No to sprawozdania ciąg dalszy
Świerzbowiec nam niestraszny, przy takiej ilosci zwierząt nie boję się niczego

Rudy siedzi dalej w kącie, ale zabrany na ręce odpręża się błyskawicznie, przed chwilą turlał się na moich kolanach z jednego boku na drugi, mruczał, wystawiał szyjke do drapania. Jeść nadal niby nie chce -ale z mojej ręki raczył. Ja oczywiście rozumiem, że człowiek został stworzony po to, żeby dostarczać przyjeności kotu i zabawy psu, ale dotąd myślałam, że są jakieś granice
Kot rzeczywiście jakby mniej śmierdział - pomysł z umoczonym futerkiem wydaje się być najbliższy prawdy. Czasami najprostsze rozwiązania są najtrudniejsze do wymyślenia.
Tymczasem Sasza obraził się na mnie śmiertelnie i na razie nie wraca do domu. Trochę się martwię, bo urażona kocia godność bywa bolesna w skutkach.
Psy najwyraźniej nie mogą się doczekać nawiązania bliższych kontaktów z nowym. Rudy czeka na nadanie imienia, ale chyba jeszcze trochę poczeka, bo dobre imię musi przyjść samo.
Bardziej martwi mnie to, że dzisiaj jeszcze nei odwiedzał kuwetki. No, ale skoro nie chce jeść to może i nie odczuwa takiej potrzeby?
Nie miała baba kłopotu - przyniosła sobie kota
Cały czas się zastanawiam co z kastracją - do tej pory chciałąm dać kotu więcej czasu na oswojenie się, ale teraz zastanawiam się czy nie zrobić tego jak najszybciej i potem dać mu już spokoj - żeby wystresował się za jednym zamachem a nie męczył co chwilę.
Nic to, idę ponamawiać kota do zjedzenia kolacji
