Irenka skusiła się dziś na kolację na trochę puszki...
małe buraski już siedzą w jednej klateczce... trzy... Zetka trochę burczała, ale już powoli się uspokaja...
domek nie odezwał się... niestety...
Tara miała pobraną krew... wyniki jutro... apetyt dopisuje... dostała swoją saszetkę... z tabletą... zajadała... ja nieopatrznie wyjęłam z lodówki resztki mielonego serducha wołowego i dałam Szarloci... Tara natychmiast wywąchała i dawaj... odgoniła Locie i sama zajada... w locie posypywałam ipakitine... a potem jakby nigdy nic, Tara wróciła do miski z saszetką i dokończyła...

no i dziewczynka sypia ze mną pod kołdrą... rano jak się obudziłam, to zobaczyłam wpatrzone we mnie oczy Tarusi... spod kołdry... tuż przy mnie...
ale najlepszy numer odwinęłam przy sprzątaniu kuwet... wybieram urobek... Bazyl położył się kawałek ode mnie... jakieś pół metra dalej siedzi Melisa... pruje pyszczycho... burczy... marudzi... Bazyl siła spokoju... więc odzywam się do Meliski - dałabyś już spokój, ja wiem to chłop, troche gupi, ale porządny z niego facet... Meliska spojrzała na mnie... i przestała burczeć...
też chwilami łazi za mną jak pies... przymila się o głaski... i przytulanie... a rozwaliło mnie pytanie Tiris w środę, jak zobaczyła, że Melisę głaszcze mój syn i ta nie syczy na niego : TO JĄ MOŻNA GŁASKAĆ???