
Moja znajomość z tą dwójką zaczęła się latem 2006 roku. Kiedy zaczęliśmy rozglądać się za działką w Dąbrowach, skierowano nas do jednego z tamtejszych gospodarzy. Przy jego domu kręciły się cztery bure, bardzo chude koty - dwa dorosłe Zapałka i Bobby oraz dwa kociaki Tosia i Bobik właśnie. Ponieważ zdecydowaliśmy się kupić od ich właściciela ziemię po przeciwnej stronie drogi, miałam odtąd cały czas kontakt z tą kocią rodzinką.
Od gospodarza dowiedziałam się, że jego koty do jedzenia dostają wyłącznie mleko. Poza tym same muszą o siebie zadbać, bo myszy w okolicy jest pod dostatkiem


Oczywiście zaczęłam intensywne dokarmianie. Koty szybko nauczyły się rozpoznawać dźwięk silnika naszego samochodu i meldowały się od razu, gdy tylko zajechaliśmy na działkę. Tak dzieje się do dziś. Psy również przybiegają. Musiały jednak pogodzić się z tym, że przy wystawianej przez mnie misce panuje nieco inna kolejność biesiadowania


W ubiegłym roku udało mi się wyciągnąć z tego nieszczęsnego gospodarstwa Zapałkę, której znalazłam dobry dom. Bobby niestety umarł latem


Bobik i Tosia nadal pozostają w gospodarstwie mojego sąsiada. Z premedytacją nie szukam im domów, bo wiem, że póki tam są, gospodarze nie sprawią sobie innych kotów. Czuwam nad nimi – dokarmiam, odrobaczam, latem chronię przez kleszczami. W tym roku planuję sterylizację Tosi.
A tak wyglądały tej zimy moje „chudzinki”





Joasia