Klusię znalazłam w tym wątku
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=36 ... sc&start=0
- Jopop szukała tymczasów dla 30 kotów, do mnie przyjechały trzy - słodki Fernando, wielki pieszczoch, który dom znalazł prawie natychmiast, przepiękna półdzika Foczka, też od dawna w domu, i Klusia - bardzo wystraszona.
Jopop tak o niej pisała:
Kluska to przecież ta kotka, którą chcieli zamordować kijami w jakiejś fabryce, czy magazynie... Najpierw polowali na nią ŹLI, potem upolowała ją jedna dobra (po kilku dniach walki!!!), potem dało się kota oswoić i skłonić do mruczenia, potem pojawiła się WSTRĘTNA, złapała kota do klatki i zawiozła do wyrwania zębów, potem wróciła do DOBREJ i przez jakiś czas było miło, ale potem znów pojawiła się WSTRĘTNA, która robiła wraz z inną OKROPNĄ wielkie polowanie na koty, wprawiając wszystkich w stan szoku, potem WSTRĘTNA zabrała Kluchę znów do lecznicy, potem wypuściła ją w jakimś obcym mieszkaniu, gdzie naprychały na nią inne koty, potem przyjechała NASTĘPNA i zabrała ją gdzie daleko w transporterze... Na razie NASTEPNA nie zrobiła jej krzywdy, ale kto wie, co będzie dalej???
Przyjechały do mnie w styczniu 2006 - podróż była pamiętna, zima ostra, mróz, samochód mi się zepsuł, ściągałam z Łodzi do W-wy kolegę z innym samochodem, mój został w warsztacie w W-wie, potem był holowany do Łodzi.
Kluska miała wtedy 4-5lat, wielka pieszczoszka, ale jednocześnie kot po przejściach, płakała całe noce, chciała się przytulić, a jednocześnie bardzo się bała - jak do niej podchodziłam uciekała po ścianach. Uspokajały ją Foczka i Fernando -
Kluska i Fernando
Kluska i Foczka
Długo trwało, zanim Kluska przestała przede mną uciekać w panice - ale do końca nie dawała się tak po prostu wziąć na ręce, uciekała, przyklejała się do ziemi, płakała. Wystraszona zamieniała się w sztywny kawałek drewna, przyklejała uszka do główki, mrużyła oczy.
Za to szybko zaczęła przychodzić do łóżka - początkowo nieśmiało układała się gdzieś na krawędzi, przy każdym moim ruchu uciekała, potem coraz bliżej, bliżej, tak, by wyciągnięta ręka mogła głaskać główkę, bo głaskanie po główce Kluska lubiła najbardziej. Jeszcze uciekała, kiedy ręka wykonywał ruch zmierzający do objęcia kota, ale już układała się łapkami i główką na ramieniu, i powoli można było ją objąc i przytulić. Przez ostatnie miesiące uwalała się na poduszce tak, by „siedzieć” mi na ramieniu, a resztę siebie ułożyć wzdłuż mojej głowy - zajęła święte miejsce Pusiuni, obok Szarotki, która sypia przy poduszce. Często budziłam się, a one leżały równolegle obok siebie - Pusiunia przy mojej twarzy, dalej Kluska i Szarotka.
Bo Kluska lubiła wszystkie koty, albo odwrotnie - wszystkie koty lubiły Klusię - nie okazywały tego jakimś przytulaniem się czy wylizywaniem, a Kluska potrafiła nawet czasem pacnąć łapką, ale zawsze lubiły obok nie leżeć - Kluska w środku, wokół niej reszta towarzystwa - jakieś ciepło z niej emanowało:
Iwo i Myszkin
Milva i Hamlecik
Foczka i Hamlecik, na oknie Milva
Murka i Szarotka
Filemon
i cała - Murka, Ptyś, Bomba, Twiggy
i jeszcze grupka - Murka, Ptyś, Bomba, Muti
Kluska ładnie i dużo podśpiewywała delikatnym sopranikiem - kiedy na coś wskakiwała, bawiła się, chciała zwrócić na siebie uwagę.
Albo kiedy bardzo, bardzo potrzebowała pogłaskania po główce, a ja spokojnie siedziałam na fotelu, ze śpiewem wskakiwała mi na kolana i zaraz uciekała, przestraszona własną odwagą. Potem nieśmialo pochodziła i zaczepiała mnie łapeczką.
Kluska długo szukała domu, ludzie zachwycali się jej urodą, ale zniechęcali wrażliwością, chcieli kota nakolankowego, a nie tchórzyka. Raz wydawało się, że jest dla niej domek - na szczęście blisko mnie, ale domek szybko zrezygnował… Potem zrozumiałam, że nie „wyczułam” pani - była nieco niezrównoważona…
Domek był poszukiwany dalej - (dziękuję wszystkim szukającym), ale ciągle to nie był ten domek - sparzyłam się, chciałam teraz dmuchać na zimne. Klusia zasługiwała na spokój i miłość - może to lepiej, ze nie znalazłam jej domu? Tej chorobie nie można było przeciwdziałać, może łatwiej było jej odejść z miejsca, do którego już przywykła - w końcu była tu ponad półtora roku….
Dopiero teraz, kiedy jej nie ma, czuję, jak bardzo jej brakuje, mnie i kotom - tak zawsze oblegane łóżko jest puste, nie ma na nim najcieplejszej kociej duszy - Kluseczki.
Żegnaj, Klusiuniu.
Zawsze uważałam Cię za kota tymczasowego, chciałam dla Ciebie własnego, prawdziwego domu - los zdecydował inaczej…
Teraz jesteś tylko moim kotem.