Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob lis 10, 2007 18:53

O TYM :roll:

Pacynka uśmiechnęła się na widok czarnego ogona znikającego w drzwiach biura komendanta straży miejskiej.
Wyjęła z szafy jesionkę, rękawiczki i owinąwszy szyje jedwabnym szalikiem wyszła z domu.
Płyta rynka pokryta była kolorowymi liśćmi, między którymi, jak kawałki potłuczonej niebieskiej filiżanki połyskiwały malutkie kałuże.
Z parku wymachując ogromnym bukietem liści wyszła Weronika
- Teraz już wiem dlaczego Złociejowo tak się nazywa ! – zawołała
Pacynka spojrzała na okna cukierni, gdzie panna Madzia zdążył już odsłonić żółte żaluzje.
- Nie wiem jak ty – zwróciła się do Weroniki – ale ja mam ochotę na filiżankę gorącej czekolady.
W cukierni pachniało świeżymi pączkami, które leżały w witrynce, polane lukrem wyglądały, jakby nocny przymrozek okrył je cieniutką warstwą lodu.
Panna Madzia postawiła na stoliku dwie malutkie filiżanki .
- Piękny bukiet – zauważyła.
Weronika pokiwała głową.
- Prawda ? To na grób nauczyciela. Babcia Tekla poprosiła, żebyśmy zrobili Molicy niespodziankę…
- Wszędzie cię szukam – powiedział Filip wchodząc do cukierni – a ty sobie popijasz czekoladę.
- Proszę bardzo – panna Madzie w okamgnieniu wyczarowała trzecią filiżankę i Filip usiadł obok siostry.
- To ja powinnam cię szukać – powiedziała z wyrzutem Weronika. – zostawiłeś mnie w parku i poleciałeś nie wiadomo gdzie.
Filip postawił na stole dwie woskowe świece. Były trochę nieforemne i miały krzywe knoty, ale patrzył na nie z nieskrywana dumą.
- Byłem po moje świece – powiedział. – Sam je zrobiłem – dodał spoglądając na Pacynkę.
- Hm – Pacynka wzięła ze stolika jedną z nich. – Jak na pierwszy raz, to całkiem, całkiem.
Filip zarumienił się, dokończył czekoladę i pociągnął siostrę za rękaw kurtki.
- Chodz, żeby nikt nas nie uprzedził.
- Wybiorę się z wami – oświadczyła Pacynka, zadzwoniła kolczykami i owinęła szyję szalikiem.
Przechodząc obok biura komendanta straży miejskiej pomachała ręką dużemu, grubemu, czarnemu kotu, który coś zawzięcie klarował słuchającemu posłusznie komendantowi.
- Batoniki marcepanowe – mówił kot, a komendant wszystko skrzętnie notował w swoim służbowym notesie. – Perfumy Indian Summer lub Blase. Wszelkie niepotrzebne drobiazgi, na które żadna praktyczne kobieta nie zwraca uwagi… Temat tabu – piątek, trzynastego.
- Dlaczego ? – zdziwił się komendant, ponieważ nigdy dotąd nie zauważył, aby tego dnia Pacynka spluwała przez lewe ramię , albo unikała swojego dużego, grubego kota, który ogólnie miał w zwyczaju zabiegać ludziom drogę. A jak wiadomo – kot Pacynki był czarny…
- Właśnie DLATEGO – odparł kot robiąc minę z gatunku naprawdę-nie-powiem-ani-słowa-więcej.
Komendant ciężko westchnął i podkreślił PIĄTEK, 13-go czerwonym flamastrem.
Tymczasem Weronika, Filip i Pacynka stanęli przy bramie cmentarza.
Już z daleka pachniało jedliną i chryzantemami, a na niektórych grobach jasnym płomieniem paliły się znicze..
Nieduży, brązowy cień niepostrzeżenie przemknął obok ich nóg i pobiegł w stronę parku.
Na grobie nauczyciela leżała złoto-brązowo- czerwona pierzynka liści, ale kamienna książka była z nich starannie oczyszczona.
