Psotusiowy pamiętnik

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lut 06, 2008 10:54

Psotusiu, myslę, że niedługo odwiedzą Cię nie tylko wirtualnie...wirtualnie to znaczy ,że sie gapię w to duże płaskie, co Twoja duża też ma w domku i dzięki czemu mogę czytac Twój pamiętnik... no to jak sie pojawię to sobie pogadamy...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro lut 06, 2008 11:02

Kochany Psotku Ciocia nawaliła z Twoim pamietnikiem :oops:
Ale znowu Wujek Janusz był potrzebny do tego żebym mogła dalej pisać
więc ruszamy znowu :D

Pigułka
Mama tłumaczyła nam, że my naprawdę jesteśmy ważni, ale poza nami istnieją inne zwierzątka, które mają prawo żyć obok nas. Ja to rozumiałam, ale Psotusia trudno było przekonać.
Psotek
Nic mnie nie obchodziły inne zwierzęta, póki nie dotarło do mnie, że bez nich bylibyśmy strasznie samotni. I na pewno byłoby nam smutno, bo każdy z nas wiedział trochę o różnych rzeczach. I mogliśmy sobie nawzajem pomagać. A znowu ludzie są po to, żeby opiekować się nami, karmić nas, dawać lekarstwa i budować dla nas domki.
My też mogliśmy ludziom pomagać, jeśli mieliśmy na to akurat czas i chęć. Na przykład my chętnie pomagaliśmy Oli w porządkach domowych. Ja dość szybko nauczyłem się obsługiwać ludzka toaletę i chętnie wyręczałem Olę w spuszczaniu wody. Poza tym wszyscy lubiliśmy jeść. Przecież to nasze jedzonko z puszek robili i sprzedawali ludzie. Więc jeśli ja coś zjadałem, to oni musieli przygotować następne porcje. I za to dostawali takie śmieszne papierki i kawałki metalu, które dziwnie nazywali: pieniążki.
Za te pieniążki mogli sobie „kupić”, co tylko chcieli. Tylko musieli mieć wystarczająco dużo tych pieniążków. No to im pomagałem zdobywać te śmieszne pieniądze, skoro im to taką przyjemność sprawiało. Ale i dla mnie to było przyjemne – w końcu każdy przyzwoity, zdrowy kot LUUUBI jeść.
Pigułka
Ja też lubiłam jeść, a jeszcze bardziej lubiłam przygotowywać stół do naszych uczt. I lubiłam patrzeć, jak smakowicie Psot się oblizuje, zanim zacznie jeść. Jednak sama starałam się nie przesadzać z jedzeniem, bo to wszystko było bardzo smaczne, ale ja jednak chciałam być piękna, zgrabna, zręczna – no i nie mogłam jeść za dużo. Mama mówiła, że lepiej tak właśnie robić niż najpierw się objadać, a potem się ograniczać i „odchudzać”.
Swoją drogą – jakie śmieszne słowo – „odchudzać się”. Ono chyba oznacza, że kot (czy człowiek) zaczyna jeść więcej, bo chce być grubszy niż jest, że przestaje być chudy. A jak się chce trochę zeszczupleć, to powinno się mówić o „odgrubianiu się”. To przecież bardziej sensowne, prawda? W każdym razie ja się starałam, żeby ważyć zawsze tyle, ile trzeba.
Psotek
Nie rozumiem, jak się to Pigułce udawało. Ja zawsze lubiłem jeść. I zjadałem wszystko, co do najdrobniejszej okruszyny. Ale Mama mówiła, że nie jestem za gruby. Przecież zawsze biegałem znacznie więcej niż Pigułka, więc to chyba normalne, że potrzebowałem więcej jedzonka. I to ja odkrywałem całe mnóstwo nowych, ciekawych zakamarków.
Pigułka
Pewnego dnia, gdy Ola i jej brat już byli w domu, Psotek zaproponował, żebyśmy w trójkę z Azorkiem zabawili się w chowanego. Mama nam na to pozwoliła, choć sama nie chciała się bawić.
Psotek zaprowadził mnie do miejsca, gdzie zwykle stało całe mnóstwo butów. Przedtem mi tyle o tym miejscu opowiadał, że natychmiast je rozpoznałam, choć byłam tu pierwszy raz. Te buty naprawdę były śmieszne, tak jak mi to Psot opowiadał. I na dokładkę były po dwa buty takie same – wcześniej Mama powiedziała mi, że to się nazywa para.
Miałam się schować tak, żeby Psot z Azorkiem mnie nie znaleźli. No to weszłam do takiego czegoś, co wyglądało jak but, tylko że było ciut większe niż normalne buty. Jak się skuliłam, to nikt mnie w tym bucie nie widział.
Kolejna kryjówka – świetnie! Tylko że szybko mnie tam znalazła Ola. Pewnie to Azor ją namówił na przyjście, bo Mama nie chciała tam zaglądać, bo się bała, że znów wydarzy się coś niemiłego. Ale Ola się tylko roześmiała i powiedziała, że to naprawdę był zwykły but jej brata.
Podobno ludzie mają tylne łapki różnej wielkości, tak samo jak koty (Psotuś miał zawsze łapki większe niż ja, a Mama jeszcze większe). I jak mają małe łapki, to wystarczą im małe buty, a jak mają duże łapki, to potrzebują większych butów. A Ola mówiła, że jej brat ma buty o numer mniejsze od kajaka. Ja co prawda nie wiem, co to jest kajak, ale na pewno to coś strasznie dużego, skoro nawet te buty są od niego mniejsze. Każda para butów pachniała trochę inaczej, żeby można było poznać, kto ją ma założyć na łapki.
Od tej pory zawsze lubiłam wąchać buty. Te zapachy dużo mi mówiły o ludziach, którzy je nosili na swoich tylnych łapkach.
CDN. :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro lut 06, 2008 11:08

