Kot wnętr-i co dalej? Trzeba ciąć.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sty 23, 2008 23:34

Przypomniałam sobie, że my robiliśmy usg mojemu psu w poszukiwaniu tego jądra i wet je podobno na tym usg znalazł. :?
Obrazek

wania71

 
Posty: 4234
Od: Pt maja 19, 2006 17:17

Post » Czw sty 24, 2008 0:06

wania71 pisze:Przypomniałam sobie, że my robiliśmy usg mojemu psu w poszukiwaniu tego jądra i wet je podobno na tym usg znalazł. :?


To dobra wiadomość.
Pocieszające jest też to,że we wszystkich tych przypadkach,
póżniej wszystko było oki,bez jakichś dalszych komplikacji. :D
Bardzo wszystkim dziękuję i mój Pufcio,który nic o tym nie wiedząc,
uprawia właśnie kocie zapasy z tymczasówkami. :D
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Czw sty 24, 2008 1:21

O, interesuje mnie ten temat. Czyli jeśli mój tymczasowy Barnaba nie ma jajek, ale znaczy i dobiera się do kotek, to może znaczyć, że wet, który go kiedyś kastrował (nie wiemy kto to, bo kocur został znaleziony już wykastrowany) po prostu wyciął jedno jądro, a drugie zostawił? Takie coś jest praktykowane, tak? Biedny Barni. Widzę, że odczuwa dyskomfort, jest nadpobudliwy i nerwowy. Ale na razie trzeba zaczekać, aż zdrowie mu się ustabilizuje...

reddie

 
Posty: 6261
Od: Śro lip 19, 2006 15:35
Lokalizacja: Szczecin

Post » Czw sty 24, 2008 7:25

temat jest mi bliski :lol:
ostatnio w ciagu trzech miesiecy miałam pod opieką dwa kocurki wnetry-jednostronne.

Tajfunik dał sobie, mi i wetom popalić. Kastrowany w wieku 8 miesiecy.Jądro było bardzo wysoko w tym kanale, nie zeszło prawie wogóle jkaby, Musieli go ciąć w pachwinie na ok. 8 cm bo nie mogli znaleść tego jądra. Po operacji długo Tajfunik nie chciał sie zagoić, miał 3 albo 4 re-operacje, szwy sie mu rozchodziły. Umiejscowienie rany w pachwinie powodowało ze kazdy ruch łapki powodował pracę tych szwów. Tajfunik przesiedział 1,5 miesiaca w klatce, w kołnierzu i kaftaniku...
dostawał sorcoseryl w zastrzykach i w masci oraz maść z antybiotykiem, żeby sie te szwy wkoncu zagoiły...
zadna ze sterylek kotów nie dała mi tak popalić. Kotka ktora była kastrowana w ten sam dzien co Tajfunik, po 10 dniach była juz ładnie zagojona a Tajfunikowi zajeło to duuuzo wiecej czasu.



ale to był wersja wnętr hard core

Z drugiem Kapryskiem, kastrowanym w wieku 7 miesiecy, poszło sprawie i bez problemów. Jądro zeszło juz bardzo nisko, Kaprysio miał rankę na środku brzuszka taka na dwa szwy. Zagoił się elegancko raz dwa. Po 10 dniach szwy zostały wyciagniete.
Dla moich adoptusiów za TM [']

Gór mi mało i trzeba mi więcej....

berni

 
Posty: 10317
Od: Pon sty 10, 2005 15:12
Lokalizacja: Katowice, Bielsko, LAS :)

Post » Czw sty 24, 2008 21:19

berni pisze:ale to był wersja wnętr hard core


Powiało grozą.Wersja "wnętr hard core" stanowczo mi się nie podoba.
Dobrze jednak wiedzieć,że może być też i tak.
Chciałabym mieć już to za sobą.
Na wtorek jestem umówiona na USG.
Zobaczymy co tam futrzak ukrywa.
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Czw sty 24, 2008 21:24

[quote="ariel":1labs5ys]Ja miałam wnętra jednostronnego, [b:1labs5ys]Agn też[/b:1labs5ys].
Kastracja jest konieczna, zagubione jądra mają tendencje do zmian rakowych. Mój miał operację w wieku 7-8 mies.
Operacja jest poważnym zabiegiem, nie wiem, czy nie gorszym od kastracji kotki, bo czasem trzeba mocno w kocie pogrzebać :roll:.
Ryzyko jak przy innych zabiegach.
Najlepiej byłoby znaleźć bardzo dobrego chiurga.

