Wiecie co - tak sobie czytam ten watek i mam bardzo mieszane uczucia...
Mamy siedem kotow, w tym dwa szalone kociaki. Mieszkanie mamy duze, pelne zakamarkow i porozstawianych rzeczy.
W nocy tez dobiegaja do nas dziwne stukoty, dzwieki. Jesli nas niepokoja i nie potrafimy ich zlokalizowac - np. dzwiek upadku czegos, pisk i cisza

- to wstajemy. Pozostale dzwieki nas nie ruszaja
I jakos nie czujemy potrzeby zeby kotom zakladac na szyje obroze ktore na pewno nie sa leciutkie i cieniutkie, na dodatek majace sygnalizator dzwiekowy - tylko po to zeby gdy cos gdzies w nocy szurnie - naciskac pilocik i powodowac ze kolo kociegu ucha rozlegnie sie jakies dzwonienie czy piskanie. Kot nie bedzie mogl sie tego dzwieku pozbyc - a zeby zlokalizowac kota tak naprawde bedzie musial on trwac chwile i byc dosyc glosny. I wcale nie ma gwarancji ze dla kota jest przyjemny - chocby dla ludzkiego ucha byl.
Moim skromnym zdaniem to najlepszy sposob zeby kota wprawic w jakas nerwice - bo gdy tylko czyms szurnie - to bedzie sie bal ze zaraz jego obroza zacznie piszczec.
Tym bardziej ze ten dzwiek musi byc donosny - skoro ma pozwolic na zlokalizowanie kota na obszarze 45 m. A nawet sciszony - tez musi swoja glosnosc miec - bo inaczej jak zlokalizowac kota skoro dzwiek wydawany przez obroze bedzie cichszy niz halas ktory sam kot wywoluje?
Nie podoba mi sie ten pomysl
Vitez - a Twoj pomysl z telefonem uwieszonym caly czas na kociej szyi to juz zupelnie... Ja juz nawet pomijam narazanie kota na wielogodzinne promieniowanie prosto w mozg. Mam nadzieje ze to byl zart