A na niej , jedna obok drugiej leżały cztery tłuste, polne myszy.
Weronika pisnęła z niesmakiem, ale Filip bez mrugnięcia okiem ustawił obok swoje świece.
Pacynka wytarła chusteczką ceramiczny dzbanek i wstawiła do niego bukiet Weroniki.
- Myślę, że to by mu się spodobało – powiedziała.
- U nas to kwiaty stawiają. W doniczkach – powiedział ktoś za plecami Pacynki.
Dwoje dzieci ze Złejwsi patrzyło ze zdziwieniem na bukiet.
- Nie podoba się wam ? – zapytała Pacynka.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- Ładnie, ale nie po naszemu – wyjaśnił chłopiec. – my do Filipa…
-…i Weroniki – wtrąciła dziewczynka.
- Dynie my przynieśli.
W trawie, obok rodzeństwa leżały dwie piękne, złociste dynie.
- Ach, Halloween ? – zapytała Pacynka.
Chłopiec pogardliwie wzruszył ramionami.
- Jakie tam Halloween. Babka mówili, że na wsi zawsze takie strachy robili nawet jak nijakiego Halloweena nie było. Od boży dawności.
Pacynka uśmiechnęła się.
- A tutaj – powiedziała poważnie, jakby rozmawiała z dorosłymi – to się tylko bukiety z liści robi i przynosi na groby listy.
Chłopiec aż otworzył ze zdziwienia usta.
- Do nieboszczyków te listy ? – zapytał.
- A tak. – Pacynka zadzwoniła kocimi główkami. – Każdy pisze, co w ciągu roku zrobił, co mu się udało, a co nie.
Dziewczynka odruchowo chwyciła brata za rękaw.
- Ja to raz do Mikołaja pisałam. – powiedziała. – O sanki.
- I przyniósł ? – zapytała Weronika.
- We warsztacie zrobił – powiedział chłopiec. – I my przestali wierzyć.
- A ja wierzę – powiedziała przekornie Pacynka.
Chłopiec z niedowierzaniem przyjrzał się odchodzącej Pacynce. A potem pokręcił głową i splunął.
- Fajna, ale dziwna jakaś – powiedział.- Babka mówili, że wariaty są szkodliwe i nieszkodliwe. Ta widać nieszkodliwa, bo…
Nie dokończył, bo Filip rzucił się na niego zwinnie jak kot.
- Filip !Co robisz ! – zawołała Weronika i rzuciła się, aby rozdzielić chłopców tarzających się w liściach i okładających się pięściami, ale dziewczynka pociągnęła ją z rękaw.
- To są męskie sprawy – powiedziała. – Zresztą zaraz im przejdzie.
I poprowadził Weronikę w głąb cmentarza, gdzie ukryta wśród krzewów derenia stała wsparta na kolumnach budowla.
- Tu leżą Złociejowskie – powiedziała. – co ich ta biblioteka była.
Weronika spojrzała na opartego o kolumnę kamiennego anioła.
Anioł nie miał jednego skrzydła k spoglądał gdzieś przed siebie martwymi kamiennymi oczyma.
- Piękny …- wyszeptała Weronika.
- A ja się go boję – szepnęła dziewczynka i puściły się biegiem w stronę grobu nauczyciela.
Filip i chłopiec ze Złejwsi siedzieli na nagrobku i żuli gumę.
Kołnierz kurtki Filipa zwisał urwany na lewe ramię, a chłopiec rozcierał czerwone, spuchnięte ucho.
- Gdzieście się podziewały ? – zapytał chłopiec, a Filip starł smugę krwi spod nosa.
- Idziemy do nas obejrzeć modele – powiedział odwracając głowę tak, aby Weronika nie zauważyła siniaka pod okiem.
Duży, gruby, czarny kot wyszedł z biura komendanta straży miejskiej czując miłe ciepło w brzuchu.
Powoli wszedł przez malutkie drzwiczki i pomaszerował prosto do sypialni. Kilkoma ruchami łap wygniótł w poduszce dołek , parę razy okręcił się dookoła siebie i przymknął oczy.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lis 11, 2007 14:39

