Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lis 05, 2007 19:38

Pożegnanie lata


Trzydziestego pierwszego sierpnia, rano, Pacynka obudziła się wcześniej niż zwykle, a to głównie za sprawą dużego, czarnego, grubego kota, który w pospiechu opuścił łóżko udając się na Ważne Zebranie Kotów Złociejowa. Zebranie, jak zwykle, zwołała Miaulina, a dotyczyć miało podziału okolicznych pól, na których zaczynały urzędować myszy zbierając porzucone ziarno i ryjąc zimowe nory.
- Poczekajmy do trzynastego – mruknęła złowieszczo Pacynka w ślad za znikającym w szparze drzwi czarnym ogonem, ale duży, gruby, czarny kot nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi.
Pacynka poszła do kuchni i włączyła radio.
- Żegnaj lato na rok - zaśpiewał głośnik i Pacynka szybko zmieniła program. Poczuła nagły przypływ irytacji – chociaż koniec wakacji i zmierzające ku końcowi lato w żaden sposób nie zaburzało jej życia, to jednak, gdy pomyślała o chłodnych porankach i konieczności rozpalania w kuchennym piecu , o nieprzyjemnie zimnych w środku kapciach w które po przebudzeniu trzeba będzie wsunąć stopy kapciach , o mgle osiadającej na futrze dużego, grubego, czarnego kota i jesiennych nawałnicach przetaczających się nad Złociejowem, zrywających z drzew ostatnie liście przeszedł ją dreszcz, zupełnie jakby odrobina mgły wymieszanej z deszczem dostała się do słonecznej kuchni.
Pijąc poranną kawę starała się sobie przypomnieć, w którym pudle i na której półce ogromnej szafy stojącej w korytarzu leżą ciepłe szale i szaliki, rękawice i rękawiczki i ciepłe, ręcznie dziergane przez Bajonnę swetry.
Spojrzała w okno, gdzie po wygrzanej słońcem płycie rynku zmierzał w stronę swego biura komendant straży miejskiej i nagle zrobiło się jej go żal.
Wyobraziła sobie, jak razem ze służbowym psem patrolują ciemne, jesienne uliczki i przemoknięci wracają do biura i po raz drugi tego ranka wzdrygnęła się.
Telefon zadzwonił dokładnie w momencie, gdy wyobraznia podsunęła jej obraz kotów Kociamy z obrzydzeniem brodzących w mokrej trawie.
- Mam nadzieję, że nie śpisz – po drugiej stronie odezwała się Bajanna. – Pamiętasz, że dzisiaj mamy pożegnanie lata ?
„ Aż za dobrze ” pomyślała Pacynka, zaś głośno powiedziała :
- Tak, oczywiście. Na kogo padło tym razem ?
Dla Pacynki, rzecz jasna było to obojętne, ponieważ zajmowała mieszkanie w kamieniczce, a tradycyjnie lato żegnano wielkim ogniskiem, bigosem, malinowym sokiem dla dzieci i porzeczkowym winem dla dorosłych, ale główna potrawą tego wieczoru były pieczone ziemniaki.
- No więc usiądz sobie wygodnie – powiedziała Bajanna i zrobiła małą przerwę. – U burmistrza.
- I …? – Pacynka zawiesiła głos.
- I od rana na ratuszu wisi kartka zawiadamiająca, że burmistrz jest bardzo zajęty.
Pacynka zachichotała.
- A co na to trawnik burmistrza ? – zapytała.
- Wiesz, że zapytałam o to samo ? – Bajanna parsknęła śmiechem. – I nie zgadniesz, co mi odpowiedział…
- Nie zgadnę. – Pacynka zapomniała o czekających za wzgórzami ulewach,, śladach ubłoconych łap na świeżo wymytej podłodze i mglistych wieczorach.
- Powiedział, że tradycja sierpniowego ogniska jest starsza niż jego trawnik…
Pacynka – choć Bajanna nie mogła tego widzieć – z aprobatą pokiwała głową . Przypuszczenie, że po prostu nie chciał przegapić jeszcze jednej okazji bezkarnego najedzenia się kremówek, przyszło znacznie później – gdy zobaczyła, jak panna Madzia wychodzi z cukierni i odbiera od dziadka Ramola białą kopertę z wizerunkiem złociejowskiego ratusza w lewym, dolnym rogu.
- Pan burmistrz prosił, aby to pani przekazać – powiedział Dziadek Ramol poprawiając czarną baseballówkę z napisem Straż Miejska, Brygada do Zadań Specjalnych…
Panna Madzia przebiegła oczyma po kartce.
- I żeby posypać cukrem pudrem – wtrącił Dziadek Rupol
Panna Madzia cmoknęła z dezaprobatą..
- Tajemnica korespondencji…- mruknęła cichutko, ale Dziadek Ramol, zwykle przygłuchy odparł :
- Na przykład mógł być to list z pogróżkami.
- Z pogróżkami ? – zdziwiła się panna Madzia.
Dziadek Rupol pokiwał głową.
- „ Proszę dostarczyć tysiąc złotych we wskazane na mapie miejsce, w innym przypadku powiadomimy Sanepid”.
Panna Madzia szeroko otworzyła oczy.
- Taaak ? – zapytała. – A dlaczego Sanepid ?
Dziadek Ramol i Dziadek Rupol wymienili znaczące spojrzenia, a panna Madzia nagle poczuła, ze zaczynają ją swędzieć paznokcie.
- To my sobie już pójdziemy – powiedział Dziadek Ramol i lekkim truchtem skierował się w stronę parku, a tuż za nim Dziadek Rupol.
- Dam ja wam Sanepid – fuknęła panna Madzia i zaczęła się zastanawiać pod jakim pozorem mogłaby poprosić Miaulinę…
- A fe - powiedziała Pacynka starając się nie parsknąć śmiechem.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lis 05, 2007 21:13

