Kochane Kociaki Ciocia ma kłopoty ze zdrowiem i dlatego taki przestój w pisaniu
Nie potrafiłam wysiedziec przy komputerku,ale dzisiaj usiadłam i wklejam kolejny odcinek Psotkowego Pamietniczka
Pigułka
Ja się trochę wystraszyłam, kiedy się znaleźliśmy w powietrzu. Bo przecież to nie jest normalne, żeby kot przemieszczał się w taki sposób! Poza tym ten transporterek mógł się rozlecieć lub spaść na ziemię – i co wtedy będzie z nami???
Psotek
Pigułka tak się bała tej podróży w powietrzu, że nie wiedziałem, jak ją uspokoić. Miałem ochotę ją wziąć w łapki i mocno potrząsnąć – tylko że przez taką akcję transporterek rzeczywiście mógłby się rozlecieć.
Na szczęście ta podróż skończyła się szybko.
Ola i nauczycielka podeszły do czegoś, co wyglądało jak autobus dla krasnoludków. Tam w środku już siedział jakiś pan i miał przed sobą takie samo kółko, jak pan, który rządził autobusem. Ola powiedziała, że to właśnie jest taksówka i spytała kierowcę, czy weźmie nas wszystkich. Ale dziwne! Przecież nikt nie pytał tego pana z autobusu, czy nas weźmie, a tego z taksówki trzeba pytać? Na szczęście on powiedział, że nas zawiezie wszędzie tam, gdzie zechcemy. Wobec tego Ola weszła do środka, ale się musiała cała zgiąć, żeby się zmieścić. Potem nauczycielka podała Oli kontenerek z nami w środku – i w końcu sama też weszła. I musiała temu taksówkarzowi powiedzieć, dokąd ma nas zawieźć.
To chyba autobus jest lepszy niż ta cała taksówka, bo on bez mówienia wie, jak ma jechać... Z drugiej strony jednak autobus co chwila się zatrzymywał, a w taksówce byliśmy sami, bo ona nie musiała nikogo po drodze zabierać ani wysadzać. No i nie wiedziałem, co lepsze. W tej taksówce nasz transporterek stał między Olą i nauczycielką na czymś miękkim. I nikt się na nas nie gapił, jakbyśmy przylecieli z kosmosu.
W końcu taksówka się zatrzymała i Ola wysiadła. Zanim nas zabrała ze środka, zauważyłem, że nauczycielka dała temu panu z kółkiem pieniążki i dopiero potem wyszła. I ta taksówka odjechała, a my znów przez chwilę wędrowaliśmy w powietrzu.
Potem się dowiedziałem, że taksówka to jest taki samochód, który sam zarabia na jedzonko dla siebie i dla tego człowieka za kółkiem, który się nazywa kierowca. I że samochody tak naprawdę to nie jedzą, tylko piją coś śmiesznego, co się nazywa benzyna i – moim zdaniem – śmierdzi. A to kółko nazywa się kierownica. I samochód po prostu musi słuchać tego człowieka, który siedzi za kierownicą i nazywa się kierowca. I jak kierowca jest dobry, to jego samochód pomaga ludziom i kotom dotrzeć tam, gdzie chcą – i to jeszcze szybciej niż robi to autobus. No to tak naprawdę to nie samochód zawinił, że nasz Tata umarł, tylko ten kierowca, który nim rządził!
Po chwili nauczycielka wyjęła z torebki klucz i otworzyła coś, co nazwała bramą. Zaczęliśmy wędrować w górę. Domyślałem się, że trzeba było iść po schodach. Dobrze, że nie musieliśmy ich pokonywać na własnych łapkach, bo byłem już mocno zmęczony, a było ich chyba sporo.
W końcu nauczycielka jeszcze raz pokręciła kluczami – i otworzyły się drzwi. Byliśmy na miejscu! Nauczycielka otworzyła drzwiczki transporterka i pokazała mi, gdzie jest kuweta. Nasypała nawet do niej świeży żwirek. Czym prędzej do niego wbiegłem i zacząłem go rozkopywać na wszelkie możliwe sposoby. W końcu uznałem, że żwirek jest równie dobry jak ten u Mamy i Oli – i zostawiłem w nim to, co mnie uwierało w jelitka.
Potem poszedłem z Pigułką, Olą i nauczycielką do kuchni, żeby sprawdzić, czy są przygotowane dla nas talerzyki z jedzonkiem. Talerzyki już były, a nauczycielka przy nas otworzyła puszkę i nałożyła nam jedzenie. Powąchałem – było takie, jak u Mamy.
No i jeszcze łóżeczka... Mogliśmy sobie wybrać, gdzie chcemy spać. No to wybrałem sobie zielony fotel na porządne spanie, a drugi – w kwiatki – na drzemki po posiłkach. Zdecydowaliśmy z Pigułką, że będziemy zawsze spać razem, żeby nam było raźniej – a oba łóżeczka były wystarczająco duże, żebyśmy się na nich wygodnie zmieścili razem. A gdybyśmy chcieli spać osobno, to też mogliśmy.
Ola powiedziała, że od tej pory mamy nazywać nauczycielkę Pańcią, bo tak dobrze wychowane koty zwracają się do kobiet, które z nimi mieszkają.
