
Chcieliśmy napisać, że odnieśliśmy mały sukces. Taki powiedzmy sukcesik. Bo dwóch dzikich kociąt na naszym podwórku (teraz już mają koło 4- 5 miesięcy) nie udało się wprawdzie wyadoptować (nawet złapać), ale za to postawiliśmy im piękna, ocieplaną budę i one w niej zamieszały. Wychodzą tylko na jedzonko i szaleństwa....Kto wie, może jeszcze uda się znaleźć dla nich dom, bo coraz bliżej do nas podchodzą...

ale wątek nie o tym...
dziś na naszym podwórku znaleźliśmy kolejne cztery kociaki.

Streszczając się: byliśmy z nim u weterynarza, dostał zastrzyk i krople do oczu (wszystko wskazuje na to, że to koci katar, ale nie jakiś bardzo posunięty) i wróciliśmy - zgodnie z radą weta oddać go mamie. Mama polizała pysio parę razy, zjadła nasze dary przebłagalne, ale potem zwinęła się z resztą kociąt, wskoczyła wgłąb piwnicy i nie wróciła po popiskującego i posapującego szkraba. Przez dwie godziny, bo obserwowaliśmy z oddali.

Dla wyjaśnienia: mamy w domu dwa koty. Jeden właśnie nabywa odporność po szczepieniu. Drugi nieszczepiony, bo przy ostatnich badaniach wyszło uczulenie na szczepionkę.

Kot siedział w okienku, sapał i się trząsł.
Po wieeeeeeelu telefonach (kilku do Canisu, do różnych klinik ze szpitalikami) wreszcie ten pierwszy wet zaoferował się, że go weźmie do szpitalika i będzie leczył. POLECAMY HEMATOWET!!!!!

Kilka pytań:
1) czy jest wśród Was, kto chce mieć absulutnie najpiękniejszego whiskasowego buraska pod słońcem

2) Może są chętni na jego rodzeństwo (drugi, trochę jaśniejszy przepiękny burasek i dwa przecudnej urody czarne diabełki). Zdrowe, albo przynajmniej zdrowsze, bo póki co niełapalne. Ale w razie czego... staniemy na głowie.
3)jak długo żyje wirus kociego kataru na ubraniu i na ludzkiej skórze? Bo my tu kwarantanne robimy. Herhor (ten uczulony na szczepionkę) już złapał herpes i clamydiosę od Luny, nie możemy ryzykować. Dziś umyłam nawet koncówki włosów w gorącej wodzie, nie wspominając o szorowaniu dłoni pumeksem. Do kotów nie został wpuszczony mój plecak (a mam tam robotę na jutro), itd. Trochę szalejemy, ale po prostu nie możemy zarazić naszych domowników.

ratujcie :roll: