» Sob mar 22, 2008 0:56
lusia
kristinbb - dla mnie leczenie kotów nigdy nie było i nie jest proste.
Być może źle ujęłam problem, więc kilka słów wyjaśnienia.
Lusia ma grzyba w przewodzie oddechowo-pokarmowym, tak wcześniej przeczytałam.
Ania wkłada ogrom wysiłku i pieniędzy w jej wyzdrowienie. Chwyta się wszystkiego i dobrze, bo najważniejsze jest życie Lusi.
Chodziła z nią do wetów, ostatnio do homeopaty. I nadal ma wątpliwości gdzie i u kogo szukać pomocy, komu zawierzyć, kto i czym wreszcie Lusię wyleczy. Zrozumiałam, że jej wahanie dotyczy również leków które ma podawać: te od weta czy homeopatię czy jedno i drugie.
Z homeopatią mam do czynienia od kilku lat i wiem, że nie można podawać leków homeopatycznych z lekami chemicznymi bez wiedzy lekarzy leczących pacjenta czy przynajmniej jednego lekarza. Dla wyjaśnienia spróbuję to opisać przykładowo:
Stwierdzony grzyb w przewodzie pokarmowym homeopata będzie leczył szukając najpierw przyczyny skąd i dlaczego Lusia go ma. Dobierze leki, prawdopodobnie najpierw odtruwające potem oczyszczające jej organizm z grzyba. Początkowo Lusia może mieć złe samopoczucie, potem grzyb pojawi się na skórze. Ania stwierdza, że homeopatia nie pomaga, jest gorzej , rezygnuje z leków homeopatycznych, biegnie z Lusią do weta. Wet stwierdza grzyba na skórze. Lusia dostaje leki, Ania zadowolona, że ktoś wreszcie Lusię wyleczy. Jest przekonana, że homeopatia była pomyłką.
Po lekach od weta grzyb na skórze zaczyna się cofać ale pojawia się zdwojony w przewodzie pokarmowym.
Gdyby Ania wróciła do homeopaty on by szukał dlaczego ten grzyb tak zaatakował znowu, usiłował dobierać na nowo leki. Leki byłyby prawdopodobnie te same tylko może w innych potencjach, ale zacząłby dochodzić przyczyny dlaczego ten grzyb nie "wyszedł" , gdzie popełnił błąd.
W homeopatii są zasady, jedna z nich to: choroba z wewnątrz ma wyjść na zewnątrz.
Więc okazuje się, że to było prawidłowe: wyjście grzyba na skórę. Po pewnym czasie i dalszym podawaniu leków hommeopatycznych grzyb ze skóry by zniknął. Organizm Lusi nie bardzo mógł zrozumieć co się dzieje, zareagował dobrze, wyrzucił grzyba a teraz ponownie ma go przyjąć ? Chyba tak, skoro takie leki dostał. Skutek : Lusia dalej chora, grzybica panoszy się wewnątrz w najlepsze.
Nie można leczyć pacjenta nie mówiąc lekarzowi na co i czym był leczony wcześniej bo lekarz może podać lek przeciwstawny temu który pacjent brał czy bierze. Jeden lek schorzenie wydala a drugi powoduje jego "wepchnięcie' do środka. Organizm głupieje i jeszcze bardziej zostaje osłabiony.
Może być jeszcze inna sytuacja: obaj lekarze podadzą lek o podobnym składzie. Dobiorą dawki nic nie wiedząc, że pacjent już dostaje inny lek z tą samą substancją, jeden chemiczny drugi homeopatyczny. A więc organizm dostaje większą dawkę danej substancji niż powinien. Jak zareaguje ? Może nie stać się nic, poradził sobie a może zostać podtruty. Dawka za silna. Organizm znowu osłabiony, reakcje są różne, często niezrozumiałe dla obu lekarzy.
Zawsze jak podaję leki chemiczne (zdarzają się takie sytuacje) mówię o tym homeopacie i on decyduje czy leki homeopatyczne nie będą kolidowały z chemicznymi. Również odwrotnie, weta też informuję o homeopatach.
