów dorosłych - kotkę wywiozłam po ponad pół roku walk i stresu a Fisio jest izolowany

ja kotów do domu nie przynoszę - były to sytuacje wyjatkowe
a dokocenia w pralni też przebiegały różnie ale to ot

co do komentarzy do meggi: moze nie przeczytalam dokladnie ale chyba meggi chodziło nie o to ze ktos nie pomaga w zaden sposób ale o to ze sa tacy ktorzy w zadne sposob nie pomagajac (choc moga) - sa natychmiast zauwazalni gdy trzeba na kogos wylac kubeł wody - czy zgodnie z tematem watku obrzucic kamieniami
tak to odczytalam
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Śro kwi 02, 2008 14:56

a jesli chodzi o osoby o postawie zachowawczej:
sa ludzie ktorym nie przyjdzie do głowy ze napotkanemu kotu na ulicy trzeba pomoc - powiedza o jaki fajny kotek i pojda
nic wiecej nie widza - i nie wiedza
ja ich nie potepiam
moge sie z tego powodu lepiej czuc ze ja widze wiecej (rodzaj wtajemniczenia :wink: ) ze rozwazam czy ten kot ma dom, czy nie został porzucony, czy ma szanse, czy nie jest zagrozony - i podejmuje decyzje co dalej
nie zawsze robie taka analize czasem dzialam instynktownie
ale czasem kalkuluje, rozmyslam - kombinuje

btw: a watek zboczył jak zwykle :wink:
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Śro kwi 02, 2008 16:40 Re: Nie rzucajcie kamieni w .(popr. zgubiłam część tekstu)

Nie będę wypowiadać się na temat licznie zakoconych, ale chciałam Ci Praksedo, podziękować za ten wątek i pierwszy post... A zwłaszcza za ten jego fragment, o tym czym jest 'KOCIE WOLNE ZYCIE"
Prakseda pisze:
Tymczasem kocie wolne życie to z reguły:
-zapchlone i zgniłe piwnice, chłodniejsze niż zimowa temperatura na zewnątrz, gdzie koty tracą oczy od chronicznych infekcji i wirusów. Gzie nowe pokolenia rodzą się wśród szczątków i szkieletów poprzednich pokoleń, w szczurzych i mysich odchodach, w stertach rozpadających się rupieci.
-zlodowaciałe grobowce, które często stają się kocimi porodówkami i grobami zarazem.
-betonowe podwórka- studnie, o powierzchni kilkudziesięciu m kw., bez możliwości wyjścia, bez skrawka zieleni.
-zasyfione, walące się szopy, garaże, komórki, śmietniki
-krzaki pod chmurką, dołeczki w ziemi, gałąź na parkowym drzewie
.


Warto ten sielankowy obraz uzupełnić o chwalebny czynnik ludzki:


- zwyrodniałe podrostki zza winkla, dla których bezbronny kociak to łatwy łup i okazja do okrutnej zabawy...

- truciciele kotów cmentarnych, działkowych

- sąsiad przepędzający kijem kotkę z kociętami z przyblokowego ogrodka (jakże miała czelność akurat TAM się okocić?!) prosto pod koła samochodów...

- kierowca szarżujący 100 km na godzinę na osiedlowej uliczce...

I z pobudek osobistych dziękuję za te słowa:

Prakseda pisze: "Apeluję bierzcie czynny udział w akcjach sterylkowo-łapankowych. Bo im więcej wysterylizujemy, tym mniej kociej biedy będzie na świecie. Zstąpcie do świata dziczków, zobaczcie jak żyją naprawdę. Niestety, realia są smutne. Ile jest przykładowo Warszawiaków na forum? Setki. A ile jest aktywnych łapaczy i domów tymczasowych. Garstka.
.



Do tego szczerze zachęcam.

Ja właśnie dzięki temu, co kiedyś przeczytałam na tym forum nauczyłam się patrzeć na świat inaczej, wyjść poza 'własne cztery ściany'. Zyskałam pewność siebie, otrzymalam wsparcie i słowa zachęty, jako początkujący łapacz.
I sądzę, że wszyscy, którzy zdecydują się w pomaganiu zwierzakom wyjść poza własne cztery ściany otrzymają podobne wsparcie i pomoc...


