Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt mar 14, 2008 19:38

:lol:
ciepła opowieść :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt mar 14, 2008 19:55

magiczna...
Zagoniona w przedświątecznych porządkach wyszukuję chwilę, by siąść i na moment przenieść się do Złociejowa...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 15, 2008 17:37

3.

Dokładnie rok później, o północy – co już samo w sobie zwiastowało dziwne losy narodził się mój ojciec, Kalasanty, duch niespokojny i pierwszy ze skrzatów domowych, który ludzkich liter się nauczył przez ramie wnukowi Jana Złociejowskiego spoglądając, gdy ów nad książkami ślęczał, prawdę mówiąc niezbyt pilnie.
Najbardziej na świecie bowiem pociągały go konie i najszczęśliwszym dniem w jego życiu był dzień, gdy ojciec ofiarował mu białe jak śnieg źrebię, z którym najchętniej chłopiec by się nie rozstawał.
Młodszy brat jego stanowił zupełne przeciwieństwo – książki pochłaniał jak podróżny na pustyni wodę, nocami w jego pokoju długo paliła się lampa i nierzadko matka obudzona o świcie jakimś dziwnym przeczuciem biegła na górę, szarpała za ramię chłopca śpiącego z głową na stole i siła zaciągała go do łóżka.
Tak w Złociejowskim dworze rosło dwoje, zupełnie niepodobnych do siebie dzieci.
Chłopcy kochali się ogromnie – młodszy często za starszego lekcje zadane odrabiał, starszy zaś uczył brata jazdy konnej i gdy noce były ciepłe i wygwieżdżone razem włóczyli się po lesie.
Czas rozstania z bratem – gdy nadeszła pora wyjazdu do odległego miasta, do szkół, młodszy chłopiec przeżył okrutnie. Zamknął się w swoim pokoju i aż do wieczora nie wychodził i kilka dni nie jadł, jak pies tęskniący za swoim panem.
Dopiero, gdy z miasta przyszedł list do niego specjalnie adresowany chłopiec rozchmurzył się i przełknął odrobinę jadła.
Jednako nie ma tego złego, co ku dobrem byłoby się nie obróciło : poproszony w liście o opiekę nad koniem młodszy chłopiec jął coraz częściej odrywać się od książek i wypuszczać na dalekie przejażdżki bladym świtem, zaledwie słońce zdołało dźwignąć się ponad las.
Poczuwszy się pewniej w siodle wyprawiał się również na przejażdżki wieczorne i pewnego dnia – a było to dokładnie w wigilię Świętego Jana – zapuścił się w głąb lasu, na ogromną, otoczona starymi dębami polanę, na środku której leżał zwalony pień. Leżeć tak już musiał bardzo długo, bowiem wrósł w ziemie do połowy i zapewne nie było na świecie takiego siłacza, który by ów pień z miejsca poruszył.
Chłopiec zeskoczył z konia i usiadł na pniu.
Dokoła panowała głęboka, poważna cisza, a między pniami drzew połyskiwały czerwono promienie zachodzącego słońca.
Chłopiec zatonął w niej niby w wodzie i nie usłyszał nawet, gdy ktoś usiadł obok niego. A gdy odwrócił głowę dostrzegł wysoką postać, otuloną ciemnozielonym płaszczem, która sama przypominała pień toporny, a ręce miała sękate i żylasta, jak konary wiekowych buków.
Chłopiec porwał się na równe nogi, ale nieznajomy powstrzymał go ruchem reki.
- Tyś Złociejowskich syn, prawda to ? – zapytał nieznajomy, a chłopiec skinął głową, bo ze strachu słowa wypowiedzieć nie mógł.
- Jam jest – odpowiedział po chwili drżącym głosem a nieznajomy wyciągnął ku niemu ogromną dłoń.
Ręka chłopca zniknęła w tej dłoni, ale biło od niej takie ciepło przyjazne, że serce chłopca równiej bić zaczęło, a na policzki rumieniec powrócił.
- Witaj tedy we włościach moich – pozdrowił go nieznajomy, a oczy chłopca zrobiły się aż okrągłe ze zdumienia.
- Wyście… Leśny ? – zapytał nieśmiało, a nieznajomy przytaknął.
Chłopiec zerwał z głowy czapkę i ukłonił się z szacunkiem.
- W domu zdrowi wszyscy ? – zapytał tymczasem Leśny. – Brat…jakże mu tam z dala od domu …?
Chłopiec zdziwił się nieco, bo Leśny wszystko o wszystkich wiedział
- Twój brat chłopak na schwał – rzekł Leśny – ale tobie w duszy las gra…pieśni śpiewa. Ty ludzkie opowieści spiszesz potomnym na pamiątkę, aby wiedzieli, że w szczególnym miejscu żyją, bo pamięć ludzka z wiekiem kurczy się i wysycha, jako te liście jesienne.
- Ano prawda – ożywił się chłopiec. – Babka moja co rusz to coś zapomina, o czymś nie pamięta…Ale historie piękne prawi, oj piękne. Byście jej panie posłuchali…
- Znam ja te opowieści, bom się w tych lasach narodził – uśmiechnął się Leśny, a nad jego głową zapaliła się pierwsza gwiazda. – spójrz tam, do góry, widzisz ?
Chłopiec podniósł głowę i dostrzegł złote, jasne światło nad polaną.
- Tę gwiazdę w herbie miasta wpisać powinieneś.
- Ale kto mnie małego słuchał będzie ? – zapytał chłopiec.
- Czas płynie – odrzekł Leśny – ludzie dorastają, starzeją się, kres ich przychodzi…
Las zaszumiał basowo, jakby wtórując powadze słów swego króla.
- A wy, panie, wy gdzie odchodzicie ? – spytał nieśmiało chłopiec.
Śmiech Leśnego zahuczał nad polana jak wicher.
- Król lasu żyje póki ostatnie drzewo żyć będzie – odpowiedział – a pomniejsi przechodzą przez Złote Wrota, na wyspę, z której nie ma powrotu.
Ale widząc, że przez twarz chłopca przebiegł cień smutku dodał :
- Nie frasujmy się, czasu bowiem przed nami morze. Tobie dorosnąć, mnie królować dalej. Baśń ci opowiem, o tym skąd się woda wzięła w Złociejowie..
Chłopiec usiadł na trawie obok omszałych kopyt Leśnego i oczy przymknął.
- Posłuchaj tedy. Dawno, dawno temu jedno lato było tak okrutnie gorące, że kropli wody nikt nie uświadczył…rzeka wyschła, z dna jeno sterczały kamienie, a ludzie z pragnienia marli. Nie wiedzieli, kto i za co ich tak każe i w milczeniu znosili swój los. Pewnej nocy, gdy wszyscy strudzeni upałem spali, na niebie pojawiła się mała chmurka i spadło z niej parę kropli , a wszystkie upadł na duży płaski kamień.. Traf chciał, że na kamieniu spał gołąb z pragnienia umierający, a tuż obok kot, któremu język jak drewniany wiórek wysechł. Dźwięk kropli padających na kamień obudził obydwoje i odwieczni wrogowie – drapieżnik i ptak stanęli oko w oko ze sobą. „ Zabije mnie i pożre” pomyślał gołąb i poruszył osłabłymi skrzydłami. „ Konającego dobić hańba” pomyślał kot i przysiadł na brzegu kamienia.
„ Pij” rzekł do ptaka „ abym mógł na ciebie godnie zapolować.”
„ I ty pij ” odrzekł ptak „ abyś miał siłę mnie pochwycić.” Tak jęli pic obydwoje, najpierw zachłannie, potem coraz wolniej. A kiedy nasycili pragnienie kot spojrzał na gołębia i powiedział „ leć, obudź ludzi, niech napiją się i oni, bo mrą z pragnienia”. Gołąb spojrzał na kota i z niedowierzaniem zapytał „ jakże to, puszczasz mnie wolno ?”a kot tylko uśmiechnął się i odparł „ rzec by można żeśmy przy jednym stole zasiadali…jakże to towarzysza uczty pożreć ?” I odszedł w mrok, a gołąb poleciał w stronę domostw zanieść ludziom radosną wieść. I tak się wzięło źródło w Złociejowie – zakończył swą opowieść Leśny, a kiedy chłopiec otworzył oczy wydało mu się, że to wszystko to sen był, bowiem na pniu obok nie było nikogo a wokół najmniejszego szelestu słyszeć się nie dało…
Wskoczył na konia i jak wicher popędził do domu, aby zasłyszana opowieść w grubym kajecie spisać…


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob mar 15, 2008 20:49

:1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob mar 15, 2008 20:52

Zawsze lubiłam fontannę z kotem i gołębiem :)

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 16, 2008 19:55

Opowieść Leśnego tak głęboko w serce chłopca zapadła, że dorósłszy razem z bratem swoim wyszukali zdolnego kamieniarza, na dwór go przywieźli i długo o czymś w noc gwarzyli za zamkniętymi drzwiami.
A kiedy wszystko co mieli omówić dokładnie omówili, stanęli przed ojcem i wszystko, co do joty mu wyłuszczyli.
Ojciec synów wysłuchał, głową z niedowierzaniem pokręcił, cmoknął, fajki dwie wykurzył i zgody udzielił.
Dnia następnego bracia jęli na rynek złociejowski, który podówczas niedużym placem jeszcze był, kamień znad rzeki wozić.
Zbiegli się wszyscy mieszkańcy miasteczka, a i ludzi z okolicznych wsi nie brakło , a tacy ciekawi byli, co też z kamienia ma stanąć, że jeden po drugim chłopców – wówczas już młodzieńców – zasypywali gradem pytań.
- Źródło ująć chcemy – rzekł starszy z braci – ale co dalej, powiedzieć nie możemy, zobaczycie, jak praca ukończona zostanie.
Ci, którzy najbardziej ciekawi byli – z tych, co to snem spokojnym nie zasną, dopóki wszystkiego się nie wywiedzą, rękawy zakasali i razem z braćmi i kamieniarzem do pracy stanęli.
Najsampierw oznaczono nieduży krąg wokół źródła i jęto kopać fundament.
Gdy zaś ten był gotów postawiono na nim kamienną podmurówkę, aż wokół źródła cos na kształt płaskiej i rozległej studni powstało.
A gdy to było gotowe, kamieniarz przywiózł na rynek nieduży blok kamienny i rozłupał go na dwoje – na część mniejszą i większą i długo im się przyglądał a to z prawa, a to a lewa, brwi marszczył, kamień gładził, jakby to żywe stworzenie było.
A [potem na [piersi szeroko znak krzyża uczynił i wzniósł dłuto…
Powiadają, że pracował dniem i nocą, jakby jakaś moc tajemna weń wstąpiła, pracę przerywał jeno po to , aby posilić się czy wody ze źródła zaczerpnąć.
Pracował tak siedem dni, a w niedzielę rano mieszkańcy miasta zgromadzili się na rynku i zamarli ze zdumienia, kiedy kamieniarz ściągnął lnianą płachtę zakrywającą kamienny krąg. Oczom zgromadzonych ukazały się naturalnej wielkości figurki gołębia i kota . Kot pochylał się na taflą wody, gołąb zaś pił wodę z drugiej strony.
Z ust zgromadzonych wyrwał się okrzyk zachwytu, a kamieniarz ukłonił się i…zniknął.
Wielu zamożnych mieszkańców miasteczka poszukiwało go po całej okolicy, ale nikt nie wiedział, gdzie zamieszkiwał nieduży, drobny człowieczek w nasuniętej na oczy czapce.
Tak więc ci, którzy pragnęli przyozdobić swój ogródek bądź front domostwa smakiem obejść się musieli…
A kim był ów tajemniczy artysta, który mimo małego wzrostu umiał kamień zmusić do posłuchu – tego nikt nigdy się nie dowiedział.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon mar 17, 2008 9:01

:) dziękuję
Obrazek
Obrazek

kirke18

 
Posty: 2132
Od: Pt mar 31, 2006 10:17
Lokalizacja: Grudziądz

Post » Pon mar 17, 2008 9:10

Cudne :1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon mar 17, 2008 19:50

4.

Ojciec mój od wczesnych lat dziecięctwa lubił zajmować się wszelakim rękodziełem i często długo w noc przesiadywał za piecem przy ogarku świecy woskowej dłubiąc coś w kawałku drewna, lub pocierając o siebie dwa kawałki miękkiego kamienia rzecznego, które dziatwa okoliczna kaczym mydłem zwała. Z kamienia owego najprzeróżniejsze kształty wyczarowywał – a to serce, a to kwiat, a to czterolistną koniczynę , dość rzec, że wszelkie mieszkanki lasu słały do niego prośby o naszyjnik, pierścionek lub bransoletkę, co też ku ich uciesze ochoczo czynił.
Powiadają, że nawet sam Leśny raz z prośbą do niego się zwrócił, mimo, że ojciec mój zaledwie był pacholęciem skrzacim. Dla niego też ojciec mój wyrzeźbił z korzenia jałowca cybuszek do fajki, z którą, jak powiadają, Leśny się nie rozstawał – był więc, jako sami widzicie, ojciec mój był postacią zaiste niezwykłą …
Kiedy przyszedłem na świat ojciec mój liczył sobie lat równo siedemdziesiąt – co dla skrzata domowego wiekiem prawie młodzieńczym jest . Dwaj bracie, którzy już całkiem posiwieli i prawnuki do lasu na spacer prowadzali powitali moje narodziny godnie ofiarowując mi nieduży, kryształowy naparstek, z jakiego sami wieczorami nalewkę sączyli, a matka moja złożyła mnie w kołysce pięknie w liście dębowe przez ojca rzeźbioną. Kołyska ta wychowała przede mną sześcioro moich braci, ja zaś byłem najmłodszy, siódmy, co od samego początku naznaczyło moje życie.
Leśny, gdy mu mnie pokazano zamyślił się głęboko, podrapał się w czuprynę pomiędzy rogami, westchnął i ofiarował pod moja opiekę dom wzniesiony w parku na skraju miasta, dom z przeszkloną werandą i kamiennym gankiem, do którego prowadziła wysypana drobnymi kamykami alejka.
Domostwo otoczone było kamiennym murem, w którym skrzypiała urokliwa furtka, a tuz obok niej wznosiła się nieduża latarnia, której pomarańczowe światło błyskało pomiędzy drzewami jak światło księżyca zaplątanego w konary drzew.
Kiedy w me szóste urodziny Leśny wspomniał o domu w moim sercu zrodziło się pragnienie, aby dom ten zobaczyć, wejść do środka i sprawdzić, czy wszystko jest jak należy – czy w kuchni stoi solidny piec, czy za piecem jest na tyle miejsca, aby pomieścił się w nim skrzat i czy ludzie, którzy w domu zamieszkują nie zapomną o mleku, miodzie i orzechach…
Rzecz jasna byłem jeszcze na tyle mały, że o samodzielnej wyprawie mowy nie było – postanowiłem więc rodziców o zgodę nie pytać i gdy wszyscy za piecem ułożyli się do snu, a w domu ucichły kroki ludzi wymknąłem się zza pieca najciszej jak tylko się dało.
Tak bardzo starałem się na nic nie nadepnąć, że zaraz na początku potrąciłem nogą coś, co zabrzęczało i chyba tylko cudem nikt się nie obudził.
To znaczy prawie nikt – ponieważ w ciemności rozległo się gniewne prychnięcie i na wysokości mojej twarzy zaświeciła para oczu.
- No pięknie – zasyczał właściciel ślepi i poczułem, jak nogi ugięły się pode mną. Do mojej twarzy zbliżył się nos, a długie wąsy połaskotały mnie po szyi.
- Jestem Bazyli, kot domowy – powiedziało dziwne stworzenie. – A ty ?
- Kleofas, skrzat – odparłem zgodnie z prawdą.
- Jakiś mały z ciebie skrzat – prychnął Bazyli, a jego ślepia błysnęły trochę cieplej.
Poczułem się nieco urażony, ale nie odezwałem się ani słowem.
- Bez urazy – zamruczał kot – ale gdzie taki malec może wędrować nocą ?
- Dostałem pod opiekę dom – powiedziałem poważnie – i postanowiłem go obejrzeć.
Kot zmarszczył brwi i parsknął śmiechem.
- No patrzcie państwo ! Dostał pod opiekę dom, choć sam jeszcze potrzebuje opieki !
Poczekałem, aż przestanie się śmiać i zrobiłem krok do przodu.
Kot wyprężył grzbiet i zastąpił mi drogę.
- Ja jestem król podwórza i pogromca polnych myszy – zamruczał ciepłym basem. – czy wiesz, co może czyhać nocą na takiego malca jak ty, choćby nawet był najodważniejszy na świecie ? Jeżeli tak bardzo się uparłeś, pójdę razem z tobą…rzecz jasna tylko do towarzystwa…
Nie wierzyłem własnym uszom – skoro jakiś król wybierał się razem ze mną naprawdę musiałem być kimś wyjątkowym…
Kot tymczasem położył się na ziemi i mruknął :
- Właź na mój grzbiet i mocno trzymaj się futra.
Z trudem wdrapałem się na plecy niezwykłego wierzchowca, a kot powoli wstał i zawołał :
- Teraz uwaga !
I jednym, zręcznym susem znalazł się na parapecie. Pchnął okno szerokim czołem i wyszedł na zewnątrz.
- A teraz na dół ! –miauknął i zeskoczył prosto w trawę.
- No i jak mały ? Jesteś tam jeszcze ? – zapytał.
Niezbyt spodobało mi się, że po raz kolejny nazwał mnie „ małym”, ale przytaknąłem i ruszyliśmy naprzód.
Na środku ścieżki kot zatrzymał się.
- Spójrz w górę – powiedział.
Uniosłem głowę. Tuż nad nami płonęła ciepłym światłem gwiazda.
- To nasza gwiazda – rzekł kot. – Prowadzi ludzi i zwierzęta do domów. Zapamiętaj ją i zawsze, gdy znajdziesz się w potrzebie wypatruj jej nad głową. Zrozumiałeś, mały ?
Pokiwałem głową.
- no, to w drogę – rzekł kot.
Usadowiłem się wygodnie na jego grzbiecie i rozglądałem się dokoła.
Wokół mnie było tyle przestrzeni, że aż zdjął mnie strach. Aby uspokoić się spojrzałem w niebo. Było ciemnogranatowe, prawie czarne, usiane gwiazdami, wśród których natychmiast rozpoznałem tą jedną.
- Bazyli – zapytałem – a co jest dalej ?
Kot zatrzymał się i poruszył wąsami.
- Jak to „ dalej ” ?
- Dalej, znaczy za tym niebem – powiedziałem trochę niepewnie.
- Nieskończoność – odparł kot – która zawija się jak koci ogon.
Poczułem, jak robi mi się strasznie. Pomyślałem, że moglibyśmy tak biec i biec i biec i nigdy nie dojść do celu i podzieliłem się moimi obawami z kotem.
- Czy ty naprawdę nie masz innych zmartwień ?- zapytał lekko poirytowany kot.
Pogrzebałem w pamięci i przypomniałem sobie, ze poprzedniej nocy pożyczyłem sobie fajkę dziadka, aby sprawdzić, co tak bardzo sprawia mu przyjemność… Niestety – od razu dostałem straszliwych torsji i nie otrzymawszy odpowiedzi na kolejne, nurtujące mnie pytanie z trudem dowlokłem się na posłanie, gdzie padłem jak nieżywy całkowicie zapominając o fajce. Kot uśmiechnął się, zupełnie jakby czytał w moich myślach.
- Mam – bąknąłem niewyraźnie – w porównaniu z tym wieczność to pestka…
Kot roześmiał się, podskoczył i schwycił w locie niedużą, białą ćmę.
- I o to chodzi – parsknął. – wieczność i nieskończoność zwykle są w perspektywie, natomiast tęgie lanie zawsze jest w pobliżu.
Kot bezszelestnie przemknął przez śpiącą uliczkę i zatrzymał się na środku rynku.
- To jest fontanna, którą wykonał twój ojciec – powiedział..
W mgnieniu oka przypomniała mi się opowieść o kocie i gołębiu, którą wiele razy opowiadała mi na dobranoc matka.
Obszedłem fontannę dokoła, a kot ruchem głowy wskazał mi swój grzbiet.
- Czas nie czeka – powiedział i lekkim truchtem wbiegł w mroczną alejkę na końcu której świeciła ciepło latarnia.
- Oto i twój dom – rzekł poważnie kot i przystanął przed samą furtką. – Śmiało, przecież chciałeś go obejrzeć…zaś jeśli chodzi o mnie to znam tu każdy kąt..
Ruszyłem naprzód czując na plecach łaskotanie wąsów.
Kot szedł za mną krok w krok mamrocząc pod nosem coś o dzieciach, które są gorsze niż małe kocięta, ale podejrzewałem, że chyba robił to dla zasady…


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon mar 17, 2008 20:48

Kot Bazyli bardzo mi się podoba :1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto mar 18, 2008 14:38

Mi też... Czy po kronikach Domowego będzie czas na opowieści Bazyla?

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto mar 18, 2008 20:05

W ten sposób nie tylko obejrzałem dokładnie cały dom i ogród ze wszystkimi zakamarkami, ale dowiedziałem się, że nieskończoność, która zawija się niby koci ogon jest o całe niebo lepsza od bury, jaka czekała na mnie, gdy tylko pojawiłem się w domu.
Miałem jednak sporo szczęścia w nieszczęściu – zanim ojciec obudził się zdołałem wślizgnąć się na swe posłanie i mocno zacisnąć oczy, a udawanie wyrwanego z głębokiego snu poszło mi, prawdę powiedziawszy, całkiem nieźle.
Rózgę, którą mój ojciec czasami się posługiwał zniosłem dzielnie, z zaciśniętymi zębami, bowiem wiedziałem, że na piecu przymrużywszy filuternie jedno oko drzemie kot, a przed kim jak przed kim, ale przed nim wcale nie miałem ochoty wyjść na mazgaja, dość, że w drodze powrotnej, kiedy kot biegł przez las wystraszyłem się sowy , wrzasnąłem, puściłem gęste futro i sturlałem się prosto w jakieś kłujące roślinki.
Kot roześmiał się, otrzepał z kurzu mój kubrak i wyjaśnił, że była to tylko sowa, nocne ptaszysk,. które, podobnie jak koty widziało w mroku i nijak nie było podobne do żadnego normalnego ptaka.
Cały dzień spędziłem ziewając z niewyspania i rozmyślając o gwieździe świecącej nad miastem.
A kiedy zapadł wieczór i wszyscy ułożyli się do snu wyszedłem zza pieca i wdrapałem się na nieduży taboret i pociągnąłem za czubek grubego, pręgowanego ogona, który zwieszał się na dół.
- O co chodzi tym razem ? – zapytał kot szeroko ziewając. – O nieskończoność ? Czy może znowu przyszło ci do głowy pooglądać sobie jakiś prezent ?
Zahaczył pazurem o mój kubrak i wciągnął mnie na górę.
- Chętnie zobaczyłbym okolicę – powiedziałem cichutko przyglądając się ostrym pazurom.
- No tak – mruknął poirytowany kot. – Wiedziałem że TO się TAK skończy. Nikt nie uprzedził mnie, że na stare lata zostaną niańką we freblówce…
Mruczał gniewnie jeszcze przez chwilę, Az w końcu wstał, wyprostował grzbiet i przeciągnął się.
- Masz szczęście, mały – zamruczał ciepłym basem – że noc aż zaprasza na przechadzkę…Inaczej nikt nie ruszyłby mnie z miejsca.
Wydostaliśmy się z domu podobnie jak ubiegłej nocy.
- No i gdzie teraz ? – zapytał kot.
Spojrzałem w gorę i odszukałem gwiazdę.
- Nie wiem – odparłem. – Myślałem, że ty…
Kot poruszył wąsami.
- Myślałem, myślałem – prychnął. - Indyk też myślał…
Starannie umył tylną łapę i wciągnął nosem wieczorne powietrze.
- No dobrze – powiedział w końcu. – Wskakuj.
Tym razem wskoczyłem na jego grzbiet dość sprawnie i kot pobiegł przed siebie.
Mimo panujących dokoła ciemności dostrzegłem że biegliśmy w kierunku lasu. Na samym skraju kot zatrzymał się, kazał mi zejść na ziemie i powiedział :
- Tu mieszka ojciec chrzestny wszystkich skrzatów, chochlików i stworzeń nocy.
- Leśny…? – szepnąłem, a wtedy jedno z drzew poruszyło się.
Kot pochylił głowę i trzepnął mnie łapą w plecy.
- Złóż pokłon – syknął. – Pochyl głowę.
Drzewo zakołysało się i dostrzegłem rogatą głowę kiwającą z aprobatą.
- Wołałeś mnie – rzekł Leśny – i oto przybywam.
- Ja…ja tylko… - ze zdenerwowania zacząłem się jąkać, ale Leśny wyciągnął ku mnie wielką dłoń o skórze spękanej jak kora drzewa i rzekł :
- Ktokolwiek wymawia moje imię w lesie, ten mnie wzywa. W smutku i w radości, w samotności i w potrzebie.
Ujął mnie dwoma sękatymi palcami i zbliżył ku swej twarzy, którą w tej samej chwili rozjaśnił uśmiech.
- Kleofas, syn Kalasantego, czy wzrok mnie nie myli ?
- I Bazyli, kot domowy – dodał kot pusząc futro.
Leśny usiadł w trawie i z kieszeni zielonego kubraka wyciągnął fajkę. Podsunął mi ją pod same oczy tak, abym mógł dostrzec misternie wyrzeźbiony wzór.
- Robota ojca twego – powiedział, nabił fajkę ziołami, skrzesał iskrę i zapalił.
Od zapachu dymu zakręciło mi się w głowie.
- Odważny jesteś – rzekł powoli Leśny wpatrując się w niebo. W jego oczach odbijała się jasna, złota gwiazda. – Żywota spokojnego ci nie wróżę…wiesz już o tym, że to miasto twoje ?
Skinąłem głową.
- Wiem, panie – odpowiedziałem i po raz drugi ukłoniłem się.
Leśny znowu zapatrzył się w niebo.
- Tedy o miasto spokojny jestem. Nadejdą ciężkie czasy – rzekł jakby mówił sam do siebie. -
Ty masz ich wszystkich z powrotem przyprowadzić, kiedy rozpierzchną się po świecie…rozdzielone masz połączyć, zagubione odnaleźć…baśni strzeż, bo czas nadejdzie, gdy braknie dla nich miejsca.
Potrząsnął głową, jakby chciał odegnać jakieś złe myśli, sięgnął ręką w trawę i podał mi wielką, dojrzałą poziomkę.
Była tak słodka , ze w mgnieniu oka zapomniałem o wszystkich dziwnych słowach, które wypowiedział i zapatrzyłem się w wysokie, wygwieżdżone niebo.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto mar 18, 2008 20:08

Bardzo dobry pomysł - opowieści Bazyla! Byle stale ktos nam opowiadał o Złociejowie... Caty, pliiiiiiiiiiiiz :D :balony:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 69152
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto mar 18, 2008 20:32

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro mar 19, 2008 13:08

:):)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 23 gości