Natomiast zupełnie nie potrafię powiedzieć, czy czekać, jak długo i czy widać coś na usg (kiedy Rudy był operowany w Warszawie były zaledwie trzy ultrasonografy).[/quote:1labs5ys]

Agn miała wnętra obustronnego. :twisted: Riddick był `dokasowywany`, bo za pierwszym razem drugiego jajka nie znaleziono.
Reszta się zgadza.
Wnętra dziesięciomiesięcznego należy kastrować. Nie ma co czekać.
Ostatnio edytowano Wto mar 18, 2014 13:07 przez Agn, łącznie edytowano 1 raz
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw sty 24, 2008 22:34

Mój kochany Słonik był wnętrem jednostonnym.
Pani doktor organoleptycznie wymacała zgubione jąderko.
jak najbardziej doradzała jego wycięcie-połowiczna kastracja niczego nie zalatwia-tj kić nadal marzy o seksturystyce i może znaczyć teren...

Operacja bez komplikacji, potem siedział w bandażu elastycznym bo każdy kaftan sobie zdejmował a nałożenia kołnierza mało nie przypłacił życiem bo mu kocica chciała pomóc zdjąć. W rezultacie przez 2 tygodnie musiał być odpakowywany do każdego siku - a jak zauważył, że zdejmujemy mu wdzianko jak drapie w kuwecie to grzebał w niej średnio co 15 min :twisted:

aga&2

 
Posty: 2840
Od: Sob gru 09, 2006 22:17
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw sty 24, 2008 22:43

Agn pisze:Agn miała wnętra obustronnego. :twisted:


A to przepraszam :D
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18767
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Pt mar 07, 2008 20:57

Kilka osób doradzało mi pójście z Pufciem do dr Górki z Hallera.
Również hodowdczyni rasowych persów twierdziła, że jest to najlepszy
specjalista.
Właściwie jestem przekonana i mam zamiar przed świetami umówić sie
na wizytę.Chętnie jednak posłucham opini, jeśli ktoś u niego leczył swoje
zwierzaki.
Pufcio niestety ma przechlapane.Pewnie zaczął inaczej pachnieć i
moje dwa starsze kocurki, które do tej pory bardzo go lubiły, teraz zaczęły ganiać.
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Sob mar 08, 2008 20:23

Podniosę, może dziś będzie ktoś kto zna dr Górkę.
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Nie mar 09, 2008 10:35

kotiko, podniosę!
A przy okazji - mój pies jest już po zabiegu, nie robiliśmy Usg, jądro było w jamie brzusznej, bardzo brzydkie. Pies bardzo dobrze zniósł zabieg, chociaż przez pierwszy tydzień nie trzymał moczu, co mnie trochę wystraszyło, ma cięcie w linii białej, więc nie było problemu ze szwami w pachwinie, które byłyby bardziej narażone, przy poruszaniu się zwierzaka. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i trzymam kciuki za Twojego Pufcia.
A czy jesteś już po Usg, czy w ogóle coś było widać?
Obrazek

wania71

 
Posty: 4234
Od: Pt maja 19, 2006 17:17

Post » Nie mar 09, 2008 10:54

wania71 pisze:kotiko, podniosę!
A przy okazji - mój pies jest już po zabiegu, nie robiliśmy Usg, jądro było w jamie brzusznej, bardzo brzydkie. Pies bardzo dobrze zniósł zabieg, chociaż przez pierwszy tydzień nie trzymał moczu, co mnie trochę wystraszyło, ma cięcie w linii białej, więc nie było problemu ze szwami w pachwinie, które byłyby bardziej narażone, przy poruszaniu się zwierzaka. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i trzymam kciuki za Twojego Pufcia.
A czy jesteś już po Usg, czy w ogóle coś było widać?