Swiat dziczków - wciąż się go uczę... To fascynujący świat, rozgrywa się w nim wiele historii, wiele dramatów.. niestety, tych ostatnich zbyt dużo...

I te dramaty dzieją się teraz, już... i tuż obok nas.
Tuż pod naszymi oknami, w sąsiedniej piwnicy, w opuszczonej komórce... Lada dzien okoci się tam bezdomna kotka. Lada dzień pies zagryzie kocięta... historia jakich wiele.

A zatem niemal przed naszymi oczami, na sąsiednich podwórkach, piwnicach, otwiera się tak jakby magiczna przestrzeń, inny wymiar rzeczywistości, nieznany świat, rządzący się swoimi, często okrutnymi prawami... To widać. Ja nie szukam. Ja tylko słucham i patrzę.

To świat, w którym jednak źle się dzieje... I nasza pomoc często ratuje istnienie istot, żyjących w tym świecie...


Wolę zamiast wypadu do knajpy, wypad na czaty z klatką łapką.
A później spokojny sen. Zamiast oparów tytoniowych i dyskursów wiodących donikąd, "zdrowe" warszawskie powietrze, dreszcz emocji, smak przygody.
Zamiast poczucie beznadziei, poczucie pozytywnego zmęczenia...

Ale się rozpisałam. Ale chyba nie o tym jest ten wątek
:wink:

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Śro kwi 02, 2008 19:02

Maryla :ok:
"Nie nowina, że głupi mądrego przegadał; Kontent więc, iż uczony nic nie odpowiadał, tym bardziej jeszcze krzyczeć przeraźliwie począł; Na koniec, rzekł mądry, by nie być w odpowiedzi dłużny:
Wiesz, dlaczego dzwon głośny? Bo wewnątrz próżny."
(z I.Krasickiego)

meggi 2

 
Posty: 8744
Od: Sob lip 07, 2007 21:16
Lokalizacja: Warszawa-Wola

Post » Śro kwi 02, 2008 20:53

Maryla pisze:a jesli chodzi o osoby o postawie zachowawczej:
sa ludzie ktorym nie przyjdzie do głowy ze napotkanemu kotu na ulicy trzeba pomoc - powiedza o jaki fajny kotek i pojda
nic wiecej nie widza - i nie wiedza
ja ich nie potepiam
moge sie z tego powodu lepiej czuc ze ja widze wiecej (rodzaj wtajemniczenia :wink: ) ze rozwazam czy ten kot ma dom, czy nie został porzucony, czy ma szanse, czy nie jest zagrozony - i podejmuje decyzje co dalej
nie zawsze robie taka analize czasem dzialam instynktownie
ale czasem kalkuluje, rozmyslam - kombinuje

btw: a watek zboczył jak zwykle :wink:

Maryla, bo Ty anioł jesteś i już. I to nie tylko wobec kotów, ale i wobec ludzi - masz w sobie coś, czego Ci potwornie zazdroszczę. Jak da się powiedzieć coś miłego, to to mówisz, jak się nie da - to po prostu działasz. W Twoich słowach i w Twoich oczach jest coś takiego, że nieodparcie mam wrażenie, że idziesz po drodze światła, zamiast czasem siadających baterii jesteś na najczystsze światło. Ciebie się kompletnie ciemność nie ima. No górnolotnie, ale nic na to nie poradzę, że tak widzę i czuję się maluczka. Czy Ty chociaż czasem bywasz tak po ludzku złośliwa i niechętna komuś? Bo będę musiała uwierzyć w istnienie świętych :P

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Śro kwi 02, 2008 22:42

olek73 pisze:bezdomne kijanki

:ryk: :ryk: :ryk:
Sorki,wiem,że temat poważny,ale ta wizja mnie powaliła...

Hańka

 
Posty: 42035
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Śro kwi 02, 2008 23:32 Re: Nie rzucajcie kamieni w .(popr. zgubiłam część tekstu)

zeby nie bylo nieporozumien, nie mam "sielankowego" pogladu na temat wszystkich barw wspanialego zycia dziczkow

przy okazji niejako - pomimo tego jestem przeciwna odlawianiu dziczkow i ich oswajaniu, jesli ich zyciu nic powaznego nie zagraza...