Pewnie trzecia gwiazdka niedługo będzie...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lis 11, 2007 17:33

W pierwszych słowach mojego listu…


Babcia Tekla nie otwierając oczu podrapała Miaulinę za uchem. Kotka wyprostowała łapki i otworzyła jedno oko.
- Dziewiąta –powiedziała.
Babcia Tekla poruszyła palcami u nóg i powoli spuścił stopy na podłogę.
- Reumatyzm ? – zapytała Miaulina, ale Babcia Tekla pokręciła głową.
- Śniło mi się, że byłam strasznie stara – powiedziała .
Wsunęła stopy w ciepłe kapcie i mocno zawiązała pasek od szlafroka. Miaulina zeskoczyła z łóżka i pobiegła do kuchni.
„ Biegnie zupełnie jak miejskie paniusie w bucikach na szpilkach” pomyślała Babcia Tekla i roześmiała się.
Nalała do kubka zbożowej kawy i zabieliła ją śmietanką.
Śniadanie zjadały zawsze razem z Miauliną - kotka na jednym, a Babcia Tekla na drugim krańcu stołu.
- Dzisiaj jest dzień zaduszny – powiedziała Babcia Tekla, a Miaulina podniosła głowę znad spodeczka. – Poprosiłam małą od Bajanny, żeby zrobiła bukiet.
Brunatno- żółty liść dębu zawirował na wietrze i przykleił się do szyby. Babcia Tekla zgarnęła ze stołu okruszki i umyła kubek.
Miaulina wskoczyła na parapet i rozpoczęła poranną toaletę.
- Nie ruszam się na krok z domu – oświadczyła spoglądając na mokrą trawę.
Babcia Tekla wyjęła z kredensu pudełko z papierem listowym. Papier był bardzo stary – kremowy, a gdy podniosło się go i spojrzało pod światło można było zobaczyć znaki wodne.
Babcia Tekla dorzuciła do pieca, usiadła wygodnie i wzięła do ręki pióro.
W prawym, górnym rogu kartki napisała datę i zamyśliła się głęboko. „ A może ja naprawdę jestem bardzo stara ” pomyślała.
Spróbowała przypomnieć sobie długą listę imion, przywołując w pamięci twarze. Jakiś poranek, jakąś leśną drogę, mgłę unoszącą się nisko nad ścierniskiem i fioletowy od wrzosów
skraj lasu. Ale zamiast twarzy, leśnej drogi i piosenki, która jak natrętna mucha brzęczała w uszach zobaczyła tylko trzy brzozowe krzyże, jeden obok drugiego, świecące bielą na tle ciemnych sosen.
Otworzyła oczy i napełnił malutki kieliszek nalewki.
Jeszcze raz spojrzała na kartkę papieru, wyjęła z kieszeni swetra malutki, wojskowy guzik i razem z kartką włożyła go do koperty.
Wyjęła z szafy ciepły sweter i wełniane pończochy. Starannie zapięła żakiet i spojrzała na zegarek, poklepała kieszeń, aby sprawdzić, czy odezwą się zapałki i wyszła z domu.
Przed bramą domu rzucając do siebie kasztanami stali Wnuk i Molica w jednakowych szalikach zrobionych na drutach z kolorowej wełny.
- Gotowi ? – zapytała Babcia Tekla, a Molica tak energicznie pokiwała głową, że aż okulary zsunęły się jej na koniec nosa.
W brzozowym zagajniku na drzewach pozostało jeszcze sporo liści i korony brzóz powiewały złocistymi czuprynami na tle jasnoniebieskiego nieb, ale w oddali za kreską lasu wyraznie rysował się ciemno-szary zwal chmur.
Babcie Tekla szła drobnymi, energicznymi krokami, nucąc pod nosem jakąś melodyjkę, a Wnuk i Molica rozrzucali na wszystkie strony zeschłe liście.
