co do wciskania podobnych kotów - hm... po kilku przeróbkach nawet ten sam kocio może wyglądać nieco odmiennie. na razie nic innego nie wymyślę w tej kwestii. Poźniej rzucę okiem na galerię -wiem, że nie da sięwkleić linku już wczoraj dłubałam bezskutecznie.
Co do prawdy o zaginionym kocie... Ja myslę, ze i tak trzeba dotrzeć do fotografa - nikt inny z tej firmy (dużej) nie będzie miał o tym pojęcia. I pewnie mało będzie go to obchodziło. Prawdziwym kociarzem pewnie jest osoba fotografująca koty. Wtedy można się zastanowić czy walić prosto z mostu czy nie. Ja też jestem zwolenniczką prawdy ale różnie na tym wychodzę

Zależy, jak się trafi, trzeba rozmówcę jakoś rozeznać.
Patrząc z drugiej strony - czyli ze strony osoby,która mogła przygarnąć Asche. Opcje są w sumie dwie - albo został wywalony po prostu na ulicę za znaczenie i matka kłamie albo faktycznie go komuś oddano - wtedy osoba przygarniająca widziała kto oddaje kota - Aia dosyć dokładnie opisała sytuację w domu.
Zatem - albo został uratowany z ulicy albo od alkoholików, tak?
Załózmy, że przygarnęła go dobra dusza, oporządziła, pokochała i np jej dzieci za kotem szaleją. Kot może za nimi też. Nagle po roku ktoś się pojawia (tu Aia ale dla tej osoby jest to zupełnie ktoś obcy) i mówi,że to jej kot i jak sprawa wygląda. Chce odzyskać kota. I jakoś nie widzę tego oddawania kota. Piszę szczerze, jak czuję. Myślę,że ktoś by się bał, że kot się zgubił z nieodpowiedzialności (jeżeli był wzięty z ulicy) lub,ze trafi z powrotem do nieodpowiedzialnej rodziny. Cięzko będzie osobie z zewnątrz tak przyjąć,że Aia faktycznie w sumie zerwała kontakty z matką i że u niej kot miałby super. Chyba, że Asche od razu biegłby do niej i ignorował rodzinę - gdyby doszło do konfrontacji. Jednak Asche wcale nie musi tak zrobić. I jak wtedy przekonać ludzi, ze to jej kotek? Mogła mieć tylko podobnego.
Myślę,że w przypadku gdyby to był Asche,miałby dobre życie pozował do zdjęć był gwiazdą w rodzinie itp,trudno będzie go odzyskać. Chyba że trafi się na ludzi o nieskazitelnie prawych umysłach (mało takich) Ale skąd oni mogą wiedzieć, że Aia mówi prawdę, jeżeli np kot już nie będzie do niej leciał? Aczkolwiek informacja, że to Asche i ma życie raj też jest bardzo ważna.
Niestety jednak bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że oni kotka po prostu wywalili lub wcisnęli komukolwiek - nie żadnemu posłowi.
Znam sporo osób z problemem alkoholowym i terapeutów z nimi pracujących. To bardzo rózne, często niezwykle na poziomie osoby. Czasem nikt by nie pomyślał,ze alkoholicy. I różny stopień choroby - od zaledwie 2 lampek martini codziennie przed snem, czyli niby nic,a jednak bez tego ani rusz, poprzez urywanie filmu na zwykłej imprezie czego inni nie zauważają bo delikwent funkcjonuje normalnie i bardzo przyzwoicie, dalej poprzez zasypiania na stole na każdej imprezie, aż do stanu gdzie jedna (!) lampka wina powoduje upicie i bezładne ględzenie.
Rózni ludzie, rózny stopień choroby.
Ale mają jedną wspólną cechę - rojenia jakichś historii i zapominanie o wielu rzeczach. Z biegiem czasu nawet zaczynają wierzyć w to,co sobie uroili. A to są różne rzeczy - a to,że zrobili na kimś wrażenie tym co powiedzieli - gdy tymczasem odstawili błazenadę,A to,że coś znaczą w swojej profesji - kiedy w sumie gówno znaczą, a to, że się dobrali z żoną idealnie temperamentem, co prawda kłócą się często ale żyć bez siebie nie mogą - a naprawdę funkcjonują w chorym konflikcie sadomasochistycznym osoby uzależnionej i współuzależnionej. Ale ten konflikt pozwala im coś odczuwać, bo alkoholik jest stale nieco znieczulony - nawet kiedy chwilowo nie pije. A tak się wkurzy w kłótni więc czuje,że żyje.
I standard - najbliższa rodzina - z reguły najgorszy wróg. Oczywiście nic nie rozumieją,spiskują za plecami i są niewdzięczni - dobrze się na nich wyżyć psychicznie,czasem fizycznie.
Wybaczcie przydługi wywód.
Wracając do Asche - Aia nic sensownego z matki raczej nie wyciągnie. Ja myślę,że oni gdzieś kotka wywalili lub upchnęli i tak sobie roją, że jakimś bogatym ludziom, bo wtedy się dowartościowują. I czują się ważni. I dowalą Ai przy okazji. Teraz tak - jeżeli gdzieś na zdjęciu jest Asche - to będzie wiadomo,że dobrze żyje. To już coś.
Jeżeli to nie Asche, to ten trop jest sprawdzony i odrzucony. Też coś.
Wtedy szuka się dalej. Tylko, że jeżeli ktoś faktycznie go przygarnął pewnie będzie miał problem z oddaniem. Żeby oddać po roku kotka musiałby się wznieść ponad swoje przywiązanie do kota i w dodatku uwierzyć w historię i jeszcze czuć wewnętrznie, że u Ai kot będzie miał lepiej.
Chyba,że kotuś biedny gdzieś się jednak błąka...
Ale tego ze zdjęć warto by sprawdzić. Jakoś sprytnie...
P.S. A co do zdjęć i ewentualnego kalendarza - Aia chyba nie musi tłumaczyć czemu chce zdjęcia z tym kotem - podoba jej się ogromnie i już, bardzo jej zależy

powinni gładko przełknąć drobne dziwactwo klientki. Potem w miarę poznawania ludzi chyba dopiero wysondować z kim można szczerze pogadać... już sama nie wiem... ten fotograf nadal wydaje mi się niezbędny...
w sumie "miałam kiedyś" to też dobre uzasadnienie - zależy od rozmówcy - czy tylko biznes i sprzedaż kalendarza czy też pogada chwilę z potencjalną klientką