Iweto, przede wszytkim jeszcze raz niezmiernie Ci dziękuję, że wzięłaś do siebie również Kubusie!
One nie miały już wiele czasu - gdyby nie Twoja decyzja, to mimo że je w końcu zlokalizowałam, musiałabym je tam zostawić... Pod podłogą werandy, bo tam jednak były. Kubuś przeniósł je do pudła - ale i tak nie miały żadnych szans. O czym przekonałam się dopiero w domu, robiąc im przegląd – takiej ilości rozmaitych kleszczy miękkich, w większości mikroskopijnych, jakie one miały powbijane w skórę, dosłownie wszędzie, jeszcze nie widziałam

Do tego jeszcze trochę wszołów i pcheł...
Te paskudztwa wyssałyby z nich całą krew, reszty dokonałyby wirusówki, które przy tak dużej inwazji szybko się przyplątują. Kilka godzin je iskałam, a i tak wczoraj jeszcze znajdowałam kleszcze tkwiące w wydawałoby się widocznych miejscach, które wcześniej wiele razy "przeleciałam" – koło oka, ucha. Frontline'u nie użyłam ze względu na zapach – Kubuś nie chciała ich karmić, odganiała, choć jednocześnie broniła. Bardziej od małych interesowało ją okno. Za wszelką cenę chciała wyjść, jakby myślała, że tam zostały jej dzieci, a te – to jakieś inne są...
Uszka teraz są już czyste, ale wcześniej miały je grubo powleczone czarną warstwą pyłu na podkładzie z woskowiny. Trzymało się to całkiem nieźle, prawie tak mocno jak kleszcze, które i tam, wewnątrz uszu, były powbijane.
Kubusie dzięki Tobie dostały ogromną szansę, mam nadzieję, że ją wykorzystają, że teraz już wszystko będzie dobrze
I z dużym Kubusiem też... Jej brzuszek wydawał się bolesny już od dłuższego czasu, ale trudno było jednoznaczenie powiedzieć, czy to ból brzucha, czy sutków, czy może tylko reakcja stresowa. Dobrze, że to się wyjaśni.
Podobnie, jak z sierścią na grzbiecie - pewnego dnia pojawiła się z równo "ściętą" w tym miejscu. Jakby otarła się o rozbitą szybę w okienku piwnicznym. Tak myślałam, tym bardziej że sierść szybko zaczęła odrastać. I dalej mam nadzieję, że to tylko to.
Kubusie moje śliczne, miejcie się zdrowo i bądźcie szczęśliwe...
Dziękuję Iweto!
---