Ciociu caty, jak to fajnie, że niedługo Cię zobaczę :) Przyniosę Ci do zabawy niebieskiego szczura, chcesz?

Ciociu Kociamo, jak to dobrze, że Wujek Janusz przyszedł i Ci naprawił komputer. Podziękuj Mu ode mnie, dobrze?
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lut 06, 2008 13:49

ale fajnie że mogłam wreszcie nadgonić Psotusiowo-Pigułkowy pamietnik

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Śro lut 06, 2008 13:51

Ciociu ewung witaj :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lut 07, 2008 7:33

Cześć Psotku :)

kothka

 
Posty: 11588
Od: Wto lis 09, 2004 12:50
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lut 07, 2008 10:55

Cześć, Romanie :) Ciocia Kociama obiecała, że wieczorkiem znów coś wstawi :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lut 07, 2008 17:18

Aaa.. kot Psot :)
Obrazek
Obrazek

cassidy

 
Posty: 11169
Od: Śro paź 25, 2006 13:14
Lokalizacja: Oborniki/Poznań/Chojnice

Post » Pt lut 08, 2008 9:19

Psotek
Ja też lubiłem zapachy. Wolałem jednak wąchać kwiaty niż buty. Mogłem je poza tym spokojnie pogryźć i spróbować, jak smakują. Mama mówiła, że nawet zdrowo jest czasem zjeść jakąś roślinkę z ogrodu. Ola mówiła, że kwiaty służą do ozdabiania stołu. Pigułka też czasem miała do mnie pretensje, że zjadałem płatki kwiatów, którymi ozdabiała stół przed jedzeniem. Ale przecież one były takie dobre... Tylko że czasami po nich wymiotowałem.
Ale Mama i Ola wytłumaczyły mi, że nie ma się czym przejmować. Czasem właśnie tego mi było trzeba, bo przy myciu siebie lub Pigułki połykałem trochę włosów. I musiałem się ich jakoś pozbyć z brzuszka. I udawało się to właśnie dzięki kwiatkom. Całe szczęście, żę Ola nie brzydziła się tego sprzątać, bo ja mimo wszystko zawsze czułem się okropnie zawstydzony, kiedy zdarzyło mi się zwymiotować, bo przecież brudziłem tę śliczną, czystą podłogę.
Pigułka
Mnie to rzeczywiście zawsze denerwowało, jeśli Psotek zjadał dekoracje, które przygotowywałam na nasz stół. Przecież Ola nam nigdy nie żałowała jedzonka! To po co on jeszcze pożerał rzeczy, które miały służyć tylko do ozdoby? Zachowywał się chyba gorzej niż biedne, bezdomne kotki, o których czasem opowiadała nam Ola ze swoim bratem. Jednak Mama tłumaczyła mi, że czasem trzeba tak robić, żeby nas potem nie bolały żołądki i jelitka.
Psotek
Pewnego dnia bawiliśmy się właśnie w najlepsze w pokoju Mamrotki, kiedy usłyszałem dziwne kroki. Na pewno nie była to Ola, bo ona już zdążyła wrócić ze szkoły. Nie był to też Oli brat, bo on dopiero chwilę wcześniej wyszedł do pracy na coś, co nazywał drugą zmianą. Nie wiem, co to jest ta druga zmiana, ale on na to poszedł i miał wrócić za kilka naszych drzemek. Oli rodziców nie było w domu, ale ich też spodziewaliśmy się dopiero za jakiś czas. Zresztą ich kroki znałem już dobrze, więc wiedziałem na pewno, że to nie oni.
Po chwili kroki zbliżyły się do pokoju – i zamilkły. Wszyscy usłyszeliśmy dziwny dźwięk – jakby kot uderzał łapką w drzwi, tylko że znacznie mocniej niż to robi normalny, dobrze wychowany kot.
