jadąc w sobote rano na uczelnie zobaczyłam ślicznego kocurka. Siedział przmoknięty w rogu przystanku. Wtedy dowiedziałam się że koczuje tam od dwóch dni i najprawdopodobniej ktoś go wyrzucił. Miałam ochotę tylko wziąć go za pazuchę i trochę ogrzać.
Niestety na planach się skończyło....autobus przyjechał i musiałam lecieć nie chcąc sie spóźnić na wykłady z prawoznastwa.
wracając wieczorem do domu znowu Go zobaczyłam.
i przepadłam...
już sami wiecie jak to się skończyło...

kot od dwóch dni siedzi u mnie w pokoju.
Jest niezwykle wygadany....nawet jak je głośno miauczy....

zachwanie trochę syjama....
niestety mój pies nie zabardzo go toleruje. Luna nie jest agresywna do kotów ale to młody psiak który chce się bawić....
szkoda tylko że robi to tak nachalnie

na ogól takie zabawy kończą się wylądowaniem kota na parapecie a pies szczeka siedząc na podłodze w nadzieji ze kot wróci

w chwili znalezienia kocurek miał na sobie czerwoną obróżkę....
możliwe ze komuś uciekł.
Poogłaszam go w gazecie świdnickiej i porozwieszam ulotki. jesli dottychczasowy pan nie odnajdzie się kot zostanie u mnie. Rodzina też nie ma nic przciwko temu(ba! nawet wyboru już nie mają

Ale pozostało jeszcze jedna kwestia do ustalenia
wciąż sie zastanawiam jakie imię nadać temu przystojniakowi(narazie mieszkaniec wyłącznie mojego pokoju



