Pan Kot u Modjeski. POJECHAŁ DO DOMU!!!! jupiiiiiii :-)

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sty 31, 2008 13:59

Pan Kot jest zwykłym krótkowłosym kotem. Na razie jego futerko jest sztywne i brzydkie, jak na chorym kocie. Nie wiem więc czy będzie stanowiło dostateczny probierz w kwestii uczulenia. Poza tym z tego co wiem to nie samo futro uczula tylko niektóre białka produkowane przez zwierzaka, więc nie wiem jak to jest z indywidualizacją. :roll:
Obrazek]Obrazek

Modjeska

 
Posty: 5853
Od: Pt mar 31, 2006 20:52
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Czw sty 31, 2008 15:03

Etka pisze:Modjesko chyba nie do konca z tym uczuleniem, mialam jednego tymczasa po ktorym tak piekly mnie oczy jak szalone, dotad mi sie nie zdarzylo, ale on byl taki puchaty i moze dlatego ta siersc mnie tak uczulala...podobno nie kazdy kot uczula...ale to podobno ;)

Myślę, że to najbardziej kwestia ilości uwalnianego do środowiska futra - dlatego niektóre koty uczulają bardziej, a inne mniej. Przy czym nie uczula futro tylko białko ze ślin lub naskórka znajdujące się na futrze. A że puchate koty bardziej się sypią, to i tego białka więcej fruwa w powietrzu. No i dlatego można powiedzieć, że puchate koty uczulają bardziej.

Chciałabym tylko zaznaczyć, że to moja własna teoria, taka wysnuta "no logikę" z informacji na temat uczulenia na koty, które kiedyś poznajdowałam :wink:
Obrazek

galla

 
Posty: 10369
Od: Wto wrz 20, 2005 13:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw sty 31, 2008 17:16

galla pisze:Tylko się zastanawiam, jaki jest sens robienia testu płytkowego, skoro i tak będzie PCR?

W zasadzie nie sama wiem, możliwe, że coś przekręciłam. Może chodzi o to, że gdyby - odpukać - elisa wyszła dodatnia, to pcr byłby zbędny. To już chyba Modjeska musi się dogadać z zaufanym lekarzem. Albo może Jana, jeśli zdoła na spokojnie dorwać którąś z dziewczyn? U mnie było zamieszanie, tysiąc czynników odciągających uwagę.
W każdym razie wetki mówiły, że nie ma co potrzeby czekać - ale to głównie wynika z ich przekonania, że Kot białaczki nie ma i nie miał, do czego podchodzę z rezerwą, bo wcześniej "wszystkie objawy świadczyły o tym, że wynik pozytywny nie jest fałszywy".

Co do uczulenia - TŻ na Sfinksa na początku reagował mocniej (w pierwszym miesiącu po podrapaniu przy próbie podania kotu tabletki na TŻ nabrał cech murzyńskich, tak spuchł). Potem były tylko pręgi po ćwiczeniu na dywanie utkanym kocim futrem, no i półgodzinne kichanie, kiedy Gruby zbyt czule dawał mu buzi w nos i oczy. Organizm TŻ-ta się przyzwyczaił do Sfinksa, ale nie do innych kotów, na które kichał "bezdotykowo".
Przy Małej - bardzo puchatej - nie dzieje się póki co nic, a przecież bezczelnica włazi pod kołdrę albo na twarz. Być może jest za mała i białka w ślinie (ponoć to to uczula) jeszcze nie są tak "silne". A może dlatego, że nie myje się jeszcze tak starannie jak dorosły kot i nie zostawia na futrze białka.
W każdym bądź razie alergia TŻ nie objawia się dusznościami, nie są to reakcje astmatyczne, co pozwoliło mi w ogóle mękolić, że chcę kota. Zdecydowaliśmy się na zwierzaka świadomi ryzyka - kilka razy kichanie było naprawdę dokuczliwe, ale obyło się bez leków antyalergicznych. Gdyby tylko okazały się konieczne, to musielibyśmy się z kotami rozstać natychmiast i nie chodzi mi tu o ekskomunikę od teściowej ;)
Dodam, że jako panikara, na zapas boję się o ewentualną alergię u ewentualnego potomstwa, ale to już temat na zupełnie inny wątek.