My wszyscy z Mamą szybciutko pobiegliśmy do wersalki, a Azor zaczął szczekać. A Ola otworzyła drzwi, jakby nie wiedziała, że za nimi stoi ktoś obcy. To była jakaś pani. Ola zaczęła z nią rozmawiać. Najpierw ta pani zdjęła buty i postawiła je obok innych. Potem zdjęła też coś, co nazywała sweterkiem. To wyglądało trochę jak futerko, ale można to było zdjąć lub założyć na siebie. Całkiem fajny pomysł!
Potem Ola poszła do kuchni, żeby zrobić tej pani coś do picia. Ta Ola jednak ma wyjątkowo dobre serce, skoro daje picie nawet tej obcej osobie.
Zdziwiło mnie tylko to, że Mamrotka nie schowała się z nami, tylko usiadła na fotelu i zaczęła patrzeć na tę panią. Z początku myślałem, że Mamrotka jej pilnuje, bo skąd można wiedzieć, co taki obcy sobie myśli? Ale Mamrotka traktowała tę panią zupełnie przyjaźnie, choć trochę z dystansem.
Potem Ola przyszła do pokoju, podała tej pani kubek z piciem i talerzyk z pierniczkami. No tak, to cała Ola, każdemu daje do pochrupania pierniczki! Ola przyniosła też kubek dla siebie.
Ale śmiesznie! One obie piły z kubków, i to chyba coś gorącego, bo kiedy wysunąłem nos i jedno oko z wersalki, z tych kubków w górę leciało coś, co Ola nazywała parą. Ola mówiła, że parę można zobaczyć tylko wtedy, kiedy picie (lub jedzenie) jest gorące. Nie rozumiem, jak można w ogóle pić coś gorącego! Przecież można sobie oparzyć języczek! Ludzie są jednak dziwni. Niby tyle rzeczy wiedzą, ale jak przyjdzie co do czego, to są kompletnie głupi!
Ola z tą panią przez chwilę ze sobą rozmawiały. Potem Ola wyjęła zeszyt (takie coś z papieru, w czym można np. narysować coś kolorowego) i zaczęła „pisać”. I dalej rozmawiała z tą panią, ale ja przestałem cokolwiek rozumieć.
Wtedy przyszła do nas Mamrotka i powiedziała, że one rozmawiają po „angielsku”. Pewnie chciała powiedzieć, że po anielsku, tylko się przejęzyczyła... Mamrotka czasem się jąkała, więc może i tym razem tak było?
Pigułka
Ola rozmawiała z tą panią jakiś czas. Mnie wydawało się, że to trwało strasznie długo, ale potem Azor wytłumaczył mi, że tak naprawdę to trwało tylko godzinę. Okazuje się, że godzina może się strasznie dłużyć, jeśli się siedzi w wersalce tak jak ja lub czeka się na coś ważnego.
Psotek
Po jakimś czasie ta pani wstała, nałożyła buty i to swoje futerko, które nazywała sweterkiem.
Zanim wyszła od Oli, zdążyłem zaznaczyć terytorium. Zaznaczyłem też buta tej pani, bo stał tak apetycznie na wierzchu, że nie mogłem po prostu się powstrzymać.
Myślałem, że ta pani się zezłości, jak to zauważy. A trudno nie zauważyć moich znaków! Jeśli zaznaczałem czyjeś buty, to ludzie na ogół tak śmiesznie się złościli! Miałem z tego niezłą zabawę, naprawdę! Ale ta pani tylko się zaśmiała, choć trochę dziwnie to zrobiła, jakby nie mogła się zdecydować, czy się śmieje, czy płacze. I znów powiedziała coś do Oli w tym dziwnym języku „anielskim”.
Kiedy już była gotowa do wyjścia, Ola dała jej... pieniądze. Nie rozumiem tych ludzi! Każą sobie płacić za to, że ze sobą rozmawiają! A chwilę wcześniej mi Ola tłumaczyła, że ludzie dostają pieniądze za swoją pracę!!! Ale wytłumaczcie mi, proszę, od kiedy to rozmowa jest pracą????? Ta kobieta lepiej by zrobiła, gdyby te pieniądze zdobyła w inny sposób, np. szorując nasze kuwety.
CDN.

