No przecież wczoraj pisałam
Ale jeśli potrzebujesz nowych wieści, to: panny żrą jak najęte, kleją się do nas maksymalnie, ganiają się po całej łazience i doskonalą techniki ucieczki z tego pomieszczenia.
Teraz, żeby wejść do łazienki muszę: zamknąć drzwi do średniego pokoju, zamknąć drzwi do dużego pokoju, zamknąć drzwi do kuchni, otworzyć drzwi do łazienki, nie zabić się o kłębiący się w progu tabun, wejść do łazienki, przeliczyć koty (ewentualnie postawić miski, jeśli właśnie niosłam im jedzenie), wyjść z łazienki, powyłapywać brykające po korytarzu kluski, zanieść do łazienki, wyjść ponownie i złapać tę , której udało się uciec po raz wtóry, wejść do łazienki, wysłuchać całej listy żalów i pretensji, odczepić wiszące koty od swoich nóg, wytłumaczyć im, że nie, nie wezmę ich teraz na rączki...
Tak więc nie chodzę do łazienki zbyt często
Z powyższej listy czynności poza końcowymi (gorzkie żale i żebranie o wzięcie na kolanka) wyłączona jest Rixa. Nadal nie doszła do siebie, niby temperatury nie ma, je, ładnie kuwetkuje - ale jakaś jest smutna i biedna taka. Martwię się o nią.
Tasiemiec panoszy się w najlepsze, dzisiaj TŻ będzie w lecznicy i weźmie coś na tłuczenie drania.
Ramonie wyłysiały troszkę paluszki na przednich łapkach, obawiam się, że to może być jednak grzybek. Będziemy dzisiaj badać sprawę. Za to z dupką na szczęście wszystko ok.