Tak samo było z moim psem po operacji (ciało obce w jelitach).
Narazie nie robiłam usg, bo we wszystkich lecznicach do których
dzwoniłam, mówią że najbardziej miarodajne jest badanie lekarza
ale doświadczonego w tych sprawach.
Podobno właśnie doktor Górka taki jest.
Jeśli zleci usg to zrobimy oczywiście.
Wszyscy specjaliści do których dzwoniłam zalecają kastrację tylko jeśli
jądra są w pachwinie, bo jak twierdzą inaczej jest to szukanie przysłowiowej igły.
Tylko co ja wtedy zrobię, bo już brak mi miejsca do izolacji kotów.
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Śro mar 19, 2008 9:50

Witam. Przeszukałam cały net na temat kotów wnętrów i trafiłam na ten wątek. Postanowiłam się dopisać i opowiedzieć historię mojego Fela. Felek skończył siedem miesięcy, więc postanowiliśmy go wykastrować. Stresowałam się bardzo przez tym zabiegiem. Kiedy macałam małego wcześniej pod ogonem, coś tak mi się wydawało, że jakoś mało tego tam ma, ale jako totalny laik nic nawet nie mówiłam wetowi. Umówiłam go na sobotę, zaniosłam rano i miałam odebrać po południu. Kiedy przyszłam po niego do lecznicy pan doktor powiedział, że jedno jądro było w brzuchu i musieli operować... Ehh. Kiedy zobaczyłam ta małą bidę z językiem na wierzchu, z otwartymi mętnymi oczami, z rozprutym brzuchem...
No ale nic to. Przyniosłam go do domu, postawiłam w koszyku przy kaloryferze, a ten od razu zaczął wyłazić. Czołgał się po pokoju, właził pod nogi od krzesła obrotowego i chodził w kółko. Nie mógł sobie miejsca znaleźć. W końcu zamknęłam go w koszyku, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Leżał w pozycji niesamowitej - tylne nogi proste, tyłek w górze, a noc w kocu.
W nocy znieśliśmy wszystkie jego rzeczy do naszej sypialni. Ja nie spałam pół nocy, leżałam z latarką i ciągle sprawdzałam czy kot oddycha. Wyglądał koszmarnie. Zlał się raz na koc, raz na dywan, trzy razy wymiotował. Wypuszczony z koszyka chodził po pokoju i ciągle się przewracał. W końcu nad ranem siadł na podłodze pod drzwiami i tak kimał. Podłożyłam mu koc i uspokoił się do rana. Ciężka to była noc...
W niedzielę trafił już sam do kuwety. Całą niedzielę przeleżał, następną noc też. W poniedziałek zaliczył dwa małe spacerki po mieszkaniu, zaczął się myć, napił się trochę wody, a po południu już spróbował trochę mięska. Mięsko wchodzi tylko jak pani podaje z ręki, z miseczki w ogóle go nie interesuje.
We wtorek po południu kontrola u weta - w ranie zebrało się trochę płynu, który wet wyciskał. A ja zostałam ugryziona w palec. Następnym razem trzymam go w skórzanych rękawiczkach. Cały wieczór usiłowaliśmy ubrać Felka w kaftan - zrobiłam mu z niemowlęcego pajacyka. Po pięciu minutach zdjęliśmy kaftanik, bo mały zaczął się wić i rzucać - bałam się, że większą krzywdę sobie zrobi niż lizaniem. A liże umiarkowanie na szczęście. Został bez kaftana. Wieczorem zainteresował się nawet chrupkami, czyli nie jest źle.
A dziś rano Felo mnie rozczulił. Przed szóstą wkroczył do naszej sypialni z miaukiem i domagał się wzięcia go do łóżka. No to co miałam zrobić. Zazwyczaj młody ma wstęp wzbroniony do łóżka, ale choremu kotkowi przecież się nie odmawia ;) No i przez godzinę leżał i mruczał mi do ucha... I śniadanko było i kuwetka. Na kupę jeszcze czekamy, ale myślę, że dziś będzie.
Dziś czwarty dzień po operacji. Kot wygląda o niebo lepiej. Mam tylko nadzieję, że rana będzie się ładnie goiła. Młody ma pięć szwów...
Jutro kolejna kontrola.
A wet powiedział nam, że u kota jądro umiejscowione nie tam gdzie trzeba też może rakowacieć...
Ciężkie te dni są bardzo. Przecież to dziecko moje jedyne... ;)

