Kochany Psotusiu Ciocia sie stara nie nawalic z pisaniem,ale sam wiesz ,ciagle cos sie dzieje,a dzisiaj ganiałam po mieście i ałatwiałam sporo spraw

nawet u P.Doktor Kochanej byłam
Pigułka
Ja też się bałam babci Oli, ale starałam się ją omijać. Ona nie była zła, tylko że mnie nie widziała. I co by było, gdyby niechcący usiadła na mnie lub na Mamie? Tak się tego bałam, że zawsze uciekałam do wersalki, kiedy tylko słyszałam jej kroki. I wołałam Mamę, Mamrotkę i Czarnulkę, żeby też ze mną się chowały. Psotek na ogół też biegł za nami.
Tylko Azor nie musiał się chować, bo on był duży i umiał głośno mówić, więc Babcia Oli go zawsze zdążyła zauważyć. I Azor nawet ją lubił, a jego Babcia mu opowiadała, że dawniej Babcia Oli dużo jej pomagała. I dlatego Azorek czasem pomagał Babci Oli, ostrzegał ją, kiedy mogła się o coś potknąć.
Psotek
Już zdążyłem prawie zapomnieć o tej pani, która niby to uczyła kiedyś Olę angielskiego, bo przecież cały czas działo się tyle nowych rzeczy! Aż tu któregoś dnia ta pani znów się pojawiła – i znów rozmawiała z Olą w tym dziwnym języku. Niby mówiły po ludzku, ale nawet ja i Azor niewiele z tego rozumieliśmy. I znów po długim czasie (choć Ola mówiła, że to była tylko godzina) ta pani wstała, wzięła pieniądze, potem nałożyła buty na tylnełapki. Ola i Azor poszli ją odprowadzić za furtkę, żeby na pewno trafiła tam, gdzie powinna. Potem Azor mówił, że poszli z Olą nawet kawałek dalej, bo chciał, żeby ta pani na pewno nie spała u nas, bo to już by było za dużo szczęścia naraz. Nawet ja musiałem mu przyznać rację.
Podobno za furtką (ale nie tą, przez którą my trafiliśmy do Oli, tylko jeszcze inną) skręcili w lewo, przeszli kilka ludzkich kroków i zatrzymali się przy takim śmiesznym metalowym słupie, który Ola nazwała dziwnie – przystankiem. A po chwili przy tym słupie stanął naprawdę ogromny, żółty potwór, który na dokładkę śmierdział i warczał. I ta pani – jaka dziwna – z dobrej woli weszła do brzucha tego potwora. I jeszcze mu dużo miejsca w środku zostało! Potem ten potwór zasyczał, zamknął sobie brzuch, zawarczał i ruszył do przodu.
Żeby było śmieszniej – brzuch miał trochę żółty, a trochę przezroczysty, więc Azor z Olą widzieli, co się dzieje w środku. I ta pani ze środka tego potwora pomachała Oli i Azorkowi – i ruszyli.
Potem Azor dowiedział się, że ten potwór nazywa się autobus i przewozi ludzi z jednego miejsca na drugie. Tylko skąd on wie, skąd i dokąd ma tych ludzi wozić? I może tak naprawdę to nie jest potworem, skoro pomaga ludziom dostać się szybko z jednego miejsca w drugie?
Ola mi potem wytłumaczyła, że autobus naprawdę jest świetny i że ona sama codziennie wsiada aż w dwa autobusy, żeby dojechać do szkoły, a po szkole też wraca do domu autobusami. I ta pani od angielskiego też jeździ autobusami, bo mieszka strasznie daleko od nas. I gdyby chciała dotrzeć do nas na własnych łapkach, to wędrowałaby ponad dwie godziny w jedną stronę, a dzięki autobusom starczała jej niecała godzina. I autobusy miały swoje numery. A każdy numer autobusu oznaczał inną trasę. I to ludzie musieli wiedzieć, jaki numer autobusu jest im potrzebny. Ale śmiesznie!
Na niektórych przystankach zatrzymywały się różne autobusy z różnymi numerami, a każdy numer oznaczał inną drogę. I dzięki temu Ola wiedziała, w który ma wsiąść, a który przepuścić, żeby jechał sobie bez niej.
Ale koło domu Oli było takie śmieszne miejsce, które nazywało się pętla. Na tej pętli autobus się zatrzymywał i przez chwilę odpoczywał. To chyba dobrze, że ten cały autobus też mógł odpocząć. Chyba było mu ciężko wozić tylu ludzi, prawda? Każdy człowiek ważył strasznie dużo, a poza tym podobno wszyscy ludzie wozili ze sobą jakieś ciężary, nawet jeśli tego nie chcieli. Na przykład Ola codziennie woziła torbę pełną różnych rzeczy do szkoły. I tak samo miała ta pani od angielskiego, też woziła ze sobą strasznie ciężkie torby.
Ola obiecała mi, że będę mógł kiedyś obejrzeć taki autobus, a może nawet nim kiedyś gdzieś pojadę. Dobrze jednak, że wszystkie autobusy, które stawały koło domu Oli , miały taki sam numer. I Ola wiedziała, gdzie ma wysiąść z tego autobusu i w jaki ma potem wsiąść, żeby się nie pogubić.