Trzy brzozowe krzyże widać było już z daleka, stojące w miękkiej, teraz wypłowiałej trawie.
- To tutaj ? - zapytał zupełnie niepotrzebnie Wnuk .
Babcia Tekla wyjęła z kieszeni trzy woskowe świeczki i ustawiła je w rzędzie obok siebie.
A potem zatknęła kopertę za środkowy krzyż, wyprostowała się i trochę niezdarnie zasalutowała.
- Czy…- zaczął Wnuk, ale Babcia Tekla przecząco pokręciła głową.
- Żadnych żywych lekcji historii – powiedziała.
Trzy brzozowe krzyże w jednej chwili zamieniły się w żywe wspomnienie, omijające nieprzyjazny czas, a przywołujące rozmowy na szkolnym podwórku, zwierzenia, pierwsze miłosne zawody i pierwsze zakazane ksiązki dla dorosłych…
- Ada – powiedziała babcia Tekla wskazując na środkowy krzyż – Marta i Krystyna.
Wnuk zdjął kurtkę i rozłożył ja na trawie.
Babcia Tekla objęła ramionami kolana i pogłaskała rozwichrzoną trawę
- Na studiach nazywano nas czterema muszkieterami – powiedziała z uśmiechem. – Byłyśmy nierozłączne, do chwili…
…Bajanna uniosła głowę i wsłuchała się w cieniutkie brzęczenie szyb.
- Mój dom się boi – szepnęła trochę do siebie, a trochę do kotki. W ciszy, która nagle zapadła słychać było odległe pojękiwanie syren w odległym mieście. Kotka nerwowo poruszyła ogonem.
Nauczyciel wstał od stołu i sięgnął po kapelusz.
- Na mnie pora – powiedział.
- Odprowadzę pana – Tekla owinęła ramiona chustką. – Babciu Mario – zwróciła się do starej Bajowej drzemiącej na zydelku przy piecu – Upiecze mi babcia na jutro chleb ? Taki, jak na święta.
Bajowa otworzyła wyblakłe oczy.
- A co to za święto – zapytała.
- Dziewczyny przyjeżdżają, te co latem były ! – zawołała Tekla.
Z oddali dobieg głuchy odgłos, potem drugi i trzeci.
Bajowa przeżegnała się i podreptała do kredensu. Z szuflady wyjęła wypaloną do połowy gromnicę, zapaliła ją i ustawił przed obrazem.
- A słowo ciałem się stało – szepnęła.
Płomyk zadrżał i zamigotał w przeciągu. Bajanna oparła się na łokciu i pogładziła drewnianą ścianę.
- Nie bój się – szepnęła. – Tu nic złego zdarzyć się nie może…
…Tekla przyłożyła zziębnięty policzek do gorącego bochenka.
- No co, może być ? – zapytała Bajowa uśmiechając się z dumą.
- Może, może ! – Tekla ucałowała pomarszczoną dłoń staruszki i wybiegła z domu.
Pociąg słychać było już z daleka – cienki, długi gwizd, a potem ciężkie sapanie lokomotywy.
Tekla przycisnęła bochenek do piersi.
Wagony jeden po drugim wpełzły na malutki peron, zapachniało smarem i wilgocią.
Ludzie powoli schodzili ze stopni i szli każdy w swoją stronę.
Tekla podbiegła do konduktora.
- Dzień dobry, panie Antoni ! – zawołała, ale nie powitał jej z uśmiechem jak zwykle. Patrzył gdzieś ponad ramieniem Tekli , gdzie na ciemną kreską lasu gromadziły się ciężkie, śniegowe chmury…
Babcia Tekla wstał i poprawiła beret.
Wnuk otrzepał plecy kurtki z drobin trawy.
-Młody człowieku – powiedziała Babcia Tekla – Właśnie po to jest dzisiejszy dzień.
A potem nie oglądając się za siebie poszła ku wijącej się przez łąkę ścieżce.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lis 11, 2007 19:09

