Junior mnie zakocil.
Marudzil, ze musimy miec kota, i gryzlam sie z tym przez pol roku...
W kwestii kociej bylam zielona jak radosny ogorek w salatce - w zyciu kota "w reku" nie mialam. W ogole to myslalam, ze kot to bardzo niekontaktowe stworzenie, ktore gdzies tam sobie chodzi, i tyle go widzial
Ale cos mi sie majaczylo, ze te pazury to chyba dlugie i ostre...bosh, moje mebelki, bosh, bosh.
Ale dzieciak prosi, qrcze, nie sposob sie wywinac...
Skompletowalismy wyprawke, i pojechalismy looknac na Sissi.
A ta zaraz do nas przyleciala, pupcia kreci, a w oczy mi filuje....

Porazilo mnie, no, i po kilku dniach to ja marudzilam, coby jeszcze jednego kiciucha adoptowac
Junior do sprzatania kuwety nie kwapi sie, chyba ze go pogonie
Papuszku daje chetnie, czesze, wyprowadza na spacer, i znosi towarzystwo do domu po spacerze.
Ale musielibyscie uslyszec te teksty do kocich, swiergotane aktualnym barytonem w srodkowej fazie mutacji glosu nastolatka
Zakocony na amen, nosi je na reku, mizia, i pozwala na wszystko.
Tylko kiedy sa u niego kumple, to troche sie hamuje
