Odświeżę wątek, chociażby dla samej siebie, a co mi tam.
Okruszka, okazało się, ma popsute zęby. Pisałam, że pochorowywała. Niby nic strasznego, ale się ciągnęło. Ze wszystkiego zdrowiała dość szybko, ale wciąż była niewyraźna. Trochę w tym i mojej winy, bo chwilami leczyłam ją tak trochę "na odległość" bo mam takie godziny pracy, a potem i na spacer z psami trzeba, że do weta wybrać się to porażka. Ale w końcu poszłam na taki generalny przegląd. I cóż się okazało - Okruszka ma popsute zęby. Kamienia nie ma, dlatego i nie śmierdzi jej z paszczy, uśmiech (przednie zęby) też ma niezły

, ale z tyłu - popsute jak hej. Do usunięcia prawie wszystkie. Okruszka jest już po badaniu krwi. Nerki i wątroba super, wyniki wzorcowe, ale leukocyty wysokie, oj wysokie (30). Wet mówi, że to napewno od zębów, bo ma stany zapalne. Plan jest taki, że parę dni będzie dostawać antybiotyk, a potem narkoza i rwanie. W najbliższym czasie, tylko muszę coś sprzedać na konto tej operacji. Problem jest w tym, że ja mam w tej chwili same praktycznie starsze zwierzaki (Okruszka 10 lat, Marianna ponad 10, Myszka ok.9, Agatka min.8, Murzynek 7, tylko Szarotka 3,5). To się wiąże z tym, że coraz więcej trzeba wydawać na leczenie. Psy też starsze, Bambosz ok.9 lat, a Kajtusia 12-13. Kajtusia dostaje na jaskrę drogie krople, najmłodsza Szarotka musi mieć regularne badania krwi bo jest zagrożona chorobą nerek (torbiele) itd itd.
Przy okazji zbadaliśmy krew Babci Mariannie vel Grubej Mańce (po przyjściu do mnie miała podwyższone wskaźniki nerkowe) i tu przynajmniej radość - wyniki są dobre, nie mam ich jeszcze, ale dzowiłam do weta i powiedział, że wszystko ok
