
Mamy działkę. Na zabitej dechami, kaszubskiej wsi. 60 km od Gdańska. Na niej mały domek, postawiony na bloczkach betonowych. Domek wykorzystywany głównie weekendowo. No i gdy przyjechaliśmy tam w piątek okazało sie, że pod domkiem schowali się dzicy lokatorzy. Sunia z dwoma szczeniaczkami. Czarne, małe kundelki. Jeden z piesiów większy, wzrostem już prawie równy matce, drugi maleńki jak dwie rękawiczki.

Nakarmiliśmy. J. zrobił im jakieś posłanie. Ale jest problem. Duży problem. Ja musiałam wrócić do Gdańska. J. został tam dłużej, ale też w poniedziałek-wtorek będzie musiał wrócić. Psiunie będą musiały zostać same - głodne i wymarznięte. Do domu ich nie wezmę, bo obawiam się z jednej strony o reakcję Lilo (próbę jej reakcji na obcego przybysza już miałam


Nie wiem kompletnie co robić.