Agalenora pisze:Wolę zamiast wypadu do knajpy, wypad na czaty z klatką łapką.
A później spokojny sen. Zamiast oparów tytoniowych i dyskursów wiodących donikąd, "zdrowe" warszawskie powietrze, dreszcz emocji, smak przygody.
Zamiast poczucie beznadziei, poczucie pozytywnego zmęczenia...

Agalenora, to Twoj osobisty wybor
nie mozesz go narzucac innym

ja nie mowie, ze kocham wszystkie zwierzeta i ze jestem ich przyjacielem
i czas po pracy zdecydowanie wole spedzac zajmujac sie soba lub moimi kotami, niz czatowac w ciemnych nieznanych zakamarkach na koty...
BTW przy moich problemach ze snem, to bylby dramat wiekszy niz jest na codzien, bez takich emocji :wink:
nie znam czegos takiego, jak "spokojny sen" niezaleznie od tego, ilu kotom/ludziom danego dnia pomoglam...


a'propos - mialam okazje byc u przynajmniej 3 "ponad-norme" zakoconych Forumowiczek
ja nie chcialabym musiec zyc w ten sposob, mowiac bardzo oglednie...
chociaz oczywiscie mam dla nich wielki szacunek za wszystkie uratowane koty...
o tym sie nie pisze czesto, ale koty przy duzym zageszczeniu np obsikuja wiele rzeczy.... juz nie mowiac o ich niszczeniu
dlatego pisalam m.in. o 5 kotach na czlowieka - bo przy dwoch ludziach np i zwykle wieksza przestrzen, i wieksze dochody, no i wiecej rak do miziania/opieki :wink:

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Czw kwi 03, 2008 7:34

przy okazji niejako - pomimo tego jestem przeciwna odlawianiu dziczkow i ich oswajaniu, jesli ich zyciu nic powaznego nie zagraza...

Rzecz w tym, że najczęściej zagraża.


Ale jeżeli nie zagraża - to OK.
Tylko że czasem trudno to stwierdzić.
Poza tym sytuacja niekiedy zmienia się z dnia na dzień. Działki zostają zabudowane, postostany zburzone, okienka zamknięte....

a'propos - mialam okazje byc u przynajmniej 3 "ponad-norme" zakoconych Forumowiczek
ja nie chcialabym musiec zyc w ten sposob, mowiac bardzo oglednie...
chociaz oczywiscie mam dla nich wielki szacunek za wszystkie uratowane koty...
o tym sie nie pisze czesto, ale koty przy duzym zageszczeniu np obsikuja wiele rzeczy.... juz nie mowiac o ich niszczeniu
dlatego pisalam m.in. o 5 kotach na czlowieka - bo przy dwoch ludziach np i zwykle wieksza przestrzen, i wieksze dochody, no i wiecej rak do miziania/opieki


Ktoś wyrzeka się własnego komfortu, żeby pomagać.
To dla mnie piękna sprawa - ale tego od nikogo wymagać nie można.
Poza tym, gdyby więcej osób zdecydowało się na 4 - 5 kotów, to inni nie musieliby ich mieć po 20.
Obrazek Amelki już nie ma...

Miuti

 
Posty: 6238
Od: Pt lis 30, 2007 12:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw kwi 03, 2008 8:02 Re: Nie rzucajcie kamieni w .(popr. zgubiłam część tekstu)

Beata pisze:a'propos - mialam okazje byc u przynajmniej 3 "ponad-norme" zakoconych Forumowiczek
ja nie chcialabym musiec zyc w ten sposob, mowiac bardzo oglednie...


Beata, ja też bym nie chciała
i w najdalej posuniętych wyobrażeniach o swoim przyszłym zyciu nie wyobrażałam sobie że tak może się stać
nie mając kotów kupiłam finski komplet wypoczynkowy który kosztował ponad 15 moich pensji :roll: a potem patrzyłam jak się rozpada na kawałki i wynosiłam powoli do śmietnika
ale ja z tego powodu nie oddam swoich kotów
ba, nie byłam szczęśliwsza mając eleganckie meble a nie ratując kotów
priorytety się zmieniają a nie tylko my dostosowujemy się do danej sytuacji
ja teraz jestem innym człowiekiem
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw kwi 03, 2008 8:16

