Ja naprawdę nie mogę

Nie dam rady czasowo. Za 3 dni wyjeżdżam na tydzień, nie mogę tego wyjazdu odwołać. A do tego czasu muszę jeszcze zrobić badania mojej tymczasowej kici, której rodzeństwo umarło kilka dni temu.
Tamto osiedle jest wyjątkowo nieprzyjazne kotom.
Nie mają kryjówek, bloki stoją wzdłuż ulicy, równolegle do siebie, nie ma żadnych zabudowań, gdzie koty mogłyby znaleźć schronienie. Z piwnic są przepędzane, bądź trute.
Próbowałam dokarmiać tam koty, gdy mieszkałam z rodzicami - musiałam to robić po zmroku, bo zdarzało się, że ktoś zobaczył z okna, że stawiam miseczki z karmą i wodą, i wtedy sypał się grad wyzwisk.
Mimo, że sprzątałam pojemniki i co kilka dni zastępowałam nowymi, bo nie było możliwości mycia miseczek, były one ciągle usuwane.
Co kilka dni zmieniałam miejsce karmienia, ale i tak ktoś z uporem zawsze wyśledzał i wyrzucał. W czasie bardzo mroźnej zimy ktoś wpuścił koty do piwnicy. Wypuszczenie ich przy 25 stopniowym mrozie oznaczało pewną śmierć, zresztą nikt nie otwierał okienek, bo zamarzłyby rury. Więc sąsiad z klatki wytruł koty chlorem posypywanym bezpośrednio na jedzenie!
Kiedyś prawie napadł na moją siostrę, która niosła jedzenie do piwnicy.
To są duże bloki, bardzo nieprzyjazny teren dla kotów!
Jak mówię, mam porównanie, bo widzę jak się sprawy mają na moim obecnym osiedlu.
Tu co prawda sąsiedzi też nie życzyli sobie otwierania okienek, ale poprosili mnie o to grzecznie, wskazując jednocześnie miejsce, gdzie dokarmiane są koty. Tutaj koty mają kilka miejsc schronienia i nie zauważyłam, żeby ktoś je gnębił.
Na moim obecnym osiedlu kotki są sterylizowane, a dla kociaków, które się już pojawiły szukane są domy.
Kilka ulic dalej jest koszmar, koty są przepędzane, trute i nie mają się gdzie schronić.
Ten teren to zupełny ugór jeśli chodzi o działalność na rzecz kotów!
Proszę o pomoc!