Ech, lato... nawet takie babie lato...
Złoto i czerwień liści, błękitne dymy snujące się po ścierniskach, pomarańczowy, potrzaskujący ogień... Mio powspominać...
Za oknem deszcz ze śniegiem siecze w szyby.. Koty pozwijały się w puszyste kłębki na kanapach i fotelach, pookrywały nosy ogonami i śnią o cieplejszej porze roku...
Czas zacząć smażenie pigwowej konfitury, zebrać z ogrodu ostatnie winogrona, postawić ocieplane budki dla działkowych kotów... I czekać, aż śnieg rozjaśni noce...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lis 06, 2007 0:33

:1luvu: :1luvu: :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Wto lis 06, 2007 17:55

caty pisze:Właśnie wróciłam z cmentarza :

Pozdrowieni niech będą żywi,
co strumieniem poprzez cmentarz płyną,
kiedy płomień na wietrze się krzywi
i dokoła pchnie jedliną...

Z nas początek biorą smukłe brzozy
w kulach czszek kiełkije przedwiosnie,
i nijakiej nie ma w nas grozy
trwamy wiecznie, spokojnie, bezgłosnie...

Pozdrowieni niech będą zywi
których smutek żre niepotrzebny
płyty grobów pielęgnuja troskliwie
a my zywot pędzimy podniebny...

Pozdrawiamy was jak najczulej
my, podziemnych włości gospodarze
gdy chryzantem najeżone kule
przynosiecie nam tej nocy w darze...


tak mi się napisało, jak stałam w korku ...


Ładnie ci się napisało! :D Jednak korki są czasami też pożyteczne... :mrgreen:

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lis 06, 2007 17:57

caty pisze:- Miałyśmy już przyjemność…- zaczęła Miaulina, ale widząc, że mama Weroniki i Filipa nagle blednie urwała i dokończyła – miau, mru, mru - mru.

:ryk: :ryk: :ryk:
Mama Weroniki i Filipa dopiero się musi przyzwyczaić do Złociejowa... :D

