» Wto mar 25, 2008 16:19
Witam wszystkich jeszcze z Krakowa (jeszcze, bo od kwietnia będę w Łodzi).
Dawno nie pisałam i przepraszam za to z całego serca, ale praca, studia i wolontariat sprawiły, iż doba stała się zbyt krótka. Teraz piszę, bo czuję się zobowiązana do przekazania smutnej wieści. Ale zacznę od początku, może tak będzie mi trochę łatwiej. Od czerwca 2007 roku do mnie i do Nesi wprowadził się jeszcze jeszcze ktoś, komu jak się się wydawało można było zaufać. Michał i Nasia też się chyba polubili, przynajmniej tak mi się wydawało. Zdarzało się, że wyjeżdżałam na kilka dni i Michał z małą zostawał i wszystko było w porządku. Byłam pewna, że nic Nesi nie grozi pod jego opieką. W sierpniu wyjechałam na dwa tygodnie jako wolontariusz ze Stowarzyszenia ProFamilia (byłam tom do 26. sierpnia 2007r.). Dzień przed powrotem, czyli w sobotę poinformował mnie, że coś się stało, że Nesca została poparzona, że jak sobie robił herbatę, to Nasca zaczęła krążyć mu pod nogami i przypadkowo wrzątek wylał się na Nią z czajnika, i że to stało się we wtorek, i że już był z Nią u weterynarza (jak się później okazało dopiero po dwóch dniach). Od razu uruchomiłam znajomych krakowskich kociarzy, żeby poszli zobaczyć w jakim stanie jest Nesia i ewentualnie ją zabrali. Zostawili ją, ale teraz wiem, że nie powiedzieli mi dokładnie w jakim jest stanie. Wróciłam jak najszybciej do domu. Byłam załamana jak Ją zobaczyłam. Faceta wywaliłam za drzwi. Przez tydzień jeszcze chodziłam Małą codziennie do weterynarza na zmianę opatrunku i kroplówkę. Wydawało się, że ma Jej się na życie, bo zaczęła jeść, zaczęła wchodzić do kuwety... Niestety, w sobotę 1. września 2007 roku śpiąc wtulona we mnie ok. godziny 6:30 ostatni raz miauknęła. Nie byłam w stanie się pozbierać, zresztą do tej pory się nie pozbierałam. Dlatego nie byłam w stanie nic napisać. Weterynarz zaproponował mi małego kociaka. Zgodziłam się. Miała się nazywać tak samo, ale jednak została Kropką (jest cała czarna). I gdyby nie ona i moja rodzina i znajomi, którzy mnie wspierali, nie wiem jak bym sobie z tym poradziła.
Niektórzy mówią, że Nesca poświęciła siebie żeby ratować mnie przed tym facetem. Ale bez względu na to, czy to prawda czy nie, chyba nigdy nie pogodzę się z Jej odejściem i nie pozbędę się wyrzutów sumienia, że naraziłam ją na coś takiego. Przecież dopiero co doszła do siebie!
Pozdrawiam
ciągle zrozpaczona
Kinga