Z najnowszych doniesień – termin oddania Pirata do jego domu znów się przesunął. Ale ponieważ to już chyba trzeci termin, który ustaliliśmy, jakoś przestało to robić na mnie wrażenie

. Domek przyjechał wczoraj, wymiział się ze „swoim” kotem, naprzepraszał, że jeszcze nie może go zabrać i szczerze ponarzekał na tzw. fachowców, którzy po raz kolejny nie wyrobili się z terminami

. Kiedyś pewnie bym zaczęła podejrzewać, że domek coś kręci, ale ponieważ sami jesteśmy teraz na etapie przygotowań do rozpoczęcia budowy domu, wierzę! Sama byłam kilka dni temu bliska popełnienia morderstwa na naszym architekcie, który od miesiąca wprowadza drobne(!) poprawki do projektu i ciągle coś mu przeszkadza, by ogłosić szczęśliwy finał

.
A skoro zabrnęłam w klimaty budowlane, opowiem wam pewną historyjkę. Otóż, dwa lata temu właściciel budynku, w którym wynajmujemy pomieszczenia drukarni postanowił rozebrać paskudną, walącą się przybudówkę. Wynajął w tym celu dwóch sprawnych i zmotoryzowanych fachowców. Chłopaki migiem burzyli ściany i na bieżąco wywozili gruz każdy swoją furgonetką. A że robota paliła im się w rękach, nijak nie mogli się spotkać na placu boju. Jak jeden przyjeżdżał z opróżnioną przyczepą, to drugi akurat pędził załadowany na wysypisko. W pewnym momencie wyjrzałam przez okno i zobaczyłam taki obrazek:
Chłopaki zostawili po sobie wzorowy porządek – tzn. to czego nie wywieźli przykryli zgrabnie starą papą

. A ja myślałam, że zemdleję, gdy kilka dni później zobaczyłam Sznyca ucinającego sobie popołudniową drzemkę w tym uroczym zakątku:
Joasia