Moje kotki są bardzo grzeczne i mnie nie budzą wcale. Sama się budzę ( i prawie zawału dostaję), kiedy przewracając się w nocy z boku na bok kładę policzek na czymś futrzanym i mokrym. A to przecież tylko myszka-zabawka, którą kotki przyniosły. Kładę ją na półkę i przewracam się na drugi bok i znów prawie zawał, bo coś jękliwie piszczy mi pod nogą
A to przecież tylko piłeczka piszcząca, Wstaję wściekła i idę do kuchni napić się wody. Wtedy już dzwonią piłeczki, brzęczą dzwoneczki w mysich ogonach, zdarza mi się nadepnąć na bardzo głośno i wręcz rozpaczliwie miauczącego kotka maskotkę, nad którym uwielbia pastwić się Szogun i nosi go przez pół nocy w zębach (a kotek miauczy...)
Klnąc jak szewc zbieram wszystkie zabawki z podłogi i chowam do pudełka. Kładę się na boku (zbadawszy wcześniej czy teren jest "czysty" i próbuję zasnąć. Natychmiast Miłki głośno mrucząc uwala się na mnie , "ugniata ciasto" i zapluwa mi całą piżamę. Kiedy próbuję po jakimś czasie wstać, żeby się przebrać w suche cichy, Szogun gryzie mnie w palec od nogi.
Po godzinie niespokojnego snu, dzwoni budzik i trzeba wstać.
Budzę się niewyspana i zła i co widzę. Oba kotki bardzo grzecznie leżą na dywaniku przy łóżku i patrzą na mnie jak dwa wąsate aniołki.
Międląc najgorsze przekleństwa pod nosem, szybko wstaję. Bo przecież trzeba aniołkom przygotować śniadanko.

Proszę nie cytować moich postów.
Dziękuję.