Bardzo bardzo Wam dziękuję. I odpowiadam kolejno.
Po pierwsze wcale się nie denerwuję, że podpowiadacie. czasami po wielu bardzo skomplikowanych badaniach i antybiotykach pomagają jakieś zwykłe, najprostsze sposoby, na które się po prostu nie wpada, bo właśnie są takie proste. O metronidazolu rozmawiałam wczoraj z annskr. Też opowiadała o swojej koteczce, że nic nie pomagało i nagle to. Zamierzam jutro porozmawiać o tym z Panią Doktor.
Jak pisałam o tych "doradzaczach", żeby uśpić, nie miałam zupełnie na myśli nikogo z forum. Tu, na szczęście, takich skłonności do stosowania eutanazji jako środka na wszelkie problemy, nie ma.
Pani Doktor ciągle jest przekonana, że uda sie opanować biegunkę. A dopóki ona wierzy, ja też. Mam do niej absolutne zaufanie, że nigdy w życiu nie będzie męczyć zwierzęcia dla własnej ambicji. Dla niej dobro zwierzęcia jest bezwarunkowo ważniejsze niż odhaczanie własnych sukcesów. Dlatego mimo, że czasami ogarnia nas takie straszne zwątpienie, walczymy dalej i słuchamy się wetki. Co do umiejętności i wiedzy Pani Doktor to pisać nie będę, bo wszyscy wiecie, jakie mam na ten temat zdanie.
To na pewno nie jest zapalenie jelit. Wetka brała to też pod uwagę i sprawdziła.
I powiem Wam, że wetka główkuje cały czas, co by tu zrobić. Ostatnio kazała Pani Jadzi podać Malwince rozrobioną... żelatynę. Nie powiem, trochę zbaraniałyśmy

, ale co tam. Przecież to nic trującego. Pani Jadzia podała i... KUPA JUż NIE JEST śMIERDZąCą WODą. Ma konsystencję budyniu. W dodatku Malwinka cały czas je swojego Hillsa. To OGROMNY sukces, bo przecież dzisiaj nie dostała zastrzyku i normalnie w niedzielę była tragedia.
Jesoooo, trzymajcie kciuki, żeby się wreszcie odwróciło. Żeby to był przełom. Przed chwilą rozmawiałam z Panią Jadzią. Aż się pobeczałyśmy z radości