lara*

 
Posty: 28
Od: Śro mar 19, 2008 9:24

Post » Czw maja 08, 2008 23:03

Lara*, dziękuję, że opisałaś swoje doświadczenia w tym temacie, może
kiedyś pomoże to komuś, kto będzie przeżywał rozterki, gdy dowie się, że jego kot to wnętr.
Pufcio zaczął sikać poza kuwetą i nie znamy przyczyny.
Badanie moczu wskazało na pęcherz, jest na diecie urinary i przechodzi kurację, niestety sikanie nie ustało.
Dziś byłam u dr. Górki, który okazał się człowiekiem bardzo rzeczowym.
Fachowo zbadał Pufcia i orzekł, że jąderek w pachwince nie ma, czym niestety obalił moje nadzieje. :cry:
Operacji może się podjąć.
Stwierdził tez, ze Pufcio ma dużo tłuszczyku, a ja myślałam, że on jest
chudzieńki. :oops:
Przede wszystkim uprzedził, że operacja może zakończyć się fiaskiem,
tzn. może w ogóle nie znależć jąder, a nawet nasieniowodów, może też
być, że znajdą wytną, a sikanie nie ustanie.
Pufcio dostał zastrzyk hormonalny i mam przyjechać za tydzień.
Mam obserwować, czy mniej siusia i czy siuśki są mniej zapachowe.
Mówił, że czasem stosuje się tak zwaną "kastracje hormonalną", czyli
wyciszenie zastrzykami hormonalnymi.
Opowiedział mi też o swojej kotce.Chowana od małego, zdrowa jak rydz,
wykastrowana w odpowiednim czasie, raptem bez powodu zaczęła sikać w wieku 7 lat
i niestety nic nie pomogło.
Za tydzień będę musiała podjąć decyzję. :roll:
Pufcio wzbudzał jak zwykle sensację i w ogóle podróż mieliśmy z
przygodami, bo się okazało, że remont na Hallerai nie wiadomo czym
dojechać, ale jakoś się udało. :D
Ostatnio edytowano Pt maja 09, 2008 21:58 przez kotika, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Najlepsze kotki są od Kotiki. :wink:
Nie mam nic wspólnego z obecną działalnością Fundacji Kotikowo.

kotika

 
Posty: 11098
Od: Pt lis 18, 2005 23:46
Lokalizacja: 3w1

Post » Pt maja 09, 2008 7:43

Ja miałam tymczasowego malucha któremu zeszło do moszny tylko jedno jądro. Drugie znalazłam niemal pod skórą na brzuszku. Wymacaj kota dokładnie (brzuszek, pachwiny). Jądra są dosyć charakterystyczne. Jeśli by się udało je znaleźć to by znacznie ułatwiło zabieg.
edit:
U Agn rudy miał jajko w jakimś nietypowym miejscu (nie pamiętam). Nie można się ograniczać do szukania w pachwinach.

Sylwka

 
Posty: 6983
Od: Pt lut 11, 2005 10:52
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: sherab i 274 gości