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lis 06, 2007 20:19

... O tym, że burmistrz stanął na wysokości zadania przekonali się już pierwsi goście, którzy pojawili się o piątej po południu.
W bramie domu powitała ich słomiana kukła w rudo-brązowej sukience i w koralach z jarzębiny, a na trawniku piętrzył się stos gałęzi i drewna. Na polowej kuchni wypożyczonej od strażaków bulgotał bigos , a pod schodami werandy stał dyskretnie przyrzucony lnianym obrusem dymion z porzeczkowym winem.
Sam burmistrz kręcił się po ogrodzie mrucząc pod nosem bardzo brzydkie słowa i zapytany wyjaśnił, że zapodział gdzieś klucz od piwnicy, w której znajdowały się ziemniaki.
- Daję głowę, że położyłem go TUTAJ – wskazał na schody i jeszcze raz, dla pewności wywrócił kieszenie spodni. – Rozstąp się ziemio…- dodał.
- Trzeba kupić – powiedziała praktycznie panna Madzia kładąc na schodach sporej wielkości paczuszkę.
Burmistrz rozłożył ręce.
- To wprawdzie nie to samo, ale…
- Popatrz, co to złociejowskie wymyślili – od strony ulicy dobiegł czyjś zaintrygowany głos.
- No bo u nich zwyczaj taki – odparł drugi głos i wszyscy spojrzeli w stronę bramy.
Na ulicy stało dwoje dzieci – chuda dziewczynka o jasnoniebieskich, prawie białych oczach i piegowaty chłopiec w nasuniętej na czoło czapce.
Molica uśmiechnęła się promiennie.
- Mam dla ciebie nowości – powiedziała.- Takie jak lubisz, o zwierzętach.
Dziewczynka położyła rękę na klamce.
- Wspomnienia starej kotki – dodała Molica.
- Tata przysyła ziemniaki – powiedział chłopiec wskazując na duży, ciężki worek leżący na taczkach.
Pacynka klasnęła w dłonie.
- No i samo się rozwiązało !
Chłopiec zawrócił taczkami i, nie patrząc na gości, powiedział do siostry –
- Chcesz to siadaj, przewiozę cię.
Dziewczynka chwilę zawahała się i zrobiła krok w stronę taczek.
- O nie – powiedziała Babcia Tekla. – Dzisiaj będziecie naszymi specjalnymi gośćmi.
Brat i siostra spojrzeli na siebie , a potem nieśmiało weszli do ogrodu..
- Ja to chyba jestem z tobą w jednej klasie – powiedziała do dziewczynki Weronika i w podskokach pobiegły w stronę ogniska.
Piegowaty chłopiec ociągając się podszedł do Molicy.
- Ja to o zwierzakach nie przepadam, ale jakby co było o samolotach…- powiedział, a Molica pokiwała głową.
- O samolotach też mam – odrzekła. – W poniedziałek będzie oficjalne otwarcie biblioteki i już będzie można brać książki do domu.
Kiedy przyszli wszyscy zaproszeni goście burmistrz zastukał w ogromna patelnię i chrząknął.
dwa razy.
Pacynka wzniosła oczy do góry, a Babcia Tekla przypomniała sobie, że jako osoba mająca dziewięćdziesiąt lat ma wszelkie prawo być głuchą.
Przez jeden moment pozazdrościła Dziadkowi Ramolowi i Dziadkowi Rupolowi, którzy dla pewności patrolowali teren wokół domu burmistrza
„ Jeżeli tylko będzie wakat” pomyślała Babcia Tekla „ to ja się zgłaszam” ale za chwilę uświadomiła sobie, że burmistrz nie wygłasza swoich słynnych przemówień codziennie.
- Drodzy goście…- zaczął z namaszczeniem burmistrz. – Dzisiaj, choć kalendarz jeszcze tego nie pokazuje żegnamy lato, żegnamy wakacje, aby…
- Przez całą jesień a potem przez całą zimę cieszyć się smakiem kremówek panny Madzi przy wieczornej kawie – powiedziała Pacynka biorąc z rąk osłupiałej panny Madzi tackę z kremówkami i wręczając ją burmistrzowi.
Burmistrz zamachał rękoma na znak protestu i chyba po raz pierwszy w życiu chciał powiedzieć coś od siebie, ale jego głos utonął w oklaskach i ogólnym aplauzie.