Potem Ola pożegnała się z nami i wyszła, a my zostaliśmy w nowym domu. Poczułem się trochę nieswojo, bo jednak bardzo dużo miałem wrażeń jak na jeden dzień. Aż nagle zauważyłem, że w tym domu było coś znajomego. To była wersalka, prawie taka sama jak u Oli. Hurrra!
Już chciałem pokazać tę kryjówkę Pigułce, która akurat leżała na fotelu, gdy usłyszałem dziwny hałas. Potem się dowiedziałem, że to był dzwonek do drzwi. I jak ktoś chce wejść do domu, a nie ma kluczy, to powinien zapukać do drzwi albo nacisnąć dzwonek. Jednak ja wolałem, kiedy ludzie pukali, tak jak to robiła Pańcia, kiedy przychodziła do Oli. Dzwonek jednak robił za dużo hałasu...
Pańcia otworzyła, choć nie była zbyt zadowolona, że akurat teraz ktoś przyszedł. To była jakaś dziewucha, trochę młodsza od Oli, ale niedużo. I ona chciała, żeby jej Pańcia dała pieniążki na coś tam. Jak jej nie wstyd! Po pierwsze – miała swoich rodziców, którzy jej na pewno dawali jedzenie i ubranie, bo sama to nawet powiedziała. A jak jej było za mało, to przecież mogła sama zarobić, bo podobno umiała szyć ubrania dla ludzi i dalej się tego uczyła w swojej szkole.
Ola tak właśnie robiła – jak potrzebowała pieniędzy, to gdzieś tam szła i zarabiała. I nie wstydziła się, że zbiera owoce na plantacji albo sprząta różne dziwne miejsca. I mówiła, że ona się nie wstydzi uczciwie pracować, a nigdy w życiu by innych nie prosiła o pieniądze, bo to się nazywa żebranie. Mama i Tata to co innego, ale inni ludzie nic jej nie muszą dawać. Jak jej zapłacą za uczciwą pracę, to w porządku, bo tak jest sprawiedliwie, ale dawać lub prosić o pieniądze za nic – to straszny wstyd.
Kiedy wreszcie Pańci udało się pożegnać tę dziewuchę, ośmieliłem się wyjść z wersalki. Zacząłem się rozglądać za Pigułką, bo ona nie zdążyła się schować ze mną w wersalce. Nigdzie jej jednak nie widziałem. Chciałem już zrobić Pańci alarm, ale się okazało, że ona też już zauważyła zniknięcie Piguni i też już jej szukała. Więc zaczęliśmy działać wspólnie.
Pigułka
Kiedy Ola wyszła, poczułam się naprawdę nieswojo. Znałam tu tylko Psotka i troszeczkę tę nauczycielkę, którą miałam teraz nazywać Pańcią. Wszystko inne było zupełnie obce – zapachy, kształty, meble, no, po prostu wszystko. No i na dokładkę ten hałas przy drzwiach! Zaczęłam uciekać całkiem na oślep, ale na szczęście w nic nie uderzyłam. Przebiegłam przez jakieś drzwi i znalazłam się w innym pokoju.
Uff, nareszcie! Wcisnęłam się między ścianę i regał – i odkryłam, że mogę się wcisnąć pod ten regał, jeśli podejdę od strony ściany, bo ze środka pokoju się nie da. No to się tam schowałam, bo nigdzie nie było Mamy. Przez chwilę miałam nadzieję, że Mama też przyjechała z nami, tylko w innym transporterku, bo z nami by się nie zmieściła.
Zaczęłam szukać Mamy, choć tak naprawdę nie miałam wielkiej nadziei, że Mama też jest z nami, bo przecież miała wyjść za Urwisa i nikt nam nie obiecywał, że pojedzie z nami. Ale nadal miałam cichą nadzieję, że Mama może tylko gdzieś się schowała. I póki mi starczyło sił, biegałam między kolejnymi szafkami, ale nic z tych poszukiwań nie wychodziło. MAMOOOO! Gdzie jesteś? MAAAAMOOOO! Ale Mama nie odpowiadała.
Zwinęłam się gdzieś w kąciku i było mi już naprawdę wszystko jedno, co się dalej stanie. Nawet nie zauważyłam, że już dawno skończyło się to całe zamieszanie związane z dzwonkiem, a Psotek z Pańcią mnie szukali.
W końcu zauważyli, gdzie jestem. Pańcia z trudem odsunęła szafkę i mnie wyciągnęła. I kiedy wyszliśmy z tego pokoju z szafkami, to zamknęła za sobą drzwi, bo nie chciała, żebym się kiedyś jeszcze raz tak zaplątała. Czasem tam sama wchodziła, ale tylko na chwilę, a my z Psotkiem nawet nie podchodziliśmy do tych drzwi.
Potem Psotek opowiedział mi o tej dziewczynie, która hałasowała dzwonkiem. Też coś! Przecież ona była starsza niż ja! Jak ona się nie wstydziła żebrać! Przecież ona była znacznie starsza ode mnie i od Psotka, a nawet ja się starałam zapracować na moje jedzonko! I co z tego, że ona kulała? Przecież dobrze pamiętałam, że Mamrotka też miała problemy z łapkami, a przecież nie żebrała, tylko uczciwie zdobywała swoje jedzonko. I jeszcze nam pomagała! A taki leń śmie przychodzić i brać pieniądze za nic, a na dokładkę straszy nas – małe kotki! No ale na szczęście Pańcia ją pogoniła.
CDN.
