Czarny Vincent vel Victor z nieziemsko zielonymi oczami
Boże Narodzenie... w domu stoi zielone, ubrane w jakieś dziwne świecidełka, drzewko. Dzisiaj do domu mają przyjechać jacyś ludzie. Mam nadzieję, że nie będzie ich dużo.
Pierwszy dzwonek do drzwi... już są. Wchodzą, rozbierają się... słyszę okrzyki – o kot! – to znowu te dzieciaki... Poszedłem się schować.
Znalazły mnie... Uciekając od nich przewróciłem niechcący choinkę... Moja Pani się na mnie zezłościła, więc uciekłem pod kaloryfer. Siedzę tam już od kilku godzin i czekam, aż goście sobie pójdą. Tak długo nie wychodzą... Smutno mi. Idę spać.
Obudziłem się rano. Przeszedłem przez cały pokój... cisza. Pomyślałem może już ich nie ma, może już wyszli i w końcu będzie spokój. Drzewko stało na swoim miejscu z chyba trochę mniejszą ilością świecidełek. W kuchni pięknie pachniało jedzonkiem... Podszedłem do swojej miski – pusto... poszedłem obudzić Panią. I nagle usłyszałem prychnięcie. Co się dzieje? Tu? W moim domu jakiś inny kot? To przecież mój dom!
Zobaczyłem go... prychnąłem na niego i zaatakowałem. Co on sobie wyobraża, będzie w moim domu? Tutaj?! Pogoniłem go nieco i schował się. Teraz musiałem zaznaczyć swój teren...
Po pewnym czasie podeszła do mnie moja Pani. Była już obudzona... Wyciągnęła do mnie rękę – myślałem, że będzie chciała mnie pogłaskać... a ona wzięła mnie za skórę na karku i wsadziła do kartonowego pudełka...
Potem... potem było zimno... i trochę czasu minęło zanim zrobiło się ciepło. Słyszałem jakieś dziwne dźwięki. I ktoś mnie wyciągnął z pudełka. To nie była moja Pani...! Trafiłem do ciasnej klatki w dziwnym pomieszczeniu... tam było dużo kotów... Wtuliłem się w posłanie... nie chciałem jeść... i leżałem...
Trafił do schroniska w Boże Narodzenie... W jego pięknych, zielonych oczach widać było przerażenie, strach... Patrzył na inne koty... Czuł dziwne, nieprzyjemne zapachy... Wolontariuszki nazwały go Vincent.
Potężny, czarny kocur leżał wtulony w posłanie... Obserwował ludzi, którzy wchodzą i wychodzą. Zabraliśmy go stamtąd do domu tymczasowego 6 stycznia.
Dzień w dzień leży pod ciepłym kaloryferem na podłodze, ale je i pije. Robi śliczne baranki, ale nadal jest niepewny, nieufny... Boi się.
Ma około półtora roku - dwóch lat. Teraz jest wykastrowany. Szuka dobrego domu, który będzie potrafił uszanować jego inność. Może z czasem Vincent/Victor sam będzie przychodził na mizianki... Jednak trochę czasu musi minąć nim zrozumie, że stracił swoich ukochanych Państwa, że musi się przyzwyczaić do kogoś innego, że ktoś inny będzie go kochał, dawał mu jeść i już nie odda.
____________________________________
A tu ogłoszenie na gratce zrobione przez mokkunię
http://ale.gratka.pl/ogloszenie/904727_czarny_victor_vel_vincent_z_nieziemsko.html