- Dziękuje – powiedziała babcia Tekla ściskając rękę Pacynki. –założę się, że nie przepuściłby „żywej lekcji historii ”…
Burmistrzowi nie pozostało nic innego, jak tylko pójść za innymi w stronę ogniska, gdzie piegowaty chłopiec i Filip wkładali ziemniaki w gorący popiół.
- Nigdy nie piekłem ziemniaków – powiedział Filip, a piegowaty chłopiec wzruszył ramionami.
- Żadna sztuka – powiedział. – Tylko trza pilnować coby się nie spaliły.
Filip pomyślał, że jeszcze miesiąc temu parsknąłby śmiechem słysząc „trza” i „coby”, ale zamiast tego przytaknął :
- Trza – i obydwaj roześmiali się głośno.
Tymczasem panna Madzia poczęstowała wszystkich kremówkami udając , że nie widzi, jak burmistrz po raz drugi stanął w kolejce z talerzykiem w ręce…
- Wracając do „żywej lekcji historii” – Molica usiadła pomiędzy Wnukiem a Babcią Teklą
- to żegnanie lata…
Babcia Tekla odetchnęła z ulgą.
- Pożegnanie lata…- powtórzyła. – Jest tak stare jak Złociejowo, i chyba tylko lipy przy kościele wiedzą, jak to naprawdę było…Gdzie indziej topią na wiosnę Marzannę, a my zapraszamy jesień…
- Żeby była złota i ciepła, nie dręczyła nas deszczem i chłodem – wtrąciła Bajanna
Kiedy niebo nad Złociejowem zrobiło się fiołkowo-błękitne, a nad wieżą ratusza zapaliła się jasna, cytrynowo-żółta gwiazda w ogrodzie burmistrza zapachniało bigosem i ziemniakami.
Mieszkająca na dnie serca Bajanny mała dziewczynka chwyciła największy ziemniak i parząc sobie palce zaczęła obierać go ze skórki.
Kiedy drobiny popiołu lekko zazgrzytały w zębach do Bajanny powrócił obraz pastwiska na skraju lasu, gdzie rozkładała stary, wojskowy koc, zapalała malutkie ognisko i wyjmowała z pudelka nici i szmatki.
Krowy, jak czerwono-białe fasolki leżały na łące wolno przeżuwając trawę, a wokół nich unosił się zapach mleka i obory.
Kiedy niebo zasnuwało się chmurami, a wieczorny chłód gryzł w palce dokuczliwie jak mały psiak Bajanna grzała zziębnięte dłonie o ciepłe, gładkie boki krów.
Czasem nad pastwiskiem zaczynał krążyć jastrząb, a wtedy Bajanna chwytała koc i powiewając nim jak wielkimi skrzydłami obiegała pastwisko dopóki nie zniknął za lasem.
- I co, dobre ? – zagadnął nieśmiało piegowaty chłopak trącając Filipa w łokieć.
- Mmmm – odpowiedział Filip z ustami pełnymi jedzenia, a kiedy przełknął lekko zaczerwienił się i powiedział – Słyszałem, jak pytałeś o książkę o samolotach…Bo ja to lubię sklejać modele.
Chłopcu aż zaświeciły się oczy.
- J też bym lubiał – odparł – ale we wsi nigdzie kupić nie można, we Złociejowie nie ma, a samemu do Miasta… Jak żem raz pojechał tom się zgubił.
- A ja to się zgubiłem w Złociejowie – powiedział Filip. – Pierwszego dnia. Jak przyjadą moje rzeczy to dam ci te, co mam podwójne. I farby.
- O rany – wykrzyknął chłopiec. – To u mnie możemy kleić i …- urwał patrząc w stronę Złejwsi. Za nim spojrzeli 3szyscy stojący obok.
- Patrzcie !- zawołała Pacynka. – Patrzcie !
Nad Złąwsią, obok małej srebrnej gwiazdki zza wieczornej , białej, postrzępionej chmury wyjrzało drugie światełko. Na początku zaświeciło słabym blaskiem i zgasło, ale po chwili rozbłysło pełnią światła.
Gdzieś na obrzeżach wsi, tam, gdzie rozpościerały się zielone pastwiska radośnie zaszczekał pies.
Nad Złociejowem pierwsza tego roku spadająca gwiazda szerokim lukiem przecięła horyzont
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto lis 06, 2007 23:51