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Pt lut 01, 2008 9:06

Z kim na Białobrzeskiej mam rozmawiać w sprawie badania Pana Kota? Miałam dziś jechać do lecznicy z Mario ale nie mam czym i jak. Pierwszy wolny termin - poniedziałek (prawdopodobnie)
Obrazek]Obrazek

Modjeska

 
Posty: 5853
Od: Pt mar 31, 2006 20:52
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Pt lut 01, 2008 12:16

Modjeska pisze:Z kim na Białobrzeskiej mam rozmawiać w sprawie badania Pana Kota? Miałam dziś jechać do lecznicy z Mario ale nie mam czym i jak. Pierwszy wolny termin - poniedziałek (prawdopodobnie)

Już piszę do Ciebie pw, bo jakoś mam opory przed publicznym podawaniem nazwisk, nawet jeśli piszę o nich pozytywnie - taka obsesja na punkcie prywatności.

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Pt lut 01, 2008 16:45

Mag pisze:W każdym bądź razie alergia TŻ nie objawia się dusznościami, nie są to reakcje astmatyczne, co pozwoliło mi w ogóle mękolić, że chcę kota. Zdecydowaliśmy się na zwierzaka świadomi ryzyka - kilka razy kichanie było naprawdę dokuczliwe, ale obyło się bez leków antyalergicznych. Gdyby tylko okazały się konieczne, to musielibyśmy się z kotami rozstać natychmiast i nie chodzi mi tu o ekskomunikę od teściowej ;)

:strach:
Mag, powiedz mi, proszę, że to tylko jakiś skrót myślowy, niedopowiedzenie albo żart.
Bo alergia w całej swej postaci nie musi wyjść od razu.
A nieleczona alergia, objawiająca się kichaniem i wyciekiem z oczu, może się z czasem przekształcić w astmę (u mnie tak się stało).
I co wtedy?
Obrazek

galla

 
Posty: 10369
Od: Wto wrz 20, 2005 13:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob lut 02, 2008 16:46

galla pisze::strach:
Mag, powiedz mi, proszę, że to tylko jakiś skrót myślowy, niedopowiedzenie albo żart.
Bo alergia w całej swej postaci nie musi wyjść od razu.
A nieleczona alergia, objawiająca się kichaniem i wyciekiem z oczu, może się z czasem przekształcić w astmę (u mnie tak się stało).
I co wtedy?


To ja nie rozumiem Twojego przerażenia, ale może coś niejasno napisałam - wydaje mi się proste i oczywiste, że jeśli alergia utrudni alergikowi życie do tego stopnia, że nie będzie funkcjonował bez stałego brania leków, to alergik źródła alergii powinien unikać. Nie wyobrażam sobie domu - tego i kolejnych - bez zwierząt, ale zdrowie mojego partnera jest ważniejsze.
Szczerze mówiąc, jeśli dobrze rozumiem, że masz i astmę i koty, to ja mogłabym użyć zastosowanej przez Ciebie emotki, ale wychodzę z założenia, że życie, w tym także i zdrowie, człowieka jest jego prywatną sprawą i jeśli ktoś chce, może mieć i astmę i koty, mnie nic do tego, ale nie muszę widzieć w tym uniwersalnej normy.
Sytuacja rozstania się z kotem jest hipotetyczna i powstała w mojej panikarskiej głowie. Reakcja organizmu TŻ na Małą jest daleko słabsza niż w przypadku Sfinksa na początku, jednak trudno, żebym, mając w perspektywie dwa koty, nie obawiała się o ewentualność nasilenia alergii u człowieka, który mimo tejże alergii zgodził się na kota w domu, tylko dlatego, że bardzo tego pragnęłam. W razie poważnej alergii zrobimy wszystko, żeby znaleźć wywołującemu ją stworzeniu dobry dom. Azyl ani tym bardziej ulica nie wchodzą w grę. Jeśli dla kogoś stanowi to przeciwwskazanie dla powierzenia mi kota, to byłby to ewidentny brak płaszczyzny porozumienia.