Psotku wybacz że dopiero dzisiaj,ale wiesz że wczoraj źle sie czułam
zmykam dalej leżeć
Pozdrowienia posyłam dla Wszystkich :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt lut 08, 2008 9:50

Dziękuję, Ciociu :)
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lut 09, 2008 14:15

Ciocia, co dalej u Psotusia i Pigułki :?:
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27193
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Sob lut 09, 2008 14:25

Zobaczycie, co dalej :) Pewnie Ciocia Kociama dziś coś wklei.
Dzię jest mi smutno, minął właśnie 18 miesiąc od odejścia Pigułki... W wątku Inki są jej zdjęcia - Ciocia Kociama wstawiła... Ciocia jest kochana, prawda?
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lut 10, 2008 14:35

Ojeeej, Ciocia wczoraj ze mną rozmawiała i obiecała, że zaraz po rozmowie coś wstawi. I nie dotrzymała słowa :(
Psot zmartwiony

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lut 10, 2008 14:48

Psotusiu wybacz że nie wkleiłam :(
po rozmowie z Twoja Pańcia dzwoniły inne Ciocie i tak gadałysmy do poźnej nocki :oops:
A potem to juz odprężona zasnełam jak suseł :oops:

Pigułka
Mamrotka z Azorkiem mi wytłumaczyli, o co chodzi. Otóż ludzie to naprawdę dziwne stworzenia. Co granica (czyli taki płotek między dwoma krajami), np. na jakiejś rzeczce, to inny język. Jeśli się np. pojedzie wystarczająco daleko, to się trafi na ludzi, którzy nazywają kota „koszka”, a pierogi – perohy. A kiedy się pojedzie w inną stronę, to na psiaka ludzie mówią „dog”. Ale dziwne! Nie rozumiem tego!
Psotek
Mama mi wytłumaczyła, że ludzie mówią różnie, i to wszystko zależy od tego, gdzie mieszkają. A ja myślałem, że można mówić po ludzku, po kociemu lub po psiemu. Dlaczego ci ludzie tak sobie życie komplikują? Najpierw wymyślają różne języki, a potem płacą innym ludziom, żeby ich uczyli tych innych języków! Czy nie mają na co wydawać pieniędzy?
Ja bym im mógł poradzić, co zrobić z tymi niepotrzebnymi pieniążkami. Mogliby np. kupić puszki i zabawki dla mnie, moich sióstr i Mamy, a nawet dla Azorka i jego przyjaciół. A jakby im zostało jeszcze trochę pieniędzy, to mogą zrobić zaopatrzenie dla tych biednych psów i kotów, które nie mają swoich domów, więc muszą żyć w schroniskach. Ola mi opowiadała o schronisku dla bezdomnych zwierząt. Podobno tam jest strasznie ciasno. I jeśli jeden kot jest chory, to może się od niego zarazić strasznie dużo innych kotów.
Ale Ola mi powiedziała, że przecież dla mnie zawsze będzie miała puszki z jedzonkiem. I że starczy jej pieniążków także dla tej pani. Zresztą rzeczywiście następnego dnia ta pani nie przyszła, a my wszyscy dostaliśmy jedzonko zupełnie tak samo jak zawsze. I na dokładkę Ola przyniosła nam nowe piłeczki. Świetnie się te piłeczki kulały po całej podłodze! I na dokładkę miały coś w środku i śmiesznie grzechotały. Lubiłem je turlać łapką i obserwować, co się dzieje.
Pigułka
Któregoś dnia Ola nie pojechała do szkoły, Byłam tym zdziwiona, bo przecież wiedziałam, że Ola musi tam codziennie jeździć, żeby nie być osiołkiem.
