Tzn. zamykam Plamaczkę w pokoju i idę do innego pokoju, ona przychodzi do mnie, a drzwi nadal są zamknięte
(na sznurek).
Zamykam Recydywę (i Opal) w kibelku, wychodzę, wracam, a Recydywa w łazience. Drzwi nadal zamknięte
(tylko kratka wentylacyjna, co się trzyam na słowo honoru, wyjęta).
Pogadam se sama ze sobą
EDIT #1
Plameczka miała dziś wizytę adopcyjną, wstępie się spodobała, ale...
Przy okazji wizyty zauważyłam TO
Blisko dwa miesiące po pierwszym Biocanie, trzy tygodnie po drugim, była kąpana w nizoralu, od trzech tygodni bierze lamisil i pojawiają się na niej NOWE ogniska
Z drugiej strony kot praktycznie nie świeci, tylko to na zdjęciu odrobinę, więc może nie jest źle, bo Tymek i Bezciapka świeciły wyraźnie. Ale grzybnych pingwinów nie prześwietlałam, nie wiem, czy one mają odmianę świecącą, może Plama się zaraziła tym niefluoryzującym. Ale nos się goi. Za to ucho łysieje. I to ogólnie pechowy kot jest...
EDIT #2
Na razie nie mam się co martwić wczorajszymi ludźmi. Wczoraj kot się spodobał, mieli się jeszcze oczywiści zastanowić i dziś zadzwonić z decyzją i może po nią przy jechać. Dziś dostałam wiadomość, że muszą jeszcze przemyśleć samo posiadanie kota
Więc nie muszę się zastanawiać, czy ryzykować wydawanie grzyba...
EDIT #3
Opal robi postępy. Zaniechanie smarowania uszu było dobrym pomysłem, już na mnie nie syczy. Głaskanie jest złem koniecznym, ale chyba powolutku zaczyna jej sprawiać przyjemność. Oczywiście trzeba ją dorwać w kącie, z otwartej przestrzeni zwiewa (ma kibelek z przedpokojem, raz też znalazłam ją w salonie na kanapie, ale tam zwykle drzwi są zamknięte). Wczoraj głaskana zrobiła ruch, który bardziej przypominał rozluźnianie się, niż odsuwanie ode mnie
Dziś jak przyjechałyśmy z sukami po treningu, kicia siedziała w przedpokoju na drapaku. Nie zwiała

Jak się kręciłam przy zdejmowaniu butów, PSy się kręciły po przedpokoju - odsunęła się trochę. PSy nie zrobiły na niej wrażenia, nawet ją zainteresowały. Zdecydowanie PSy bardziej się jej bały, niż ona ich

Przede mną oczywiście w końcu zwiała do kibelka, ale naprawdę bardzo długo siedziała sobie o tak:
Niestety będę jej musiała zafundować kolejną traumę - doszczepianie Biocanem.
EDIT #4
koty się rozchodzą, powolutku ruszyły adopcje, część z powrotem u Morisowej. Mam nadzieję na powrót do jakiej takiej normalności. I wyleczenie siebie...
EDIT #5
Koty się rozeszły,
Microsporum zostało...
Wczoraj odwiozłam ostatnie dwie tymczaski Morisowej, kilka sztuk jest u niej (część leczona), kilka poszło do adopcji i mam nadzieję, że tym razem nie wrócą
Na pamiątkę zostało mi mniej środków na koncie i oczywiście
Microsporum, zarówno w postaci zarodników rozsianych po całym mieszkaniu, jak i na mnie, choć to ostatnie od dwóch dni jakoś ucichło.
Kończę na razie ten wątek.