Witaj Caty :D
Doczytałam kilka stron i cieszę się że nie skończyłaś jeszcze pisać o Złociejowie ,ale w pewnym momencie jak poczytalam że to powinien być juz koniec opowieści to aż mnie ciarki przeszły :lol: a potem było takie UFFFFF jak dobrze ze Caty jeszcze pisze :D
Dziękuję za ciąg dalszy Obrazek
Pozdrawiam z ośnieżonych Baskidów

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pon lis 12, 2007 18:55

ja też dziękuje :)
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lis 12, 2007 19:20

Nad cmentarzem unosiła się delikatna, opalizująca, złocista poświata. Od czasu do czasu z cichym brzękiem pękało szkło , a korony drzew, oświetlone przez płomyki zniczy rysowały na tle nieba koronkowy wzór.
Bajanna po raz kolejny sprawdziła, czy zabrała ze sobą zapałki.
Zdążyła już odwiedzić grób babki, na którym zostawiła piętkę domowego chleba zawiniętą w serwetkę i ani jednego listu – bowiem stara Bajowa nie umiał ani czytać, ani pisać, zresztą coraz częściej zdarzało się Bajannie prowadzić długie monologi, w których opowiadała babce dokładnie wszystko, co zdarzyło się w ciągu dnia i nie mogła pozbyć się wrażenie, że babka siedzi na zydelku z przekrzywiona po ptasiemu głową i uważnie słucha.
Za to na grobie rodziców pozostawiła grubą kopertę dla pewności przycisnąwszy ją kamykiem.
Teraz zaś skierowała swe kroki w stronę groby nauczyciela, gdzie paliło się kilkanaście zniczy.
- No proszę – szepnęła do siebie widząc przyciśnięte zniczami koperty i arkusiki papieru.
Wyjęła z kieszeni okrągłą świecę, najładniejszą ze wszystkich, jakie udało się jej tego roku zrobić i już-już miał podejść do grobowca, gdy nagle usłyszała cichy, łagodny głos.
- Brakuje mi ciebie – powiedział brązowy kot ocierając się policzkiem o kamienną książkę. – Nie sądziłem, że to będzie TAK. Wszystko zmienia się tak szybko, za szybko…
Zapadł chwila ciszy, a kot przysiadł z przechyloną głową tak, jakby kogoś uważnie słuchał.
- Wiem – odpowiedział brązowy kot. – Wiem…Ale świat jest zupełnie inny, czasami zupełnie nie mogę się w nim połapać.
Bajanna wstrzymała oddech.
- Tak, - mówił dalej kot – opiekuję się nią jak mogę…I będę, dopóki…a potem będę czuwał nad jej dziećmi…
Kolejny znicz pękł z cichym brzękiem. Kot drgnął.
- Dobrze – powiedział.- Obiecuję. Przepraszam, że przejrzałem twoje listy, ale…
Zeskoczył w trawę i błysnął zielonymi oczyma.
- Opisać ? – zapytał. – Opowieści brązowego kota, to dobry tytuł ?
Bajanna wyszła z ukrycia dopiero wtedy, gdy kot zniknął miedzy grobami.
Przysiadła na brzegu płyty i zapaliła swoją świecę.
Mimo woli spojrzała na leżącą pod zniczem pomiętą kartkę papieru, najwyraźniej wyrwaną ze szkolnego zeszytu.
„ W pierwszych słowach mojego listu ”głosiły okrągłe, staranne litery „ chcielibyśmy podziękować Panu Nauczycielowi że może być biblioteka, bo nigdy żeśmy nie myśleli, że książki som takie fajne. Pani Molica to je chyba wszystkie przeczytała, bo wie o czym która jest i trzymie dla nas takie najlepsze. I na koniec to chcemy Panu powiedzieć, że tata mnie dzisiaj prosił, żeby mu pożyczyć jakąś wojenną, ale sam nie pójdzie, bo się wstydzi. ”
Bajanna złożyła kartkę i na powrót przycisnęła ją zniczem.
Posiedziała jeszcze chwilę grzejąc zziębnięte ręce nad płomykiem świecy i jeszcze raz obeszła groby bliskich.
Zegar w miasteczku wybił dziesiątą i Bajannie nagle wydało się, że jego głos brzmi jakoś inaczej – poważnie, odświętnie.
Ludzie powoli opuszczali cmentarz.
Bajanna pomachała ręką Kociamie i powoli ruszyła w stronę domu.
W połowie drogi dogoniła ją zdyszana Pacynka.
- Popatrz ! – zawołała.
Nad Złąwsią, jak złocisty znicz paliła się trzecia gwiazda…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lis 12, 2007 23:51

