
Dłuższy czas siedziały tam z matką, co na pewno dobrze wpłynęło na ich charakter i usposobienie (zanim została wysterylizowana były przez nią przez miesiąc jeszcze podkarmiane i wylizywane). Są zdrowe (ale nie odrobaczone(a mają glisty), nie odpchlone i nie zaszczepione. Bawią się i skaczą po klatce z kąta w kąt. Ale z klatki nie nie są wypuszczane i nie dają się podobno brać na ręce (ja narazie nie próbowałam, bo nie chciałam za bardzo ich wystraszyć).
Gdy się zagląda do klatki i głaszcze to tulą się do siebie w kąciku, ale nie protestują.




Najodważniejszy z nich to -Laluś- zdobywa się na leciutkie bicie łapką (ze schowanymi pazurkami) ręki wsadzonej do klatki, ale też nie protestuje przy głaskaniu. Na zdjęciu wyżej to ten biało-bury kawaler zawsze na pierwszym planie, panienka obok to jego słodka biało-bura siostrzyczka Lili, a ten, ktory albo się chowa, albo siedzi tyłem albo przodem to ich braciszek Awiator.
W drugim kąciku do prętów klatki tuli się Nawigator. Jest najbardziej nieśmiały. Być może jest to kociak z tego miotu, kóry zginął w piecu Hydralu, bo jest też trochę większy od pozostałych.

Kociaki sa śliczne (gdy je przyniesiono to wszystkie były szare od pyłu fabrycznego), ale mają małe szanse, że ktoś marzący o słodkim kociaku weźmie któregoś z nich.
Nawet Awiator narazie nie ma chyba żadnej na to szansy:

Dlatego bardzo pilnie potrzebne są dla nich DT, gdzie się oswoją końca.
Bardzo proszę o pomoc w znalezieniu DT. Dla nich to jest bardzo pilne. Widać to po ich smutnych pyszczkach.
Są bezpieczne, ale dalsze trzymanie ich w tej klatce jest okrucieństwem,
łamie ich kocie charaktery i zmniejsza ich szanse na stałe domy.
Ja nie mogę wziąć żadnego z nich, niestety (bo będzie to ciekawe obserwować ich uczłowieczanie)-mam juz dużo kotów w domu.
Kociaki i koty z małego Azylu Pani Ani na Gądowie we Wrocławiu maja wątek na Kociarni.