Oj właśnie dzisiaj doszłam do wniosku, że w lesie jakaś nowa dostawa kotów musiała być. Może to prawda, że z azylu co jakiś czas koty wypuszczją, a to blisko.
Kocur którego złapałyśmy nas zaskoczył - tam nigdy takiego nie było, a do tego on nie był dziki - w pobliżu nie ma domów mieszkalnych. Razem z nim siedział w kotłowni drugi kot - taki sam tylko mniejszy. Halina stwierdziła, że to kotka i to pewnie ta co już była sterylizowana. Zauważyła jednak, że coś jej się chyba z zębami stało, bo dziwnie jej jeden kieł wystaje i tak jakby miała szczękę dolną do przydu wysuniętą. Nie mogłyśmy jej dokładnie pooglądać, ale też nie byłam pewna czy kotka po prostu nie patrzy na Halinę krzywo

.
Dzisiaj pojechałam z nową dużą Fridzi, którą wyadoptowałam w ub. roku do weta, bo coś jej się zaczęło pojawiać na skórze. Wcześniej już Agnieszka bywała z kotką u innego weta, ale okazał się małowiedzący i po dzisiejszych oględzinach okazało się, że kotka ma wadę zgryzu.
Fridę znalazłam w kotłowni za piecem w listopadzie ub.roku. Nie miałam pojęcia skąd ona się wzięła, jak tam kotki ciachnięte, a te nie ciachnięte nie były ciężarne na jesień. No i teraz skojarzyłam to z tą kotką co Halina stwierdziła, że ma krzywą szczękę. Coś mnie się wydaje, że to nowa kicia, nie ciachnięta i, że to ona jest mamusią Fridzi. Mogłyśmy ją mieć, gdyby nie ten kocur, co mi się napatoczył

. Wściekła jestem, bo nie wiem ile mnie tam jeszcze niespodzianek czeka, a czasu nie mam, żeby tam przesiadywać i towarzystwo oglądać i na nowo inwentaryzować

.