Wiesz Caty?
Nie sądziłam, że to może być aż takie piekne... A to jest po prostu wspaniałe... I tak łapie za serce...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lis 13, 2007 11:28

WIEDZIAŁAM :!: :!: :!:
W Wigilię chyba Zławieś zmieni nazwę na Miauwieś :)
A Opowieści Brązowego Kota... Caty, przyznaj się, co znowu knujesz :idea:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lis 13, 2007 17:19

Kolejna gwiazdka! :D
MaryLux pisze:A Opowieści Brązowego Kota... Caty, przyznaj się, co znowu knujesz :idea:

MaryLux, masz rację, to baaardzo podejrzane... Chyba trzeba będzie Dziadków zagonić do śledztwa :wink:

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lis 13, 2007 20:28

No przecież muszę mieć coś dla Was. A kto mógłby kontynuować historie z dawnego Złociejowa, jak nie Kot Nauczyciela ??? A teraz, póki co...............

Nocne wyprawy



Na schodach domu Bajanny szczerzyły zęby dwie dynie. Obok nich siedziała czwórka dzieci, chuchając w zmarznięte dłonie i lekko pociągając nosami.
- A cóż to znowu ? – zapytała Bajanna
- Nikt się nie boi – wyjaśnił Filip.
Mała dziewczynka na dnie serca Bajanny zachichotała cicho.
- Trzeba je postawić… – Bajanna urwała i zamyśliła się – chodzcie ze mną, pokażę wam całkiem dobre miejsce.
Bajanna odsunęła się parę kroków w tył.
Dwie spuchnięte głowy efektownie szczerzyły zęby spomiędzy zarośli..
Idąca chodniczkiem panna Madzia zatrzymała się, wrzasnęła i upuściwszy niedużą paczuszkę pobiegła w stronę rynku wymachując rękoma i krzycząc coś bez ładu i składu.
Dzieci wybuchnęły śmiechem, a Bajanna aż musiała przysiąść na krawężniku.
Nagle za ich plecami cos zaszeleściło i z parku wyłoniły się dwie postacie w sportowych ubraniach.
- No pięknie. – Powiedział, marszcząc brwi Dziadek Rupol., a Dziadek Ramol, bez słowa sięgnął po bloczek na którym wypisywał mandaty.
- Straszenie o-by-wa-te-li….-zapisał z marsową miną i raz jeszcze zmierzył Bajannę surowym spojrzeniem. Bajanna posłusznie wrzuciła pięć złotych do skarbonki, którą podstawił jej pod nos Dziadek Rupol
Gdy Brygada Straży Miejskiej Do Zadań Specjalnych oddaliła się raznym truchtem Bajanna mrugnęła porozumiewawczo do dzieci.
- Ale było warto – powiedziała.
- Było – zgodził się piegowaty chłopiec, a jego siostra spojrzała na Weronikę i obydwie roześmiały się głośno.
Bajanna spojrzała na ratuszowy zegar.
- Ależ późno …- powiedziała. – chyba nie będziecie tak wracać sami, po nocy ?
- Mi tam nie straszno – chłopiec wzruszył ramionami..
- A mi tak – powiedziała jego siostra. – Teraz te wszystkie duchy na cmentarzu czytają listy…
Weronika wsunęła rękę w dłoń Bajanny.
- I co z tego, że czytają ? – zapytała Bajanna. – Jeśli czytają, to nie mają czasu…
-…aby spacerować po parku , albo huśtać się na drzewach – powiedziała Pacynka, a Weronika głośno wrzasnęła.
- Myślałam, że już śpisz – powiedziała Bajanna spoglądając na kamieniczkę z rzeźbionymi drzwiami.
- Etam – Pacynka pomachała termoforem w kraciastej powłoczce. – Obiecałam Kociamie termofor . Jeśli idziecie do domu – spojrzała na brata i siostrę – to mogę was kawałek odprowadzić.
Miasteczko powoli pogrążało się we śnie. Jedno po drugim gasły światła, a wiatr przynosił woń jedliny i wosku.
Na czystym wysokim niebie pulsowały światełka gwiazd.
- Będzie śnieg – powiedział chłopiec skręcając w drogę prowadzącą do wsi.
Kolorowy, mruczący dywan na podłodze kuchni Kociamy podniósł głowy znad misek.
Pacynka, ostrożnie stawiając stopy, aby nie nadepnąć na żaden z nerwowo poruszających się ogonów przeszła między dużymi, średnimi, małymi i zupełnie malutkimi mieszkańcami domu.
Kociama zdjęła z kolan najmniejsze kocię, czarne jak węgielek, i wstała z bujanego fotela.