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Sob lut 02, 2008 22:19

:roll: Strasznie dużo znaków zapytania.
Obrazek]Obrazek

Modjeska

 
Posty: 5853
Od: Pt mar 31, 2006 20:52
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Nie lut 03, 2008 1:57

Mag, oczywiście, że nie trzeba widzieć uniwersalnej normy w tym, że zamiast rozstawać się z kotami, można alergię po prostu leczyć :wink:
Ja właśnie to wybrałam - biorę leki stale (na astmę), doraźnie (na objawy ze strony nosa) i na wiosnę zaczynam odczulanie, mam już w domu szczepionkę na alergeny kocie. Ale po dość długim czasie brania leków, jeszcze przed odczulaniem, widzę poprawę - leki doraźne biorę bardzo rzadko, a na początku musiałam brać codziennie. Możliwe, że złożyło się na to nie tylko działanie leków, ale i jakieś tam uodpornienie organizmu na moje własne koty (u Jany niestety najczęściej kicham jak opętana i muszę łykać tabletki).
Najwyraźniej tu się różnimy - ja traktowałabym rozstanie z kotami jako absolutną ostateczność, natomiast dopóki byłby cień szansy na wyleczenie alergii i dopóki leki by mnie trzymały - w głowie by mi taka myśl nie postała.
No ale jesteśmy różni i w tym, być może, cały urok :wink:
Obrazek

galla

 
Posty: 10369
Od: Wto wrz 20, 2005 13:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lut 03, 2008 3:17

galla pisze:Mag, oczywiście, że nie trzeba widzieć uniwersalnej normy w tym, że zamiast rozstawać się z kotami, można alergię po prostu leczyć :wink:
Ja właśnie to wybrałam - biorę leki stale (na astmę), doraźnie (na objawy ze strony nosa) i na wiosnę zaczynam odczulanie, mam już w domu szczepionkę na alergeny kocie. Ale po dość długim czasie brania leków, jeszcze przed odczulaniem, widzę poprawę - leki doraźne biorę bardzo rzadko, a na początku musiałam brać codziennie. Możliwe, że złożyło się na to nie tylko działanie leków, ale i jakieś tam uodpornienie organizmu na moje własne koty (u Jany niestety najczęściej kicham jak opętana i muszę łykać tabletki).
Najwyraźniej tu się różnimy - ja traktowałabym rozstanie z kotami jako absolutną ostateczność, natomiast dopóki byłby cień szansy na wyleczenie alergii i dopóki leki by mnie trzymały - w głowie by mi taka myśl nie postała.
No ale jesteśmy różni i w tym, być może, cały urok :wink:

Jej, jasne że ostateczność, ja sobie czarnowidząco wyobraziłam naprawdę poważny stan, typu ostre duszności po 10 minutach w towarzystwie kota i śmierć bez natychmiastowego użycia sprayu z lekiem. Astma to nie byle kichanie i łzawienie oczu. A jeszcze w przypadku dziecka (które jest zaledwie w planach)?- ja naprawdę jestem panikarą ze zbyt bujną wyobraźnią. Panikowałam przed wzięciem Sfinksa, panikowałam jak nieśliśmy Małą do domu z lecznicy, panikuję teraz, że Pan Kot nie polubi mnie, TŻ-ta (e nie, jego lubią wszyscy), Małej, mieszkania; TŻ dostanie alergii, ja dostanę alergii (a to bym się zdziwiła), Mała dostanie alergii, Pan Kot dostanie alergii. Mała wyleci na klatkę, kiedy będę wchodzić do mieszkania, Pan Kot wyleci na klatkę, drzwi na ulicę będą otwarte. Wychodzenia z domu i zostawiania Małej samej nie będę opisywać, bo aż wstyd się przyznać. Oczywiście przy dwóch kotach będzie jeszcze gorzej - zagryzą się, zdemolują mieszkanie, przewrócą na siebie ciężki stół, utkną pod szafą, wybiją szybę w oknie... Myśląc o potomstwie tak panikuję, że być może w ogóle się na nie nie zdecyduję. Powinnam chyba zadzwonić po karetkę i kaftan :D
Wracając do alergii - z naszego czy znajomych doświadczenia wynika, że u alergologa można tylko wydać sporo pieniędzy, a odczulanie jest bezcelowe (choć mając do wyboru rozstanie się ze zwierzakiem a odczulanie, zaczęlibyśmy oczywiście od tego ostatniego mimo doświadczeń wielu znajomych). TŻ ostro reaguje wiosną na pewne trawy i drzewa, w mieście jest to do wytrzymania, odpadają nam po prostu majówki. Claritin wprawdzie zawsze jest w apteczce, ale od bodaj 2 lat nie był konieczny - TŻ stara się unikać alergenów bądź "hartować" organizm, jak w przypadku Sfinksa i po lek sięga dopiero wtedy, kiedy organizm naprawdę nie wyrabia.
Ja - teoretyzując oczywiście i "wyłączając" panikowanie - mam chyba nieco inną "poprzeczkę" ostateczności. Tą granicą jest dla mnie zaostrzająca się raptownie alergia i duże prawdopodobieństwo wystąpienia astmy - mieszkanie z kotem mimo pogarszającej się choroby byłoby przecież jak codzienne popijanie małej dawki trucizny (hm, albo codzienne spacery Alejami Jerozolimskimi). No nic nie poradzę na to, że jakość i długość życia partnera jest dla mnie jednak ważniejsza niż obecność kota (a zdecydowałam się na kociaste w domu mimo poważnej ailurofobii u mojej mamy). Nie jest to łatwy wybór, ale w moim systemie wartości oczywisty. Gdyby chodziło o mnie, pewnie nie byłby taki oczywisty, (bo za koty można oddać parę ładnych lat życia), ale za cudze czuję się bardziej odpowiedzialna (TŻ ze mną mieszka, rodzicielka nie).
Jeśli mnie to stawia w złym świetle to uszanuję taki werdykt, choć go nie zrozumiem. Ale wszystko będzie dobrze - na koty czekałam dwadzieścia parę lat i mam nadzieję, że Sfinks zapoczątkował piękną tradycję, którą przejmie to moje ewentualne potomstwo ;)

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Pon lut 04, 2008 9:39

Rozumiem Twoje obawy Mag. Alergia to poważna sprawa. Nie podważam też innych wątpliwości i pytań. Nowy kot w domu zawsze stanowi wyzwanie.
Jeśli więc masz tyle wątpliwości, to może trzeba zacząć szukać innego domu dla Pana Kota. Przyznam, że nie wyobrażam sobie oddania Pana Kota "na próbę", z perspektywą zwrotu jeśli coś się nie uda (alergia, brak sympatii między nim a Małą, między nim a Tżem, itd). On zbyt wiele przeszedł by mu fundować dodatkowy stres. Niestety szansa, że "od pierwszego wejrzenia" polubi się z Małą jest nikła bo do mojego stada odnosi się obojętnie albo wręcz niechętnie. Nie ma wojny ale nie ma przyjaźni.
Tak naprawdę Pan Kot potrzebuje Dużych na wyłączność i wtedy będzie najszczęśliwszym kotem na świecie uniknie się wtedy wielu problemów, które zgłaszasz.
Obrazek]Obrazek

Modjeska

 
Posty: 5853
Od: Pt mar 31, 2006 20:52
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Pon lut 04, 2008 9:59

:D Udało mi sie zrobić trochę zdjęć Panu Kotu:

Obrazek Obrazek Obrazek

Kić ciągle jeszcze jest chudy ale pod ręką czuć wyraźnie, że przybyło mu tłuszczyku.
Obrazek]Obrazek

Modjeska

 
Posty: 5853
Od: Pt mar 31, 2006 20:52
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Pon lut 04, 2008 10:29