Już wiedziałam, że osiołek to takie szare zwierzątko, które ma cztery łapki i kopyta. I tymi kopytami lubi kopać innych, po prostu dla przyjemności. I jest uparte. No to nie chciałam, żeby Ola była osłem i nas kopała.
Mamrotka wytłumaczyła mi, że ten dzień nazywa się niedziela i w ten dzień ludzie nie chodzą do szkoły ani do pracy (chyba że naprawdę muszą, tak jak Pan Doktor), tylko odpoczywają i razem jedzą obiad i idą na spacer. Niektórzy idą też do kościoła.
No to zmartwiłam się trochę, bo przecież Mama i Mamrotka nie zawsze czuły się dobrze. I co będzie, jeśli akurat w ten dzień poczują się gorzej, skoro NIKT nie pracuje? Ale Mamrotka mi wytłumaczyła, że to wcale nie jest tak źle. Wiele razy jej się zdarzało, że czuła się fatalnie właśnie w niedzielę. I jeśli nawet jej ulubiony Pan Doktor miał akurat wolne, to w lecznicy były Jego Koleżanki lub Koledzy. I zawsze miał jej kto pomóc. Więc przestałam się martwić przynajmniej tym.
Ale potem zaczęłam się zastanawiać, skąd w takim razie wezmę dekoracje na stół i co położę na talerzykach. Jednak Azor wcześniej sprawdził, że Ola przed tą całą niedzielą przyniosła znacznie więcej niż normalnie jedzonka dla nas wszystkich. I Azor był pewny, że nie będziemy głodni. Zresztą dawniej też codziennie miałam czym nakarmić te moje kochane głodomorki, choć w naszym życiu było już kilka niedziel, tylko ja o tym nie wiedziałam, że ten dzień się tak nazywa, więc się nie przejmowałam nazwą.
Było miło, bo wszyscy byli razem – my, Ola, Oli brat, ich rodzice, a nawet Oli babcia. I wszyscy się lubili i żartowali ze sobą. A Ola ze swoją mamą długo, długo były w kuchni i rozmawiały. A poza tym to robiły jakieś dziwne rzeczy, obierały ze skórek jakieś dziwne rośliny, kroiły je i wrzucały do garnków z wodą. A potem te garnki ustawiały na takim dziwnym meblu, który nazywały kuchenką. Potem robiły coś jeszcze dziwniejszego – zapalały zapałkę, kręciły takimi śmiesznymi guziczkami, które były na jednej ściance kuchenki, a zapałki wkładały pod garnki. I nagle pod garnkami coś zaczynało się świecić i syczeć.
Mamrotka powiedziała, że w kuchence płynie takie śmieszne coś, co się nazywa gaz. I jak się zapaloną zapałkę przybliży do rurki, w której płynie gaz, to się zrobi ogień. I to właśnie ten gaz tak syczy, zanim się zapali. No i jest wtedy gorąco. Biedne roślinki – każda musiała bardzo długo wytrzymać w tym garnku, do którego ją Ola wrzuciła.
To się nazywało, że Ola ze swoją Mamą robiły obiad. Ależ one sobie komplikowały życie! Czy nie łatwiej byłoby zrobić obiad tak jak ja? Miałyby więcej czasu na ozdabianie stołu, gdyby nie „gotowały”, tylko podawały gotowe jedzonko z puszek!
Psotek
Ludzie są rzeczywiście dziwni. Komplikują sobie życie, jak to jest tylko możliwe. Np. po co to całe gotowanie? Przecież wystarczyłoby otworzyć puszkę, ładnie ułożyć jej zawartość na talerzykach i postawić ozdoby tak, jak to robiła Pigułka. Ale Ola powiedziała, że ona po prostu lubi gotować i że w czasie gotowania może spokojnie porozmawiać ze swoją mamą o różnych sprawach.