Kocię potrząsnęło cieniutkim ogonkiem i niepostrzeżenie wymknęło się do sypialni, gdzie Kociama rozścieliła swoje duże , przytulne łóżko…
- Przyniosłam termofor – powiedziała Pacynka. – Mówią, że może przyjść mróz.
Kuchnia opustoszała w mgnieniu oka. Gdy ostatni, pręgowany ogon zniknął w drzwiach sypialni Maciejek, który jako jedyny pozostał w kuchni trącił Pacynkę łapą i zamruczał :
- Chyba przydałoby się jeszcze jedno łóżko…
Szamotanina i odgłosy walki w sypialni powoli zamieniły się w jednostajne, senne mruczenie.
- Jeśli idzie o łóżko – powiedział Pacynka - to mam w pracowni całkiem wygodny, składany fotel…
Kiedy Pacynka opuściła dom Kociamy, było już dobrze po północy.
Zimne powietrze na chwilę zaparło jej dech w piersiach, otuliła się pożyczoną od Kociamy chustą i wyszła z ogrodu na ulicę.
Niebo było ciemnogranatowe, prawie czarne, a gwiazdy świeciły mocnym, chłodnym blaskiem.
Pierwszy płatek śniegu zawirował w powietrzu i osiadł na rękawie płaszcza Pacynki.
Kiedy weszła na rynek w świetle ulicznych latarni wirowały większe i śmielsze już płatki…
- Pierwszy śnieg – powiedziała do siebie Pacynka i przypomniał sobie, że gdy była małą dziewczynką, w dniu, kiedy padał pierwszy śnieg, zawsze spotykało ją coś przyjemnego.
- Ciekawe, co wydarzy się rankiem ? – pomyślała wchodząc przez rzeźbione drzwi.
…Kiedy ogrodowa bramka zamknęła się za Pacynką Kociama ubrała ciepły sweter i filcowe botki i przerzuciła przez ramie nieduży plecak, ten sam, z którym codziennie chodziła po zakupy.
Maciejek śmignął przodem, wypadł do ogrodu i jak mały kociak zaczął gonić coraz gęściej padające płatki śniegu.
Kociama, jak nieduży, szary cień znikła między drzewami parku. Minęła dom nauczyciela z werandą przystrojoną liśćmi, ozdobnymi dyniami i wyciętymi z kartonu sylwetkami czarnych kotów. Maciejek prychnął i zjeżył sierść na grzbiecie.
W sypialni Molicy paliła się nieduża lampka, a Molica, ubrana w za duży, kraciasty szlafrok siedziała po turecku na łóżku i zapisywała coś w grubym zeszycie.
Naprzeciw niej, na kołdrze siedział brązowy kot z czerwoną kokardą .
Kociama uśmiechnęła się i cicho jak duch przeszła obok okna.
Za domem nauczyciela miejski park dziczał i łączył się z podmiejskim zagajnikiem. Było to miejsce zapomniane, nigdy nie odwiedzane prze mieszkańców miasteczka, nawet dzieci bawiące się w Indian nie zapuszczały się w tamtą stronę.
Rzecz jasna miejsce wcale nie było ponure – za dnia srebrzyście połyskujące pniami buków i błyskające bielą brzóz, ze ścieżką porośniętą puszystym mchem i wyglądającymi spod niego białymi kamykami.
Teraz, w świetle księżyca kamienie połyskiwały srebrem, a pnie drzew jaśniały w mroku jak sztachety fantastycznego płotu.
Kociama chuchając w dłonie dotarła do niedużej polanki, pośrodku której leżał duży, płaski kamień.
I chociaż Maciejek dobrze znal to miejsce Kociama powiedziała :
- Tutaj leżą żydowskie psy i koty
Ustawiła na płycie kilkanaście świeczek i zapaliła je jedną po drugiej.
Maciejek przysiadł na brzegu kamienia i zmrużył oczy.
„ Dziwne” pomyślał. „ Naprawdę bardzo dziwne. Dlaczego wszystko złe, co robią ludzie musi zawsze dotykać nas, zwierzęta ? ”
Kociama postała chwilę na polance i powoli zawróciła w stronę domu.
Płatki śniegu wirowały w powietrzu jak strzępki papieru, kawałki podartych listów, płatki zwarzonych mrozem jabłoni.
…Pacynka raz jeszcze wyjrzała przez okno :
Miasteczko ze złocistą łuną bijącą od cmentarza, pogrążone we śnie wśród wirujących płatków śniegu przypominało krajobraz zamknięty w szklanej kuli.
Pacynka delikatnie odsunęła ogon dużego, grubego, czarnego kota ze swojej części poduszki
i zapadła w sen.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto lis 13, 2007 21:52