Miiuti, myślę że nie można od nikogo oczekiwać posiadania 4-5 kotó :wink: , tak jak nie można oczekiwać podzielania się zarobionymi pieniędzmi czy przyjęcie bezdomnego do dużego domu - to indywidualne decyzje.
Natomiast trzeba działać w kierunku ograniczania liczy kotów (obsesyjnie wspomnę sterylki), do ograniczania bezdomności, do tego, by bogatsi czuli potrzebę wspierania biednych - ale nie ustawami, nakazami, a dobrą propagandą, pozytywną modą, przykładem.
Działać, a nie oczekiwać, ze ktoś to za nas zrobi, że będzie ustawa, działanie gminy, miasta - nie wiem, ale po ostatnich bliskich kontaktach z karmicielami jestem podłamana i zdegustowana - jest czas na godziny rozmów ze mną, na przychodzenie do mnie do pracy (!!!) żeby mnie namawiać, żebym ja przekonała działkowiczów, żeby łapali koty.. Ona ma czasu postać z łapką... emerytka, samochód..
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw kwi 03, 2008 9:35

Nie było mnie jeden dzień w necie i proszę co w moim wątku.
Chyba zszedł na inne tory, jego przesłanie zatarły nieporozumienia i wzajemne oskarżenia.
Więc prostuję i wyjaśniam. Nie chodziło absolutnie o to, by kto ktokolwiek się tłumaczył, kto ile ma kotów i dlaczego tyle, czuł gorszym, oskarżanym, doszukiwał się „sum wynikowych”, itp.!!! Zapomnijcie o tym!!!

Powtarzam po raz kolejny, NIGDY nie oczekiwałam od kogokolwiek naśladownictwa. Każdy pomaga, jak chce i umie. Rozumiem doskonale, że każdy ma swoje życie – rodzinę, dzieci, pracę, inne zainteresowania. To normalne, że niektórzy traktują pomaganie zwierzętom jako jeden z wielu elementów życia. Ja to szanuję.
Miało nie być o mnie, ale chyba muszę coś wyjaśnić. Ja mam do sprawy stosunek osobliwy, koty są sensem mojego życia. Bo ja wszystko w życiu juz miałam. Dobrą pracę, podróże, urozmaicone hobby a przed wszystkim rodzinę. Kiedy zły los odebrał mi wszystko, najpierw nie chciałam żyć a ale później znalazłam swój cel w pomaganiu innym, ludziom i zwierzętom. Z czasem zwierzęta zdominowały te działania. I nie nosi to znamion cierpiętnictwa, jakby ktoś mógł pomyśleć. Sprawia mi to wiele satysfakcji, wiele radości. Mój wybór. Tak więc moja motywacji jest nieco inna i pewne sprawy wyglądają u mnie inaczej. To, że się różnimy, nie znaczy, że musimy się wzajemnie oskarżać, licytować, porównywać.

O co mi chodziło, gdy zakładałam ten wątek. O wzajemne zrozumienie. Tak jak ja, nigdy nie rzucałam kamieni w osoby, które mają jednego, dwa koty, czy w ogóle kota nie mają ale lubią, tak proszę o wzajemność. Dla siebie i innych mnie podobnych. Bo obserwuję od trzech lat, odkąd jestem na forum, że ta wspomniana czerwona lampka u niektórych mocno świeci. Choćby i tutaj od razu pojawił się przykład Villas i inne skrajnie drastyczne sytuacje. Nakreśliłam mechanizm tworzenia się zakoconych domów. Argumenty typu stres dla kota, brak akceptacji stada ( czego moja praktyka akurat nie potwierdza), niedostateczna ilość mizianek są niczym wobec perspektywy śmierci kota w cierpieniu, w osamotnieniu. Bo o takich sytuacjach mowa. Tak jak napisała Mziel: „Wszystko to fajne w teorii i na ekranie kompa, dopóki nie staniesz w realu naprzeciw zapłakanej przerażonej kociej bidy proszącej o pomoc.”
A kto obcuje z wieloma populacjami kotów, to z takimi sytuacjami spotyka się często. Kiedyś też, nie byłam świadoma jaki bezmiar nieszczęść przynosi kotom ich „wolne” życie. Teraz podobnie jak Maryla, patrzę na świat inaczej, może oczami kotami.