W tym czasie Oli brat i tata ustawiali na stole różne naczynia, które miały różne kształty. I też rozmawiali. Ale zwykle nie pamiętali o kwiatach ani świeczkach. Za to stawiali na stole szklankę z dziwnymi, kolorowymi papierkami, które nawet ciekawie szeleściły. Oni te papierki nazywali serwetkami. I po każdym daniu wycierali sobie nimi pyszczki – a potem je wyrzucali. Nie rozumiem, jak można niszczyć te kolorowe papierki! Przecież one są takie ładne i tak fantastycznie szeleszczą!
Ci ludzie to jednak strasznie wszystko niszczą! Ja bym umiał tym wszystkim lepiej zarządzić. Tylko że mi niezbyt wypadało, bo to przecież nie był mój dom, tylko Mamrotki i Oli. A Mamrotka uważała, że Ola jest cudowna i wszystko robi tak, jak trzeba.
Że Ola jest cudowna – nie przeczę. Przecież to dzięki niej mieliśmy gdzie mieszkać i co jeść. I ona się przecież opiekowała nami i pilnowała, żeby Mamę i Mamrotkę zawieźć do Pana Doktora, jeśli któraś z nich tego potrzebowała. Ale przecież mogła robić błędy, prawda?
Dopiero Azor mi wytłumaczył, że to nie wina Oli, bo wszyscy ludzie tak właśnie robią. I to nie ich wina, że nie umieją sobie umyć pyszczków łapkami tak jak my.
Kiedy minęła niedziela, Ola musiała znów iść do szkoły. Przed wyjściem prosiła mnie, żebym w czasie jej nieobecności zaopiekował się Mamą, Mamrotką i siostrami. Miał mi w tym pomagać Azor. Jednak on po chwili wybiegł, bo usłyszał, że woła go Burek i inne psy. Ja też chciałem pobiec z Azorkiem, ale on się nie zgodził. Powiedział, że przecież przynajmniej jeden z nas naprawdę musi zaopiekować się wszystkimi czterema – jak on to określił – damami. Zresztą Azor wrócił dość szybko.
Podobno razem z Burkiem załatwiali jakieś czysto psie sprawy. I ja jako kot, w dodatku mały, w niczym bym mu nie pomógł, bo pokłóciły się małe pieski. I starsze psy musiały je pogodzić.
Nie rozumiem, dlaczego one się pokłóciły – przecież ja zawsze umiałem żyć w zgodzie z innymi kotami i psami, więc one by też tak mogły. Ale było mi przykro, że Azor nie chciał, żebym mu pomógł. Ja przecież nie byłem już taki malutki, a poza tym naprawdę lubiłem pomagać.
Ale Azor mi wytłumaczył, że naprawdę dużo mu pomogłem. Przecież nie mógłby zostawić Mamrotki, Mamy i moich sióstr bez opieki. A wiedział, że ja się nimi dobrze zajmę. A gdybym sobie sam nie poradził z opieką, to umiem biegać tak szybko, że zdążyłbym go zaalarmować, że coś się dzieje. Ja jednak wolałem, kiedy Azorek był z nami, zwłaszcza kiedy nie było Oli.
Szczerze mówiąc trochę się bałem babci Oli. Ona była już chyba strasznie stara, bo źle widziała i źle słyszała. Ola mi kiedyś wytłumaczyła, że jej babcia w przeliczeniu na koci wiek miała już 17 lat. To strasznie dużo, prawda? I dlatego właśnie miała te kłopoty z widzeniem i ze słyszeniem. Teraz już ją rozumiałem, ale jednak ciągle się trochę bałem, że nie zauważy Pigułki i niechcący zrobi jej jakąś krzywdę. Pigułka przecież zawsze była taka malutka i cichutka. I nawet jak ktoś dobrze widział i słyszał, to mógł jej nie zauważyć. A Azorka to nawet babcia Oli zauważała i rozumiała, o co mu chodzi.

CDN. :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Nie lut 10, 2008 14:56

:)
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], luty-1 i 89 gości