Piekne i bardzo wzruszające
Caty dziekuje Obrazek

Przypomnialy mi sie czasy dzieciństwa kiedy Mama dawała mi w zimowe wieczory do łóżeczka cieplutki termofor a potem Babcia kołyszaca sie w bujanym fotelu,czytała mi bajki :)
Uwielbiam stary bujany fotel Babuni który stoi u mnie do dziś a czasem ja sie na nim bujam.
Pozdrawiam Caty serdecznie :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro lis 14, 2007 1:25

cudowne Caty.. :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Śro lis 14, 2007 9:30

Caty :1luvu: :love: , codziennie
Obrazek
Obrazek

kirke18

 
Posty: 2132
Od: Pt mar 31, 2006 10:17
Lokalizacja: Grudziądz

Post » Śro lis 14, 2007 17:05

Błękitny szalik



Babcia Tekla otworzyła oczy i zaraz szybko je zamknęła. W pokoju było niewiarygodnie jasno.
- Śnieg – powiedziała lakonicznie Miaulina i leciutko się otrząsnęła.
„ Płaszcz w szafie” pomyślała Babcia Tekla „ buty…buty powinny być na strychu a ciepły szal i czapka w komodzie.”
Prawdę powiedziawszy zimowe rzeczy od lat nie zmieniały miejsca, ale ostatnimi czasy Babcia Tekla lubiła przetestować swoja pamięć.
Ciepłe pończochy leżały obok łóżka od poprzedniego dnia, a przez poręcz fotela przewieszona był zimowa podomka.
Po śniadaniu, składającym się z kubka mleka i dwu kromek razowego chleba z miodem Babcia Tekla dorzuciła do pieca , pościeliła łóżko i napełniła miseczkę Miauliny.
- Może mały spacerek ? - zaproponowała, ale kotka rzuciła jej nieprzychylne spojrzenie.
Babcia Tekla wzruszyła ramionami.
- Jeżeli chodzi o MNIE – powiedziała – to wybieram się do Bajanny.
Miaulina wyskoczyła na okno.
Śnieg padał nieprzerwanie od północy, na gałęziach drzew leżały białe pierzynki a nieduża kupka jesiennych liści, którą Babcia Tekla zgrabiła poprzedniego dnia znikła pod warstwą
bieli.
Wszystko wokół było czyste i łagodne i tylko brzozom w zagajniku dalej paliły się czupryny.
Kiedy tylko Babcia Tekla zmiotła śnieg ze schodów i oparła miotłę o ścianę domu Miaulina ostrożnie wysunęła się na ganek.
Zbiegła na ostatni schodek i przysiadła na podwiniętym ogonie..
Strzepnęła z nosa malutki płatek śniegu zanim zdążył zamienić się w kroplę wody , spojrzała na spacerujące po polu wrony i mruknąwszy pod nosem „ na dziś wystarczy” wróciła do kuchni.
A Babcia Tekla owinąwszy szyję ciepłym szalikiem, który jak zwykle był na swoim miejscu, udała się do miasta.
Bajanna , owinięta pledem siedziała w fotelu przy oknie przyszywając szmacianej lalce kolorową czuprynę.
Weronika siedząc przy piecu kręciła kogel-mogel, a filip porządkował farby do malowania modeli.
- Wykapana Pacynka – powiedziała Babcia Tekla oglądając lalkę.
- Właśnie zastanawiam się, z czego zrobić kolczyki…
Bajanna sięgnęła do pudełka z różnymi drobiazgami.
Babcia Tekla posadziła lalkę na oknie i nagle znieruchomiała.
- Spodziewasz się gości ? – zapytała.
Przed bramką ogrodu Bajanny stał starszy pan w szarym berecie, z szyją okręconą błękitnym szalikiem.
Bajanna wstała z fotela i spojrzała w okno.
- Niemożliwe ! – wykrzyknęła.
Babcia Tekla wyjęła z kieszeni okulary i zamrugała oczyma z niedowierzaniem.
Weronika spojrzała pytająco na obie starsze panie.
- Weroniko, drogie dziecko – powiedziała Bajanna lekko drżącym głosem – bądź tak dobra i otwórz drzwi.
Weronika odstawiła na bok kubek .
- Kto to ? – zapytał przechodząc obok Bajanny, ale Bajanna była tak zaskoczona, że nie dosłyszała pytania.
- Kto to ? – Weronika ponowiła pytanie, kierując je tym razem do Babci Tekli, ale Babcia Tekla położyła palec na ustach.
- Dzień dobry – powiedziała Weronika i dygnęła.
Starszy pan poprawił szary beret i uważnie przyjrzał się Weronice.
- Tu mieszka pani Anna, prawda ? – zapytał.
- Nie – odpowiedziała Weronika. – tu mieszka Bajanna, która ma rude kocisko.
- Pani Anna Baj – starszy pan uśmiechnął się promiennie.
- No właśnie mówiłam, że Bajanna – Weronika odrobinę naburmuszyła się.
- A ty jesteś jej wnuczką…- starszy pan zawiesił głos.
Weronika pokręciła głową.
- Ja jestem Weronika – powiedziała. – Przyjechałam tu na wakacje, i teraz tu mieszkam. To znaczy będę mieszkać. W dworku za miastem, jak moja mama skończy projekt…
Urwała.
- Mów dalej, dziecko – poprosił starszy pan przecierając szkła okularów.
Weronika nagle przypomniała sobie, po co ja wysłano. Otworzył bramkę i jeszcze raz ukłoniła się.
- Bajanna prosi pana do domu – powiedziała. – Tylko trzeba uważać, bo pierwszy schodek…
- …jest krzywy – dokończył starszy pan.
Weronika otworzyła drzwi, a starszy pan wszedł do środka tak, jakby drogę do kuchni znal na pamięć.
- Witaj, Anno – powiedział zdejmując beret.
Bajanna podała mu obie dłonie.
- Wincenty …- szepnęła. – niemożliwe…tyle lat…
- A jednak…a jednak tak, Anno.
Filip spojrzał spode łba na nieoczekiwanego gościa,.
- To nie jest żadna Anna, tylko nasza Bajanna…- szepnął wprost do ucha Babci Tekli. – Zaraz zacznie robić maślane oczy i będzie biegał po marcepanowe batoniki jak pan komendant.
Babcia Tekla ukryła uśmiech i pogłaskała Filipa po sterczącej czuprynie.
- Może nie będzie aż tak zle – szepnęła. – Może maślane oczy będzie robił tylko na początku, a potem…
- A potem będą żyli długo i szczęśliwie ! – wykrzyknęła Weronika
Starszy pan rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Słuszna uwaga, moje dziecko – powiedział, a Weronika zaczerwieniła się po same uszy.
Kiedy Bajanna i niespodziewany gość przestali powtarzać w kółko „niemożliwe” i „ niewiarygodne” Weronikę wysłano do cukierni, a Filipa – do piwnicy po węgiel.
A Babcia Tekla, Bajanna i niespodziewany gość usiedli przy stole i pogrążyli się w rozmowie.
Weronika wybiegła na ulicę.
- Pewnie Kociama będzie wiedziała, kto to – powiedziała do szarego, pluszowego kotka i puściła się pędem na drugi koniec miasta.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lis 15, 2007 1:27

8O o rany .. kto to?

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter i 39 gości