Bisia już wygłaskana, a ja dziękuję za pozdrowienia
Byłam zdumiona, kiedy w lecznicy Bisia mnie od razu poznała i tak się ucieszyła, że zaczęła mruczeć i ocierać się o mnie i reklamówkę, w której miałam zapasowe ręczniki i kocyk. Rano nie było weta, który wczoraj przeprowadzał zabieg, więc nie wiem, jak to tam z Bisią było. Ryśka ma dowiedzieć się wieczorem. W każdym razie w nosku jeszcze trochę furkocze, ale o wiele mniej, więc mam nadzieję, że to jednak tylko efekt kataru.
Bisia była tak zadowolona z powrotu do domu, że nawet zapomniała, że ma syczeć na pozostałe koty i w przedpokoju dały sobie z Kaśką buzi. Mało nie zemdlałam na ten widok. Ale potem jednak znowu było trochę syczenia. Następnie Bisia sprawdziła, czy w domu nic się nie zmieniło, popatrzyła za okno - a oczka otwiera zupełnie szeroko i widać jej źrenice. Na koniec zajęła się pochłanianiem Exigenta i popijaniem go wodą. Pochłanianie Exigenta, wielokrotnie ponawiane, trwało dość długo. Potem znowu było spacerowanie, połączone z mruczeniem i ocieraniem się o wszystko, a na koniec - relaks w transporterku, pod kocykiem, który ukochała ponad wszystko.
Wet, który przekazał mi Bisię, powiedział, że ze względu na to, że Bisia raczej źle zniosła narkozę, następne zabiegi będzie można przeprowadzić najwcześniej za dwa miesiące.