spadająca gwiazda...czy mogę mieć życzenie :oops:
Koty żyją akurat tyle, żeby zdążyły spleść się z naszym życiem i zapaść
głęboko w serce. Potem je łamią. Ale ile warte byłoby życie bez nich...


Dwie baby i rudy ...

tosiula

 
Posty: 23191
Od: Sob lut 24, 2007 17:42
Lokalizacja: Kujawy; między miskami a kuwetą

Post » Śro lis 07, 2007 0:07

Obrazek

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro lis 07, 2007 1:18

ale mi sie miło i przyjemnie zrobiło... :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Śro lis 07, 2007 8:49

:1luvu: i po to rano otwieram pocztę w pracy, żeby się przenieść do Złociejowa, i też mam takie cichutkie marzenie (kocie), niech mi gwiazdka pomoże...
Obrazek
Obrazek

kirke18

 
Posty: 2132
Od: Pt mar 31, 2006 10:17
Lokalizacja: Grudziądz

Post » Śro lis 07, 2007 15:14

Cudowne pożegnanie lata - czy raczej zaproszenie jesieni :D
I druga gwiazda nad Złąwsią! Ciekawe co tam się wydarzyło że zaświeciła...

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro lis 07, 2007 21:56

Poważna sprawa

Pacynka wyszła na balkon i spojrzał na miasteczko. Okoliczne wzgórza okrywała delikatna mgła, z której wyłaniały się tu i ówdzie złote, czerwone lub brunatne wierzchołki drzew.
W powietrzu pachniało dymem z ogniska, a nad polami u stóp wzgórza krążyły stada wron.
Duży, gruby, czarny kot położył u stóp Pacynki tłustą mysz i wyskoczył na skrzynkę z chryzantemami.
- Jesień – powiedział, spojrzał na mysz i oblizał się. – Jesz, czy…..?
- Jesień. Nie jem – odparła Pacynka drapiąc go pod brodą.
Nad dachami domów powoli, jedna za drugą rozwijały się niebieskie wstążki dymu..
Z balkonu Pacynki widać było stromy dach domu Kociamy, brzozy otaczające dom Babci Tekli i poważne modrzewie strzegące ogrodu Bajanny.
Pacynka spojrzała w niebo. Słońce delikatnie oświetlało dachy kamieniczek, złociło kocie łby rynku, połyskiwało w szybach okien.
Komendant straży miejskiej wyszedł z biura, a obok niego podskakiwał służbowy pies trzymając w zębach gruby patyk.
Komendant popatrzył na chodnik, pochylił się i podniósł z ziemi świeży, połyskujący czystą miedzią kasztan.
Wytarł go o kurtkę i schował do kieszeni.
Chwilę nad czymś się zastanawiał, a potem schylił się po jeszcze jeden i jeszcze jeden. Każdy starannie wycierał o połę kurtki, a potem, nie widząc ukrytej za firanka Pacynki, przyklęknął i zaczął układać coś na chodniku, tuż obok kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami. Służbowy pies zaglądał mu przez ramię i z aprobatą machał ogonem.
Kiedy komendant wstał i krytycznie przyjrzał się swemu dziełu oczom Pacynki ukazało się ogromne serce.
- Poważna sprawa – mruknął duży, gruby, czarny kot zakrywając łapą nos, a Pacynka pociągnęła go żartobliwie za ogon.
Duży, gruby , czarny kot ukrywając uśmieszek patrzył jak jego pani krąży po kuchni podśpiewując coś pod nosem.
Słońce zabłysło na złoconym brzeżku filiżanki. Pacynka dolała do kawy śmietanki i posmarowała kromkę chleba morelowym dżemem ze spiżarni Babci Tekli.
Duży, gruby, czarny kot chrząknął i postukał w brzeg miseczki.
- Ojojoj – Pacynka zerwała się z miejsca i sięgnęła po kolorową puszkę.
Kot zamruczał i zabrał się za spóźnione śniadanie.
- Pogoda w sam raz na spacer – orzekła Pacynka owijając się złoto-brązowym szalem i spinając go broszką w kształcie liścia.
Wsunęła stopy w złoto-brązowe mokasyny i zbiegła na dół po schodach.
Duży, gruby, czarny kot wyskoczył na stół, po czym zanurzył łapę w dzbanuszku ze śmietanką.
- Poważna sprawa – mruknął, bowiem po raz pierwszy Pacynka nie sprzątnęła ze stołu po śniadaniu…
Pierwsze jesienne liście ułożyły się na chodniku w kolorową mozaikę, a w parku pachniało wilgocią i grzybami.
Słońce długimi promieniami przeświecało przez gałęzie drzew, a między pniami unosiła się lekka mgiełka.
Pacynka przystanęła nasłuchując. Z gałęzi na gałąz przeskoczyła wiewiórka. W oddali zaszczekał pies
Pacynka poprawiła szal i spojrzała w kieszonkowe lusterko.
Komendant straży miejskiej zatrzymał się na wielka kałużą, która pozostała po ostatniej letniej burzy.
Jak w lustrze zobaczył w niej odbicie psiego pyska tuż obok swojej twarzy. A potem cos zaszeleściło i w kałuży pokazała się uśmiechnięta twarz Pacynki.
- Pierwszy jesienny dzień – powiedziała kładąc na wodzie zieloną łupinkę kasztana. Komendant delikatnie skierował ją na środek kałuży.
- Zielona łódka – powiedział czerwieniąc się po uszy.
- Pusta – powiedziała Pacynka i wrzuciła do skorupki dwa malutkie kamyki, które od niepamiętnych czasów nosiła w kieszeni żakietu.
Komendant u niósł brzeg szala Pacynki, który już zdążył zamoczyć się w wodzie.
- Płynie do wiosny – powiedział.
W koronie drzewa nad ich głowami cos zaszeleściło.
- Może i nam uda się dopłynąć – powiedziała Pacynka wsuwając dłoń w dłoń komendanta.
- Ojojoj – mruknął duży, czarny, gruby kot. – Poważna sprawa.
I razem ze służbowym psem wymienili porozumiewawcze spojrzenie…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro lis 07, 2007 22:01

Ojoj!
Obrazek

Blusik

 
Posty: 3712
Od: Czw lut 22, 2007 22:29
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Śro lis 07, 2007 23:33

Ojojoj, Blusik !!!!!!!
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lis 08, 2007 1:33

poważna sprawa :mrgreen:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 36 gości