Coonkę zawiozłyśmy dziś z Justine do nowego domku....
ale od początku:
O 15 byłam na Nowogródzkiej. Udało mi się wziąć piękną ruda kocicę na ręce...ale tak się spryciula odwinęła w transporterze, że zwiała i tyle ją widzialam. Ale byłam na siebie wściekła
Potem z Justine zawiozłyśmy Coonkę. Prawie chlipałyśmy a kicia wtulona w Justine mruczała (bo ona zwykle mruczy
Byłyśmy taaaakie smutne, ze to już i że trzeba bedzie ją oddać.
Domek bardzo sympatyczny- 3 panie -mama i dwie córki w wieku licealnym. Kicia od razu przytuliła się do jednej i co? I oczywiście zaczęła mruczeć.
Mają dawać kitce antybiotyk do soboty. We wtorek środę zawiozę malucha na kontrolę ( w sumie panie proponowały, że same ja zaniosą, ale pomyślałam, że przy okazji zobaczę jak jej się mieszka)
Panie same powiedziały, że kitka będzie wysterylizowana jak wyrośnie. Zrobiły dobre wrażenie.
Mam nadzieję, ze kocia historia skończy się happyendem....
Potem odwiozłam Justine i
błagam, nie śmiejcie się w świetle reflektorów mignął nam pod jej blokiem kot . Miałam jeszcze resztki mięsa w bagażniku, więc kicikici-kicio dał się złapać. Miał być kotką-okazał się być facetem

Ale żeby to stwierdzić musiałyśmy się udać na konsultację do specjalisty.Ja stawiałam początkowo że to wykastrowany facet (ale skąd by się tam wziął?) Pani doktor (zapewne, żeby nas nie dołować) powiedziała, że faktycznie był dość słabo hmmm... wyposażony

Kutwa, a miałysmy nadzieję, na wycięcie kocicy
Ale najlepsze było potem. Wracając do domu myślałam sobie ciepło o spokojnym wieczorze

zdążyłam wejść w drzwi i umyć głowę. Wówczas zadzwonił pan, że ma ochotę na kotka, może być duży, aby chłopak. Zaklęłam szpetnie(bo słabo wyposażonego chłopaka wypuściłyśmy pod blokiem Justine).
Ale w sąsiednim bloku karmię akurat stadko sąsiadki, która na tydzień wyjechała - wysterylizowaną niedawno kocicę i jej 2 córeczki i 2 synków (ok 4-5 mcy) stadko fajoskie, pomyślałam, że któryś z synków by się nadał. poszłam więc do tych kazamatów (nie ma tam światła) z moim kochanym męzem. Ale stadko było nażarte (karmiłam je ok. 14). I nie bardzo chciało współpracować. Otworzyłam piwnice sąsiadki (tam są karmione, coby innych lokatorów w oczy nie kłuło) A one jakies takie spanikowane. Dzielny maż narażając się na ciosy usiłował wsadzić pierwszego chłopaka do transportera- chłopak się wydarł jakbysmy go żywcem przerabiali na rękawiczki

Reszta zwiała. wkutwiłam się.
Po jakiś 20 minutach towarzystkwo się spełzło spowrotem. Tam cała piwnica zawalona a one powłaziły w te rzeczy. Dzielny maż złapał drugiego chłopaka i może już nie tak delikatnie jak pierwszego zapakował w transporter. Chłopak rozdarł się tak, że nie zdziwię się jakby jutro wpłynęła na mnie skarga do TOZ że obdzieram koty ze skóry w piwnicy.
Z wyjącym chłopakiem pojechaliśmy do nowego pana. byłam przekonana w 100% że kot tam nie zostanie. Miotał się po transporterze, syczał warczał i się darł. Milusie kociątko
Ale pan się nie przeraził, wypuścił z transportera w domu i powiedział, że kotek zestresowany i musi się przyzwyczaić.
Powiedziałam mu tylko, że jak wymięknie to jutro kota zabiorę i że jeśli kić mu przegryzie tętnicę szyjną to nie powinno być na mnie
Ale generalnie jest OK
A nawet jest nieźle.
NIeniejszym chciałam podkreślić, że
mamy 50 wyadoptowanych kotów 