Pigułka
Mnie niezbyt interesowały te całe autobusy, choć Azor mówił, że one przecież nie są groźne (to samo mówiła też Ola), a poza tym chętnie pomagają ludziom i chyba zwierzątkom też. Bardziej interesowało mnie, czy mamy co jeść i jak tym razem udekorować stół na naszą ucztę trochę inaczej niż poprzednio. Ale Azor i Psot bardzo chcieli pójść z Olą, żeby zobaczyć ten cały autobus. I chcieli, żebym ja też z nimi poszła, żeby to wszystko obejrzeć. Ale ja wolałam zostać z Mamą i Mamrotką, bo w domu jednak czułam się znacznie bezpieczniej niż na zewnątrz.
Psotek
Ola zgodziła się pokazać nam autobus. Nie mogłem się już doczekać, kiedy to nastąpi. No ale doczekałem się. Mała boinoska Pigułka wolała zostać w domu, ale ja i Azor wybraliśmy się z Olą na wyprawę. Ola powiedziała, że idziemy na spotkanie tej pani, która umie mówić po angielsku.
Azor szedł sam, ale Ola uparła się, że mnie poniesie na rękach, bo na przystanek jest za daleko jak na moje łapki. Już chciałem się obrazić na Olę, ale Azor powiedział, że ona ma rację, a on to wiedział dobrze, bo przecież chodził w różne miejsca.
No więc dotarliśmy do tej całej furtki, skręciliśmy w lewo – i nic! Był tam co prawda dziwny słupek z tabliczką, a na tej tabliczce były jakieś napisy (Ola powiedziała, że to rozkłady jazdy, czyli taki rozkaz dla autobusów, kiedy mają odjeżdżać), a obok tego słupka stali jacyś ludzie i rozmawiali, ale nie było tam niczego ani nikogo, kto by choć trochę wyglądał na autobus.
W końcu trochę z tyłu i trochę z lewej strony (potem się dowiedziałem, że tam właśnie była ulica Czekoladowa) usłyszałem warczenie i sapanie. I ono się do nas PRZYBLIŻAŁOOOOO! Ale Ola powiedziała, żebym się nie bał, bo to właśnie jedzie autobus. Dobrze, że mnie trzymała, bo chyba uciekłbym jak ostatni tchórz! Ale Ola mnie cały czas trzymała i głaskała, więc jakoś jednak wytrwałem.
W końcu zza zakrętu wychynęło coś żółtego i ogromnego. To właśnie to coś tak warczało i sapało. To się zatrzymało przy słupku, sapnęło – i przestało warczeć. Potem sapnęło jeszcze raz – i zrobiło sobie z boku aż trzy dziury! Ola powiedziała, że to otworzyły się drzwi autobusu. Przez te drzwi autobusu wyszli ludzie, którzy przedtem byli w jego brzuchu – cali i zdrowi! Niektórzy nawet nieśli strasznie ciężkie torby. A ci ludzie, którzy przedtem stali koło słupka, weszli autobusowi do brzucha!
W tej grupie ludzi, którzy wyszli z autobusu, była ta pani, która uczyła Olę. Pomachała nam łapką i szybko do nas podeszła. Pogłaskała Azorka i mnie, a potem powiedziała, że jestem bardzo dzielnym kotkiem, skoro nie bałem się wyjść jej na spotkanie. A Azorka nawet podrapała za uszami. Azor był z tego dumny, bo rzadko mu się zdarzało, żeby ktoś poza domownikami tak go potraktował.
No i wszyscy czworo poszliśmy do domu. Ta pani zaproponowała, że weźmie jednego z nas na ręce, bo Azorka właśnie rozbolała łapka, a dla mnie też trasa do domu była strasznie daleka. Nie wiem, skąd ta pani wiedziała, że Oli byłoby trochę za trudno nieść nas obu. Ale Azor upierał się, że pójdzie sam, bo nie chce sprawiać Oli kłopotu, a tej pani się wstydzi. No to ja się odważyłem przejść na łapki tej pani, żeby Ola mogła ponieść Azorka. Dokładnie przy tej okazji obwąchałem ubranie tej mojej opiekunki. Zapach był bardzo słaby, ale jednak nie mogłem się mylić: ona na pewno już kiedyś dawno nosiła jakiegoś kota!
Kiedy weszliśmy do domu, okazało się, że Oli brat też już wrócił ze swojej pracy. I właśnie kończył myć łapki, bo chciał sobie odgrzać obiad. Ale jak się dowiedział, że Azora boli łapka, to zrezygnował z obiadu, żeby jak najszybciej pojechać do Pana Doktora.
Ola poszła do kuchni, żeby zrobić herbatę dla siebie i swojej nauczycielki, a ja poszedłem do Mamy, Mamrotki i Pigułki, żeby im opowiedzieć, co widziałem i jak mnie ta pani niosła. Mama najbardziej zdziwiła się tym zapachem kotów na ubraniu nauczycielki. Podeszła więc do jej butów, ale nic specjalnego nie wywąchała. Potem jednak zainteresowała ją torba nauczycielki. Długo ją obwąchiwała, aż wreszcie uznała, że mam rację: kiedyś ta pani mieszkała u kota, a może nawet raczej u kotki, takiej jak my – czyli europejskiej. A jeśli nie mieszkała u niej, to przynajmniej się z nią przyjaźniła. Ale już od dłuższego czasu się z nią nie spotykała, bo zapach był już trochę spłowiały i mało wyczuwalny. Ciekawe, dlaczego...
CDN.
