Jego narodziny datują na początek września (tak około) bo to podrzutek.
Z końcem Lutego powinien mieć pół roku to taka (ponoć) minimalna sumka do kastracji.
Moja (nasza) wetka proponowała jak najdłużej by mógł spokojnie jak najwięcej urosnąć i w ogóle przejść ten okres dorastania w naturalnym stanie hormonów.. Dlatego nie myślę robić tego na siłę, bo nie ma takiego musu:lol:
Z drugiej strony mieszkamy w mieszkaniu wynajmowanym i to pierwsze siknięcie może być (ale nie musi) dodatkowym powodem do kastracji w naszym przypadku.
Co o tym myślicie.??? . Przyda mi się parę opcji do mądrego zadecydowania..
Oczywiście podstawą jest zdrowie kociaka. Na razie wiem, że nie ma żadnych uszkodzeń czy naturalnych przeciwwskazań do takiego zabiegu.
Na razie ma około 4.5 miesiąca więc dopiero myślę..
Do bólu go kochamy . Obydwa koty włażą nam na (przysłowiowe) głowy a my z tego jesteśmy szczęśliwi. Na Szaraku bedzie dokonana opcja dla Niego najlepsza. Jednego jestem pewna, mimo wewnętrznego jakiegoś cierpienia

- kastracja będzie wykonana. Rozumiem że dla tak domowego kotka to konieczne dzisiaj. Ale nie ukrywam troszkę to przeżywam.