Sytuacje są różne, organizmy również. Jeden pacjent z określonym schorzeniem zareaguje na dany lek a drugiemu na to samo schorzenie ten sam lek nie pomoże. Bo organizmy mają różne, homeopaci twierdzą, że nie ma identycznych, każdy z nas jest inny, zwierząt to również dotyczy.
Uważam, że nie można bez konsultacji z lekarzami podawać leków chemicznych i homeopatycznych. To nie prawda, że leki homeopatyczne to jakieś tam niegroźne ziółka. W różnych nagłych sytuacjach odpowiednio dobrane ratują życie, działają natychmiastowo.
Lusia dostawała różne leki, antybiotyki i mówi się o sterydach jednocześnie korzystając z porad homeopaty i podając jego leki.
Tak nie można, bo takie sprzeczne sygnały dla organizmu mogą spowodować zamiast pozytywnych efektów wręcz działania szkodliwe.
Powstaje błędne koło, każdy lekarz oczekuje poprawy w stanie zdrowia pacjenta a jest odwrotnie.
Często dzieje się tak, że wet nie zna przyczyny choroby, podaje antybiotyk, nie pomaga więc następny i następny. Nie pomaga więc steryd. A co po sterydzie? Często dalej chory kot. Dodatkowo z grzybicami, drożdżycami, pleśniami...
Wewnętrzne grzybice leczy się długo, bo najpierw trzeba usunąć ich przyczynę czyli odtruć organizm.
Byłam świadkiem leczenia kota domowego, zdrowego, który dostał grzybicy skóry nagle, wydawało się, że bez powodu zaczął łysieć, leczenie wszystkimi chemicznymi lekami łącznie ze sterydami przez ok. 6 miesięcy, bez rezultatu. Kot łysiał coraz więcej, konsultacja u homeopaty, trafiona diagnoza, leczenie ok. miesiąca, łyse placki zaczęły zarastać i grzyb zniknął. Kot zdrowy, sierść piękna. Nie podam przyczyny choroby bo prawdopodobnie wywołałabym następne emocje.
Nie chcę nikogo namawiać do stosowania homeopatii, już to pisałam, podaję alternatywę.
Bardzo szkoda mi Lusi i Ani, jej poświęcenie się dla tej kici jest ogromne... Koszty leczenia to też sprawa niebagatelna. Chcę natomiast zwrócić Waszą uwagę na to, że trzeba się zastanowić nad ilością leków jakie podaje się kotu i ich ubocznym działaniem. Bieganie do różnych lekarzy i stosowanie co raz innych, cudowniejszych leków musi mieć uzasadnienie. Łączenie ich też może być groźne. Wiem, że trudno o weta który 10 razy pomyśli zanim zaaplikuje steryd, ale trochę zależy też i od nas.
Czasami czytając forum, mam wrażenie, że leki na kotach są testowane a aplikowana kotu ich ilość mnie po prostu przeraża...
Pomagałam i pomagam chorym kotom, leczenie ich przez niektórych wetów bez szukania przyczyny choroby to leczenie skutku. Choroba pozostaje i mnożą się inne. Do mnie to nie przemawia, dlatego od kilku lat stosuję homeopatię.
To co napisałam poprzednio było skrótowym przelaniem myśli, bo wcześniej już zetknęłam się z problemami kotów Ani na innym wątku.
Leczenie Lusi po tylu lekach nie jest prostą sprawą, jest problemem i to ze wszech miar poważnym, jeżeli ma wyzdrowieć. Może nie dokładnie przeczytałam cały wątek ale nie zauważyłam czy postawiono diagnozę co jest przyczyną jej chorób? Czy jak wiele innych kotów jest leczona na "niewiadomonaco"?
Nie wezmę Lusi do siebie z bardzo prostych powodów, w Lublinie kotów które potrzebują pomocy jest dużo, a moje mieszkanie też jest zakocone. Oprócz serca muszę słuchać rozumu, niestety...
joanna