Śliczny :love: :love: :love:
Obrazek
Obrazek
Jeszcze żaden nieśmiertelny bóg nie przeżył śmierci swoich wyznawców.
NAUKA O KLIMACIE.PL

genowefa

Avatar użytkownika
 
Posty: 18789
Od: Pon wrz 18, 2006 13:34
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Pon lut 04, 2008 14:20

Modjeska pisze:Rozumiem Twoje obawy Mag. Alergia to poważna sprawa. Nie podważam też innych wątpliwości i pytań. Nowy kot w domu zawsze stanowi wyzwanie.
Jeśli więc masz tyle wątpliwości, to może trzeba zacząć szukać innego domu dla Pana Kota. Przyznam, że nie wyobrażam sobie oddania Pana Kota "na próbę", z perspektywą zwrotu jeśli coś się nie uda (alergia, brak sympatii między nim a Małą, między nim a Tżem, itd). On zbyt wiele przeszedł by mu fundować dodatkowy stres. Niestety szansa, że "od pierwszego wejrzenia" polubi się z Małą jest nikła bo do mojego stada odnosi się obojętnie albo wręcz niechętnie. Nie ma wojny ale nie ma przyjaźni.
Tak naprawdę Pan Kot potrzebuje Dużych na wyłączność i wtedy będzie najszczęśliwszym kotem na świecie uniknie się wtedy wielu problemów, które zgłaszasz.

Powtórzę, jestem panikarą, więc wyolbrzymiam swoje obawy i uprzedzałam o tym. Ale też trudno mi obaw nie mieć - zawsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Człowiek odpowiedzialny powinien być przygotowany na różne ewentualności, ale jednocześnie nie może pozwolić na to, by ryzyko go całkiem sparaliżowało. Zdrowie TŻ i reakcja Małej są dla mnie na pierwszym miejscu, bo to moi domownicy, uważam jednak, że ryzyko jest minimalne - TŻ nie reaguje kichaniem nawet jak Mała siada mu na twarzy. Mała jest bardzo ciekawska i ufna, więc nowego przybysza powinna przyjąć przyjaźnie. Kolejna sprawa to reakcja Pana Kota na nowe domostwo - jeśli będzie się czuć źle, jeśli będzie go męczyć to, że trzymiesięczny smarkacz ma napady diabła tasmańskiego (czyt. szaleńczej zabawy) a za chwilę może chcieć zasnąć przytulona do niego - to oczywiście nie ma sensu go męczyć.
Pan Kot być może potrzebuje takiego domu, jaki znalazł u nas Sfinks - cisza, spokój, Duża pracuje w domu i karmi oraz przytula na żądanie. Duży wraca z pracy i wystarczy miauknięcie i sugestywne spojrzenie, żeby zrozumiał, że ma się położyć na kanapie i robić za materac.
A być może akurat podpasuje mu to, co mamy - nie wiem, nie znam go. Mam do zaoferowania to i to, ryzyko jest takie i takie. Dla wszystkich, nie tylko dla Pana Kota. (Bo np Mała nie zawsze będzie miała moje kolana dla siebie.)