Agalenora, dziękuję za to co napisałaś.

Nie chodzi o manię zbierania kotów, czy też nie puszczania ich z powrotem. Ja rocznie sterylizuję kilkadziesiąt dziczków. Ze względu na częsty brak możliwości przetrzymania w lecznicy po zabiegu, wiele z nich przetrzymuję w domu (Marylo niestety nie mam pralni ani nadającej się do tego piwnicy.) Gdybym ich nie puszczała, miałabym po kilkunastu latach działalności w domu setki zwierząt. Chyba logiczne, że takie podejrzenie odpada.

Co do mieszkania z dużą ilości kotów, znowu czuję tak jak Maryla. Kiedyś miałam bardzo poukładany, wymuskany świat. Obecnie dla mnie żywa istota jest ważniejsza niż sprzęty. Nie wiem, czy nowiutka, droga kanapa by mnie uszczęśliwiła. Nie znaczy to oczywiście, że można sobie pozwolić na życie w obskurnym, zasikanym domu. Utrzymanie czystości to rzeczywiście praca tytaniczna. Mieszkanie wymaga pewnych przeróbek, zabezpieczeń, przystosowania do kocich potrzeb. Konieczne są częste naprawy, odnawiania, itp. Ale to znowu mój wybór, tak jak osobistym wyborem każdego z Was jest Wasz styl życia.

Dlatego szanujmy się, po staropolsku „kochajmy się”! Razem możemy więcej!
Na koniec ponowię jednak apel o coś, co nie wymaga zmiany stylu życia, brania kotów do domu, itp.
O pomoc w sterylkach, łapankach, o użyczanie samochodu, odbieranie kota z lecznicy. To zajmuje, godzinę, dwie i jesteście wolni, wracacie do swojego życia.
Wykorzystam też ten wątek, by już teraz prosić o pomoc, zwłaszcza Mokotowiaków. Za chwilę będą talony z dzielnicy. Do wycięcia są koty na teranie szpitali, cmentarzy, działek mokotowskich. Będę organizować ekipę. Będziecie bardzo potrzebni.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Czw kwi 03, 2008 9:46

tak to sie zaczyna
przewiezienie samochodem
a to wszystko przez miutke
teraz mam dwa tymczasy :)
i jest fajnie
(plus 3 rezydentow)
Moje koty
Zdjęcia krakowskich schroniskowców
Jest tylko jeden sukces- być w stanie spędzić życie na swój własny sposób - Christopher Morley
Haters gonna hate

BarbAnn

 
Posty: 14179
Od: Wto sie 01, 2006 8:35
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw kwi 03, 2008 9:56

Prakseda pisze:. Nakreśliłam mechanizm tworzenia się zakoconych domów. Argumenty typu stres dla kota, brak akceptacji stada ( czego moja praktyka akurat nie potwierdza), niedostateczna ilość mizianek są niczym wobec perspektywy śmierci kota w cierpieniu, w osamotnieniu. Bo o takich sytuacjach mowa.


no własnie, pewnie napiszę oczywistą oczywistosc, ale wydaje się mi gdyby alternatywą był dobry kochajacy dom to wydaje sie mi że wiele zakoconych domów oddałoby czesc swoich podopiecznych. Ale rzeczywistosc jest taka jaka jest. I jak ktoś dłuzej albo na wiekszą skalę zajmuje sie kotami nie ma chyba szans nie trafić na kota nie do adopcji, co nie wynika z tego ze kota sie pokochało, ale z tego że go nikt inny nie pokocha.
Dla moich adoptusiów za TM [']

Gór mi mało i trzeba mi więcej....

berni

 
Posty: 10320
Od: Pon sty 10, 2005 15:12
Lokalizacja: Katowice, Bielsko, LAS :)

Post » Czw kwi 03, 2008 9:58

BarbAnn pisze:tak to sie zaczyna
przewiezienie samochodem
a to wszystko przez miutke
teraz mam dwa tymczasy :)
i jest fajnie
(plus 3 rezydentow)


Ktoś mi tu zła robotę robi! :D :wink:
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Czw kwi 03, 2008 10:56

Casico, masz pw.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510, Nitka30 i 82 gości