Teraz sobie przechlapię, ale trudno - powiem szczerze, co czuję.
Mam wrażenie, że mogę się z Wami (jako społecznością forumową) nie dogadać, bo traktuję koty jak koty, a nie jak święte krowy (czyli na równi z ludźmi, a nie lepiej). Każdy z nas wiele przeszedł i każdy z nas jest narażony na stres, i człowiek i zwierz. Intuicja wyadoptowujących gra olbrzymią rolę w ocenieniu, czy to ryzyko oraz stres będą możliwie minimalne - w kwestii Pana Kota zależy to Modjesko od Ciebie. Ja się nie będę na siłę napraszać, bo być może ten kot od początku nie jest nam pisany. A poza tym nie lubię się napraszać i udowadniać, że "zasługuję" na kota.
Pozwolę sobie na małe wspomnienia, bo uważam, że adopcja Sfinksa od Maryli była wzorcowa i bardzo się cieszę, że nasz pierwszy zwierz tak do nas trafił. Ja się bałam potwornie, bo ogrom rzeczy, o których wiedziałam, że nie mam pojęcia, mnie przerażał. O wszystkich obawach mówiłam Maryli otwarcie. Zazwyczaj bym się mocno zirytowała, że ktoś obcy chce mi mieszkanie oglądać i oceniać mnie niczym selekcjoner przed wejściem do klubu (może dlatego nawet nie próbowałam pójść do takiego przybytku) i pewnie byłam trochę zjeżona. Jednocześnie miałam (i mam) Marylę za taką dobrą czarownicę - spokojna, łagodnie uśmiechnięta. Ujęło mnie niezmiernie to, że nie traktowała nas a priori nieufnie, jako odrażających osobników, którym musi wydać kota, bo niestety nie może go sama zatrzymać, ale zaraz znajdzie tysiąc przeciwwskazań (a takie wrażenie można odnieść po pobieżnej lekturze forum) - przeciwnie, miałam poczucie, że życzy nam równie dobrze, co kotom (czyli nie traktuje kotów jak świętych krów). A tymczasem w pralni garnęły się do nas inne koty, a Sfinks nie dał się dotknąć i chodził dookoła, popatrując z ukosa. To moją panikę tylko zintensyfikowało - oczyma wyobraźni widziałam już prychającego na mnie z szafy zjeżonego stwora. Przecież miał za sobą naprawdę straszne przejścia i cudem nie zmarł. Tymczasem TŻ wyszedł jeszcze bardziej zauroczony Sfinksem niż po obejrzeniu zdjęcia, a Maryla uznała, że się nadajemy. I nie mylili się - parę dni później Sfinks, po okiem Maryli, obszedł spokojnie całe nasze mieszkanie (żadnego siedzenia w kuchni przez pierwsze 3 dni), wieczorem wpakował się na kolana przyjaciołom, którzy nas odwiedzili. 2 dni później delikatnie, ale stanowczo dał nam do zrozumienia, że będzie z nami spał na łóżku. Proces uczenia się przez nas kota i oswajania się kota z nowym miejscem i ludźmi przebiegł bardzo gładko - mimo naszego zerowego doświadczenia. Np Sfinks sam nam właził na kolana i mruczeniem potwierdzał, że dobrze głaszczemy. Ale dlaczego po paru minutach delikatnie chwytał nas zębami za rękę? - dopiero po pewnym czasie pojęliśmy mowę ogona i zrozumieliśmy, że głaskanie tak, ale przez trochę, dopóki kociasty nie ułoży się do snu. I ja dobrze wiem, że Maryla wiedziała, że będziemy musieli się siebie nawzajem nauczyć i nie zasypywała mnie nakazami i zakazami (choć cierpliwie odpowiadała na moje pytania). Sfinks wszedł w rytm naszego życia i jednocześnie go zmodyfikował.
Nie mam takiego doświadczenia jak Wy, ale obawiam się nieco pewnego demonizowania wagi przeszłości w przypadku kotów z azylu. Sfinks przeszedł koszmar i obawiałam się kłębka nerwów. Tymczasem "zaledwie" nie sypiał na grzbiecie, na początku nerwowo cofał przednie łapy, kiedy je głaskaliśmy i zawsze się wycofywał na bezpieczną odległość, kiedy w jego okolicy pojawiał się nowy bodziec. Przeciwnie do Małej, która śpi z łapami do góry i jak zobaczy albo usłyszy coś nowego, to od razu podbiega bliżej. Wielokrotnie zakocona przyjaciółka wyśmiała moje obawy, kiedy pod kinem jęczałam, że Mała na pewno tęskni, bo tak smutno wyglądała, gdy wychodziłam - "jasne, siedzi i płacze pod drzwiami. Koty nie rozpamiętują przeszłości. Bawi się albo śpi."

Na wszelki wypadek zaznaczę - nie uważam, że kot to tylko kot. (Przyjaciółka też nie.) Kot to Kot.

Mag

 
Posty: 138
Od: Pon sie 23, 2004 14:55
Lokalizacja: W-wa Ochota

Post » Pon lut 04, 2008 14:23

Ja ufam ocenie Maryli. A ona ufa Wam.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 47 gości